Fajdek zamienił trenerkę na Ziółkowskiego. "Jola podchodziła do niego jak do 15-latka"

Dlaczego na dziewięć miesięcy przed igrzyskami w Tokio Paweł Fajdek rozstał się z trenerką, z którą zdobywał złote medale mistrzostw świata i zatrudnił Szymona Ziółkowskiego, który nigdy nikogo nie trenował? - Jola podchodziła do niego jak do 15-letniego młodzieńca - słyszymy. Ale obaj mistrzowie rzutu młotem tłumaczą, że to nie tak.

Doha, 3 października 2019 r. Kilkanaście godzin wcześniej Paweł Fajdek został mistrzem świata w rzucie młotem. Zrobił to po raz czwarty z rzędu. Ma dopiero 30 lat i jeszcze dużo do wygrania. Rozmawiamy o najważniejszym, zbliżającym się celu, tytule mistrza olimpijskiego. - Od siedmiu lat słyszę o igrzyskach, to dla mnie nic nowego - mówi.

Zobacz wideo Justyna Święty-Ersetic: Sezon na wariackich papierach. Dopiero się zaczął i już się kończy

Siedem lat wcześniej na igrzyskach W Londynie Fajdek spalił w eliminacjach wszystkie trzy rzuty. W Rio w 2016 r. coś mu zmierzono, ale niewiele - też odpadł w kwalifikacjach. To była sensacja, bo Fajdek uchodził za takiego pewniaka do złota w rzucie młotem, jak Usain Bolt w biegach na 100 i 200 metrów.

- Takim faworytem, jakim byłem w Rio, to już nigdy nie będę. Ale obym miał zdrowie, to się bardzo dobrze przygotuję. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się zbudować taką formę, jak chcę i dzięki temu będę rzucał tak daleko, jak jeszcze nigdy - mówi nasz mistrz 3 października 2019 r. w Dosze.

"Paweł potrzebuje trenera, który go dociśnie"

Sezon 2020 jaki był, każdy widział. Rzuciła się na niego pandemia. Stłamsiła, odebrała wszystko, co najważniejsze. Fajdek trudny czas wykorzystał na odpoczynek. Gdy we wrześniu w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie nie rzucił 80 metrów, chyba trochę żałował, że nie potrenował więcej. Gdy pytałem, ile procent swojej normalnej pracy wykonał w tym roku, odpowiedział, że 60, najwyżej 70 procent. Wtedy już wiedział, że wkrótce zacznie zasuwać na 100 procent. Z Szymonem Ziółkowskim, byłym mistrzem rzutu młotem, który nigdy nikogo nie trenował i specjalnie dla Fajdka zrobił uprawnienia instruktora.

- Dużo mam rewolucji w życiu tym roku. Zmiana województwa, klubu, menedżera, trenera - mówi dziś  Fajdek w rozmowie ze Sport.pl. - Uznałem, że albo teraz, albo nigdy. Nie ma na co czekać, postawiłem na siebie. Byłem gotowy na to, że po igrzyskach zmienię trenera, a że one zostały przeniesione, to do zmiany doszło przed igrzyskami - dodaje.

Po co mistrzowi mistrz u boku? Dlaczego Fajdek zrezygnował ze współpracy z Jolantą Kumor, która odkryła jego talent, później oddała go pod skrzydła cenionego fachowca Czesława Cybulskiego, a w latach 2016-2020 znów go prowadziła, z sukcesami?

- Uważam, że Paweł zauważył, że potrzebuje trenera, który go dociśnie - mówi nam Grzegorz Nowak, szkoleniowiec, który dobrze zna i Fajdka, i Ziółkowskiego. - Szymona znam lepiej, bo współpracowaliśmy trzy lata. Z Pawłem się mijałem, rozmawiałem mnóstwo razy na zawodach i treningach - wyjaśnia trener. - Paweł potrzebuje kogoś, kto go przypilnuje. Jola podchodziła do niego jak do 15-letniego młodzieńca. Za miękko. Ale ona ma taki charakter - dodaje Nowak.

Fajdek: Byłem nieznośny

Fajdka pytamy, czy rzeczywiście poprosił Ziółkowskiego o pomoc, bo chce mieć nad sobą bat. - Nie mam problemu z trenowaniem, z wykonywaniem pracy - odpowiada.

