Fajdek: Jak ktoś nigdy w życiu nie miał młota w ręku, to nie będzie wiedział, co mi się dzieje

- Dla mnie to jest nienormalne. To tak jakbyśmy w wywiadzie się zastanawiali, czy Jan III Sobieski podejmował dobre decyzje w jakiejś bitwie - mówi Paweł Fajdek, który przed sezonem olimpijskim zamienił trenerkę Jolantę Kumor na Szymona Ziółkowskiego.

Rok temu Fajdek w wieku 30 lat zdobył swoje czwarte z rzędu złoto mistrzostw świata. Wobec przesunięcia igrzysk w Tokio o rok, sezon 2020 potraktował ulgowo. Odpoczywał, realizował swoje pasje e-sportowe, a trening rozpoczął późno. W efekcie ani razu nie rzucił 80 metrów, co przez lata było dla niego oczywistością. Teraz już pracuje na olimpijską formę. W poniedziałek w Karpaczu zaczął treningi z Szymonem Ziółkowskim. Mistrz olimpijski z Sydney z 2000 roku w roli szkoleniowca Fajdka zastąpił Jolantę Kumor. To odkrywczyni talentu Fajdka, która przekazała go pod skrzydła utytułowanego trenera Czesława Cybulskiego, a później znów go prowadziła, w latach 2016-2020.

Zobacz wideo Fajdek: Fajnie jest pisać historię. Nie było nacisku ze strony rywali

Łukasz Jachimiak: Trener Jolantę Kumor zamieniłeś na Szymona Ziółkowskiego, bo uznałeś, że musisz mieć nad sobą bat, żeby ostro popracować przed igrzyskami w Tokio i je wygrać?

Paweł Fajdek: Nie mam problemu z trenowaniem, z wykonywaniem pracy, z budowaniem formy w trybie pilnym. Poprzednie sezony pokazują, że jestem w stanie to zrobić, nawet mimo kontuzji. Chodzi o to, żeby teraz uniknąć kontuzji, żeby mieć jak największy spokój przygotowań, czerpać wiedzę od ludzi bardziej doświadczonych, a nie samemu czegoś próbować. Jestem już w takim wieku, że mój organizm znowu jest dla mnie niewiadomą. To, co wiedziałem o sobie, powoli już zaczęło zanikać, a pojawiły się nowe rzeczy związane z wiekiem i z przepracowanymi latami. Po prostu trzeba posłuchać ludzi, którzy mają to za sobą, wiedzą, co robić w danych okresach i jak poszczególne znaki czytać.

Czyli potrzebowałeś kogoś, kto był w sytuacjach, w których teraz jesteś? A trener Jolanta Kumor, choć Twój talent odkryła i prowadziła Cię przez wiele lat, nie była mistrzynią olimpijską w rzucie młotem jak Szymon Ziółkowski.

- Drugi raz się z Jolą rozstaliśmy. Najpierw, lata temu, była decyzja o moim odejściu do trenera Cybulskiego, bo my nie mieliśmy doświadczenia w ogóle. Później po odejściu od trenera Cybulskiego ja swoją wiedzę starałem się przekazać Joli i wspólnie staraliśmy się iść tą drogą przez cztery lata. Na jej końcu miały być igrzyska, ale nie było, a ja już nie mam czasu, żeby cokolwiek odkładać na później. Uznałem, że albo teraz, albo nigdy. Nie ma na co czekać, postawiłem na siebie. Nie ma żadnych złośliwości, żadnych zarzutów wobec kogoś. To jest decyzja dorosłych ludzi. Byłem gotowy na to, że po igrzyskach zmienię trenera, a że one zostały przeniesione, to do zmiany doszło przed igrzyskami. Dużo mam rewolucji w życiu tym roku. Zmiana województwa, klubu, menedżera, trenera. I dobrze - jak robić zmiany, to najlepiej wszystkie od razu.

Pamiętam, jak rok temu siedliśmy w Dausze dzień po tym jak zdobyłeś czwarte z rzędu mistrzostwo świata i powiedziałeś, że w przygotowaniach byłeś nieznośny. Opowiadałeś, że czasami się obrażałeś na trenerkę i nie pozwalałeś jej iść na trening. Z Szymonem Ziółkowskim coś takiego chyba nie przejdzie?

