Semeyna ma 29 lat, 178 cm wzrostu, imponującą muskulaturę i wspaniałe sukcesy. Zdobyła już między innymi dwa tytuły mistrzyni olimpijskiej i trzy złote medale mistrzostw świata.
- Na stadion przede mną szła Wambui. Jest trzy razy większa ode mnie [185 cm wzrostu przy 167 cm Polki, a na wadze różnica około 20 kg]. Ma wielką łydkę, wielką stopę, kiedy ona zrobi jeden krok, ja zrobię trzy. Jak ja mam się czuć? Dla zawodniczek jak ja i Melissa Bishop to krzywdzące. Widziałam zawód Melissy, która poprawiła rekord życiowy i kraju, a to jej wystarczyło tylko do czwartego miejsca. Uważam, że powinna być złotą medalistką. A ja czuję się srebrną medalistką - mówiła Joanna Jóźwik po olimpijskim finale w Rio.
Pierwszą wówczas Semenyę, drugą Francine Miyonsabę i trzecią Margaret Wambui łączy hiperandrogenizm, czyli nadmiar męskich hormonów. - Koleżanki mają poziom testosteronu zbliżony do męskiego, stąd ich wygląd i wyniki. Dla mnie to dziwne, że sportowe władze nic z tym nie zrobią - mówiła Jóźwik.
Później Polka była za te słowa mocno krytykowana i przepraszała.
W 2018 roku szefowie Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF, dzisiaj przemianowe na World Athletics) uznali, że najbardziej znana i najlepsza z budzących kontrowersje gwiazd ma zbyt wysoki poziom testosteronu, by mogła startować z kobietami na dystansach od 400 metrów do jednej mili. Zawodniczka z RPA walczyła, ale w 2019 roku Trybunał Arbitrażowy w Lozannie ogłosił, że jedynym wyjściem dla niej jest farmakologiczne obniżenie poziomu testosteronu. Na to Semenya się nie godzi. Złożyła apelację, szwajcarski sąd najwyższy rozpatrywał ją przez kilka miesięcy. I właśnie ją odrzucił
Dziś w środowisku lekkoatletycznym trudno znaleźć ludzi jednoznacznie wypowiadających się w tej sprawie. - Na miejscu Caster też walczyłabym o swoje - mówiła Jóźwik, gdy pytano jak odbiera walkę rywalki.
- W tej sprawie w poniedziałek mam inne zdanie niż we wtorek, tak jest trudna - mówi teraz w rozmowie ze Sport.pl Paweł Czapiewski. - Z jednej strony wyrok jest dla Semenyi krzywdzący, ona może powiedzieć, że przecież naturalnie ma testosteron wyższy, że to nie jest jej wina. Z drugiej strony rywalki nie mają szans z nią konkurować i to też nie jest ich wina - tłumaczy rekordzista Polski na 800 m i brązowy medalista MŚ 2001 z Edmonton.
Po krótkim namyśle Czapiewski dodaje: - Najważniejsze, że wreszcie coś z tym problemem zrobiono. I myślę, że to słuszna decyzja.
Dlaczego słuszna? - Najłatwiej byłoby powiedzieć, że nie ma sensu dyskutować z wyrokiem sądu, bo sąd jest mądrzejszy ode mnie. A mówiąc serio, u facetów sytuacja jest prosta, a u kobiet są różne odcienie szarości i trzeba było ustalić jakąś granicę. Szkoda tylko, że tyle lat minęło odkąd ta dziewczyna zaczęła biegać i że zasady gry zmieniono w trakcie jej kariery. To powinno być postanowione dawno. W każdym razie na pewno więcej zawodniczek jest z takiej decyzji zadowolonych niż niezadowolonych - tłumaczy Czapiewski.
Z tego, że wreszcie sprawa została załatwiona cieszy się kolega Czapiewskiego z kadry, medalista MŚ w biegach na 400 m przez płotki i w sztafecie 4 x 400 m Marek Plawgo.
- Zgadzam się, że to jest bardzo ważne orzeczenie. Przecież z tym problemem sport boryka się od zawsze. Już w okresie międzywojnia były trudne przypadki. W historii naszego sportu ze Stanisławą Walasiewicz i Ewą Kłobukowską - mówi Czapiewski.
- W tak trudnych sprawach zawsze ktoś jest pokrzywdzony. Czy Semenya najbardziej? Na pierwszy rzut oka tak, ale przecież przez lata swoje już zdobyła, więc chyba nie może tylko narzekać - podsumowuje były biegacz.