Ale przypomnijmy jeszcze raz rozmowę z Dohy. - W tym sezonie wstawałem nawet na śniadania, co wcześniej mi się bardzo rzadko zdarzało - śmiał się. - Ludzie z mojego sztabu bardzo o mnie dbają. Czasami aż za bardzo. Szczególnie trener Jola Kumor. Bywało, że miałem dosyć, obrażałem się i szedłem na trening sam, bo dmuchanie na zimne mnie denerwowało. A ono było zawsze jak mi coś nie wychodziło, jak mnie bolały plecy, jak za bardzo chciałem rzucać 80 metrów. No, byłem nieznośny - mówił mistrz przed rokiem.

Teraz pytam Fajdka, czy wyobraża sobie, że Ziółkowskiemu też mógłby nie pozwolić przyjść na trening. - Myślę, że nie będzie żadnych problemów, bo Jola próbowała jeszcze walczyć, a Szymon doskonale wie, że w sporcie egoizm jest czymś naturalnym. To jest dobra cecha dla ludzi wielkich. Jeżeli powiem, że mam potrzebę pójścia na trening sam, to nie wierzę, że będzie z tym jakikolwiek problem. To są rzeczy naturalne - odpowiada. - I wiadomo, że facet z facetem zawsze się inaczej dogada niż facet z kobietą - dodaje.

Ziółkowski: To on będzie odpowiedzialny za wszystko

Ziółkowski patrzy na sprawę podobnie, a odpowiedzi panowie raczej nie mieli kiedy i jak uzgodnić. - Nie spodziewam się takich stwierdzeń ze strony Pawła, że mam nie przychodzić na trening, "bo nie", ale zdaję sobie sprawę z tego, że czasami Paweł będzie musiał popracować sam ze sobą. To jest element niezbędny - mówi Ziółkowski. - Koniec końców na Stadionie Olimpijskim w Tokio to on będzie odpowiedzialny za wszystko, stojąc w kole. Zawodnik niejednokrotnie powinien wykonywać treningi sam, żeby nie szukał wsparcia w osobie z zewnątrz, tylko żeby zrozumiał, jak ma sam szukać rozwiązania problemu - tłumaczy.

To pokazuje, że mistrz olimpijski z Sydney z 2000 r. da czterokrotnemu mistrzowi świata sporo przestrzeni. - Zawsze wychodziłem z takiego założenia, że zawodnik musi sam wiedzieć, co chce robić. Często na stadionach widać, że sprzęt jeszcze nie zdąży wylądować, a zawodnik już patrzy na trenera, co on źle zrobił. Tak być nie powinno. Jestem przekonany, że będzie masa takich treningów, na których nie będę musiał się ani razu odezwać, bo nie będzie po co. Nie chodzi o to, żeby się doszukiwać błędów w momentach, kiedy ich nie ma - tłumaczy Ziółkowski. - Mówi się, że w konkurencjach technicznych wyjątkowo utalentowani zawodnicy próbując coś poprawić, są w stanie kontrolować jednocześnie trzy rzeczy, mniej utalentowani dwie, a tacy z ulicy jedną. A czasami się słyszy trenerów mówiących do zawodników: "Zrób to, to i to". Wiadomo, że z tego nic nigdy nie będzie - dodaje mistrz olimpijski z 2000 roku i mistrz świata z roku 2001.

E-sport już był. Psycholog ma być

Ale też z rozmowy z Ziółkowskim wynika, że pod pewnym względami nie odpuści Fajdkowi, którego chce poprowadzić do jedynego brakującego mu złota.

- Jeszcze nie przekonałem go do współpracy z psychologiem, ale będziemy nad tym pracować. Do igrzysk jest trochę czasu, zdążymy. Wychodzę z założenia, że lepiej mieć na tyle wszystko poukładane, żeby nic nie mogło się nie udać. Uważam, że jeżeli jest taka opcja, to należy z niej skorzystać i na pewno prędzej czy później zostanie to przez nas wdrożone - zapowiada Ziółkowski.

Wygląda na to, że Fajdek na dłuższy czas będzie też musiał zawiesić swoją e-sportową karierę. - Wszystko jest dla ludzi, mnie też się zdarza korzystać z różnego rodzaju nowoczesnych gadżetów, z konsoli i telewizorów. Ale Paweł miał w tym roku przerwę treningową i wykorzystał ją na e-sport. Sądzę, że teraz pójdzie w inną stronę. Trzeba się koncentrować na tym, że start w igrzyskach będzie dla niego co najmniej startem dekady. Do igrzysk zostało dziewięć miesięcy, można się poświęcić - mówi nam Ziółkowski.

"Na pewno dojdzie do zwarcia"

O tym, że dawny mistrz będzie potrafił dokręcić śrubę aktualnemu mistrzowi, przekonany jest trener Nowak. - Szymon ma ogromne doświadczenie. Myśmy na początku wspólnie ustalili program treningowy, wtedy Szymon miał prawo powiedzieć, że czegoś nie chce robić. Ale jak już razem konkretnie się umówiliśmy na program, to było jasne, że nie będzie żadnych ustępstw, że jedziemy z tym. Wiem, że tak samo będzie we współpracy Ziółkowskiego z Fajdkiem - mówi szkoleniowiec. - Oni są teraz w Karpaczu, przez 10 dni mają pochodzić po górach, pogadać, potrenować i przede wszystkich ustalić zasady. Jak ustalą, to ze strony Szymona nie będzie zmiłuj. Oby tylko Paweł się podporządkował. Tu trzeba regularności, trzeba te siedem tysięcy rzutów w roku oddać, żeby utrwalać wszystko, żeby mechanizm działał. Nie może być tak, że maszyna stoi trzy miesiące i rdzewieje, a później nagle się zrywa na tydzień i chce pokazać moc, bo to się nie uda - obrazowo przedstawia sytuację Nowak.

- Oni teraz ustalą zasady, a za jakiś czas między nimi na pewno dojdzie do zwarcia, bo to są dwa mocne charaktery - przewiduje. - Wtedy ważne będzie, żeby obaj umieli zrobić krok w tył i tak samo ważne, żeby się trzymali zasad, jakie przyjęli - dodaje.

Fajdek nie wyważa otwartych drzwi

Według Nowaka poza dyscypliną Ziółkowski da też Fajdkowi mentalne wsparcie. - Szymon doskonale wie, jak wytrzymać wielkie imprezy, ma podejście psychologiczne. Dla Fajdka to będzie istotne. Przecież Fajdek rzucać już nie musi się uczyć. Jego trzeba zmobilizować do systematycznej pracy i mieć do niego podejście w finalnym momencie. Pamiętamy, że dwa razy był na igrzyskach faworytem i dwa razy nie wszedł nawet do finału - mówi.

I Fajdek, i Ziółkowski podkreślają, że właśnie doświadczenie starszego z nich ma być szczególne cenne w tej współpracy. Na igrzyskach w Londynie w 2012 r. Ziółkowski i prowadzący go wtedy Nowak oglądali, jak młodego kandydata do podium gubi pewność siebie. - Paweł już wtedy wierzył w swoje zwycięstwo i nastawił się, że musi rzucić 80 metrów w eliminacjach, żeby postraszyć rywali. A trzeba było podejść spokojnie, rzucić 77 metrów i pójść odpocząć przed finałem - wspomina Nowak. - Tu powinien pomóc psycholog. Nie widzę tego inaczej. Dwie przegrane szanse olimpijskie dużo znaczą. Oby Paweł zaakceptował taką pomoc - dodaje trener.

Fajdek w rozmowie ze Sport.pl podkreśla, że przed taką współpracą się nie wzbrania, ale też nie uzależnia od niej sukcesu. Natomiast Ziółkowski wierzy, że jego podopieczny do tego dojrzeje, tak jak dojrzał do odważnych zmian.

- Wydaje mi się, że Paweł dorósł do decyzji o zmianach z paru względów. Ja mam coś, czego nie mają szkoleniowcy, którzy zajmują się tym sportem tylko teoretycznie. Mam doświadczenie z różnych lat kariery, pewne rzeczy sprawdziłem na sobie. Kiedy można wykorzystać czyjeś doświadczenie, to po co wyważać otwarte drzwi - mówi. - Cała inicjatywa wyszła z Pawła strony. Uważam, że wie, co robi. Dla mnie to początkowo wyglądało trochę surrealistycznie, ale potem, analizując temat, stwierdziłem, że może rzeczywiście to jest ciekawy pomysł - dodaje Ziółkowski.

Dlaczego ciekawy? - Nigdy nie byłem trenerem, ale przez prawie trzy dekady byłem tylko i aż zawodnikiem. A kiedy jest się w tym sporcie tak długo, to jakieś doświadczenie i oko na wszystko się ma - odpowiada Ziółkowski. - Wiem też, czego potrzebuje zawodnik na tym poziomie. Rozumiem, że potrzebne nam jest połączenie tego, co widzi trener z tym, co czuje zawodnik. Musi być zrozumienie, musi być współpraca. I będzie - kończy mistrz, który ma uczynić z Fajdka mistrzem jeszcze większego kalibru.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.