- Myślę, że nie będzie żadnych problemów, bo Jola próbowała jeszcze walczyć, a Szymon doskonale wie, że w sporcie egoizm jest czymś naturalnym. To jest dobra cecha dla ludzi wielkich. Jeżeli powiem, że mam potrzebę pójścia na trening sam, to nie wierzę, że będzie z tym jakikolwiek problem. To są rzeczy naturalne. I wiadomo, że facet z facetem zawsze się inaczej dogada niż facet z kobietą. Ludzie dopatrują się dziwnych, potajemnych rzeczy, konspiracji, a ta zmiana to jest naprawdę świadoma decyzja, coś, co pojawiło się w mojej głowie już jakiś czas temu. Karierę mam jedną i chcę ją jak najlepiej wykorzystać. Chciałbym przetrenować cały rok bez problemów. Do tej pory zawsze jakieś były. Chciałbym sprawdzić swoje limity. Nie mówię, że to będzie w tym roku. Teraz wszyscy będą nam obu patrzeć na ręce, ten rok będzie dla nas dobrym przetarciem. Szkoleniowo nic nie będziemy zmieniać, bo nie to jest problemem. Problemem zazwyczaj był ból, były kontuzje. To trzeba ograniczyć. Trzeba to zrobić poprzez konsultacje odczuć i wrażeń z treningu. Mogę powiedzieć komuś, kto nigdy nie rzucał - a tak było i w przypadku trenera Cybulskiego, i w przypadku Joli - że coś mnie gdzieś kłuje, ale jak ktoś nigdy w życiu nie miał młota w ręku, to nie będzie wiedział, co mi się dzieje. Z Szymonem będzie inny komfort pracy.

Mówisz, że ludzie dopatrują się dziwnych, potajemnych rzeczy, a moim zdaniem ludzie widzą sprawę w prosty sposób, czyli tak, jak powiedziałem na początku - że Fajdek nie słuchał swojej trenerki i że sam to zauważył, więc wziął kogoś, kto go będzie krótko trzymał. Nie zgadzasz się?

- Ja myślę, że 40 milionom Polaków zależy na sukcesie, tak samo jak mi. I po prostu zacznijmy myśleć w ten sposób. Zacznijmy dobrze życzyć sportowcom, którzy poświęcają swoje życie po to, żeby osiągnąć rzeczy wielkie i reprezentować nasz kraj, pokazywać, że Polska to nie tylko afery.

Czy Szymon Ziółkowski już zaczął Cię namawiać na współpracę z psychologiem i czy Ty się dasz namówić? Z kadrą lekkoatletów pracuje wielka postać, czyli Jan Blecharz. Może warto?

- Powiem tak: psychologowie zawsze mają swoje opinie i ja wedle opinii psychologów jestem typem hazardzisty, czyli generalnie nie da mi się pomóc.

Na pewno się nie da?

- Nie mam problemu z tym, żeby usiąść i porozmawiać z psychologiem. Wiele razy rozmawiałem z psychologiem Nikodemem Żukowskim, który wcześniej pracował w PZLA. On bardzo mi pomagał w kontaktach z trenerem, umiał uspokoić problemy w grupie. Miałem komfort przygotowań, byłem z tego zadowolony. Z profesorem Blecharzem mieliśmy styczność dosłownie kilka razy. Ja nie wymagam nie wiadomo jakich sposobów i sekretów na sukces. Nie jestem człowiekiem, który sportowo czegoś potrzebuje. A jeżeli będę miał problem, który będę chciał z psychologiem omówić czy rozwiązać, to zrobię to.

Czyli nie jesteś zamknięty, ale też nie jest tak, że od współpracy z psychologiem uzależniasz swój sukces?

- Jestem zdania, że i tak w ostateczności jesteś sam ze sobą, nieważne co ci ktoś powie, co ci ktoś będzie machał z trybuny, gdzie kogo strzeli piorun. Ostatecznie zostajesz sam i o wszystkim decydujesz. Wszystko twoja zasługa albo twoja wina. Wiadomo, że w przypadku sukcesu wszyscy się pod nim podpiszą, a w przypadku porażki tylko trener z jajami weźmie ją też trochę na siebie. Ale okej, nie chcę nikogo obciążać. Kiedy profesor Blecharz się gdzieś pojawi, to parę zdań z nim zamienię. A jeżeli uznamy, że jest potrzeba przegadania choćby tematu igrzysk, to przegadamy.

A jest taka potrzeba? Przypomnijmy: jesteś czterokrotnym mistrzem świata, który na igrzyskach był dwa razy i oba starty skończył na eliminacjach.

- Tak, będzie trzeba przegadać ten temat. Bo widzę, że co drugi dzwoniący do mnie od tego zaczyna, a co drugi w połowie wywiadu o to pyta. Wiem, że to się będzie nasilać, że im bliżej będą igrzyska, tym więcej ludzie będą o tym rozmawiać. Dla mnie to jest nienormalne, dla mnie to jest przeszłość. To tak jakbyśmy w wywiadzie się zastanawiali czy Jan III Sobieski podejmował dobre decyzje w jakiejś bitwie.

Nad tym zastanawiają się historycy, a skoro my zajmujemy się sportem, to chcielibyśmy, żebyś do złotych medali MŚ dorzucił dla Polski też złoto olimpijskie. Kto jak nie Ty?

- Jeżeli wy chcecie, to wyobraźcie sobie, jak bardzo chcę ja. Byłoby ekstremalnie nienormalne, gdybym nie chciał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.