Pisał listy do Putina, żeby ratował rosyjską lekkoatletykę. Teraz sam ją pogrąży?

Czy Siergiej Szubienkow, gwiazda biegu na 110 m przez płotki, kawaler rosyjskich orderów, bohater walki o oczyszczenie lekkoatletyki, wpadł właśnie na dopingu? To byłaby przedolimpijska katastrofa, ale Szubienkow broni się, że informacje o wykrytym u niego diuretyku i o grożącej czteroletniej dyskwalifikacji to pomówienia.

To uderzyłoby w rosyjski sport bardziej niż niedawne orzeczenie Trybunału Arbitrażowego, odbierające Rosji prawo startu pod własną flagą w dwóch najbliższych igrzyskach. Jeśli brał nawet Szubienkow, to jak wierzyć, że ktokolwiek może być czysty? I jak wierzyć w tej sytuacji, że władze światowej lekkoatletyki przywrócą w marcu Rosjanom prawo startu w zawodach międzynarodowych jako sportowcom neutralnym?

Zobacz wideo Włoszczowska o problemach z igrzyskami. Zwraca uwagę na kontrole antydopingowe

Szubienkow, jeden z niewielu Rosjan dopuszczanych do wielkich zawodów

Szubienkow to jedyny rosyjski mistrz świata w biegu na 110 m przez płotki, złoty medalista z MŚ 2015, wicemistrz z 2017 i 2019, jeden z nielicznych rosyjskich lekkoatletów dopuszczanych przez ostatnie lata do najważniejszych zawodów jako ANA (Authorised Neutral Athlete), czyli sportowiec neutralny. Był przez ostatnie lata głosem czystej rosyjskiej lekkoatletyki. Domagał się reform w krajowej federacji, pisał listy do Władimira Putina z prośbą o wsparcie w posprzątaniu tego bałaganu. Przekonywał, że im wyżej w rosyjskiej lekkoatletyce, tym czyściej, że największe szwindle dzieją się w regionach. On i skoczkini wzwyż Maria Lasickiene zamienili się w nieformalnych rzeczników rosyjskiej sprawy. Bo kolejni szefowie federacji lekkoatletycznej Rosji stracili w świecie jakikolwiek posłuch i szacunek. Rosyjska federacja ani nie spłacała grzywien nałożonych na nią za systemowe oszustwa, ani nie pokazywała, że jest gotowa się oczyścić.  

Od listopada 2015 roku Rosja jest zawieszona w prawach członka światowej lekkoatletyki. Od tego czasu przegrała już 15 głosowań o przywrócenie dawnego statusu. Od pięciu lat nie może wystawiać reprezentacji w żadnych zawodach międzynarodowych. Sportowcy spod skrótu ANA formalnie reprezentują tylko siebie, startują w neutralnych barwach, ich medale nie są zaliczane do dorobku Rosji. Żeby uzyskać dopuszczenie do startów, ANA muszą przejść przez bardzo gęste antydopingowe sito, mieć niezbędną liczbę testów przeprowadzonych za granicą i nieposzlakowaną opinię. Do igrzysk 2016 w Rio dopuszczono tylko jedną Rosjankę, skaczącą w dal Darię Kliszynę. Pula na Tokio jeszcze nie została ustalona, ale mówiło się o góra dziesięciorgu ANA z Rosji. Dlatego każda wpadka dopingowa ANA jest szokiem.

Rosja od 2015 jest zawieszona w światowej lekkoatletyce, ledwo uniknęła całkowitego wyrzucenia

Dotychczas zdarzyła się taka tylko jedna: złapano Daniła Łysienkę, halowego mistrza świata w skoku wzwyż z 2018 roku. I co jeszcze gorsze, okazało się, że rosyjska federacja próbowała zatuszować jego wpadkę. Prezes Dmitrij Szlachtin i jego ekipa musieli się podać po tej aferze do dymisji, a Rosji groziło już nie zawieszenie, ale wyrzucenie ze światowej lekkoatletyki. Po tej aferze został również zawieszony dla Rosji program ANA, dopuszczania lekkoatletów jako neutralnych. Dopiero w marcu ma zapaść decyzja, co dalej z programem.  

World Athletics nie wyrzuciła Rosji, ponieważ w ostatniej chwili minister sportu Oleg Matycin obiecał spłacenie grzywien (zebrało się ponad 5 milionów euro), a federacji wyznaczono trójkę kuratorów, którzy mieli nadzorować porządki i pomóc rosyjskim sportowcom w wywalczeniu powrotu do startów. Nowy szef rosyjskiej lekkoatletyki Peter Iwanow zdawał się budzić zaufanie, relacje się ocieplały. Dopingowe kłopoty Szubienkowa to byłby cios między oczy. Strona news.ru, która poinformowała, że u płotkarza wykryto diuretyk furosemid, czyli środek moczopędny, który pomaga w zbijaniu wagi, ale też pomaga się wypłukać z dopingu, napisała, że po tej informacji sam minister sportu wybrał się z wizytą do bazy treningowej Szubienkowa w Barnaule. Ministerstwo potwierdziło wizytę, ale przekonuje, że była planowana wcześniej. „Sport-Ekspres” precyzował, że w przypadku Szubienkowa chodzi o śladowe ilości substancji, że niewykluczone jest przypadkowe zażycie w zanieczyszczonej odżywce i szansa na złagodzenie dyskwalifikacji, która za taki doping może sięgnąć czterech lat. 

Szubienkow w oświadczeniu zapewnia, że wiadomość o tym, że wykryto u niego furosemid jest kłamstwem „wymyślonym przez anonimowe źródło”. Ale potwierdza, że dostał list od Athletic Integrity Unit, czyli komisji dyscyplinarnej działającej przy światowej federacji lekkoatletycznej. „Ale ten list w ogóle nie jest o furosemidzie. Nie mogę ujawnić szczegółów ze względów prawnych. Ale zwróćcie uwagę, że nie nałożono na mnie żadnych restrykcji i trenuję normalnie. Dziękuję wszystkim, którzy nie uwierzyli w tamtą wiadomość” – napisał Szubienkow.  

Więcej o: