"To jest po prostu rekord XXII wieku". Fenomen. Usain Bolt wyprzedził naturę i wywołał burzę

- To jest po prostu rekord dwudziestego drugiego wieku! - krzyczał Włodzimierz Szaranowicz. W 2009 roku na mistrzostwach świata w Berlinie Usain Bolt przebiegł 100 metrów w 9,58 s. Matematycy liczyli, że tak wynik człowiek osiągnie dopiero ćwierć wieku później. Dzisiaj wszyscy zastanawiamy się, jak długo rezultat genialnego Jamajczyka pozostanie niepobity. A on właśnie zdradził, że przed tamtym biegiem założył się, że uzyska jeszcze lepszy czas.

To zaktualizowana wersja tekstu z 16 sierpnia 2019 roku, dostępnego pod tym linkiem >>

Był sierpień 2008 roku - za pięć dni Usain Bolt kończył 22 lata. Na królewskim, sprinterskim dystansie na serio biegał dopiero od roku. Trener Glen Mills chciał zrobić z niego 200- i 400-metrowca. Ale on miał na siebie inny pomysł. Na igrzyskach olimpijskich w Pekinie wygrał finał "setki", pokonując dystans na luzie, a przy tym i tak bijąc rekord świata. Własny rekord. Już wtedy Jamajczyk biegł do historii. I nikt nie mógł go zatrzymać.

Zobacz wideo

Ustawili go w jednym szeregu z Marion Jones, Gatlinem i Chambersem

Na dwa i pół miesiąca przed igrzyskami w Pekinie Bolt pobił rekord świata po raz pierwszy. Sto metrów przebiegł w 9,72 s, o 0,2 s szybciej niż jego rodak Asafa Powell. "Bolt to debiutant, który w oficjalnych zawodach przebiegł 100 metrów dopiero piąty raz w karierze. Jego oszałamiający czas kiedyś stworzyłby z niego legendę, ale teraz jest podejrzany" - pisał "The Times". Ponad połowę tekstu o sensacyjnym, nowojorskim rekordzie Jamajczyka brytyjski dziennik poświęcił na przypomnienie jak bardzo przed Boltem reputację lekkoatletyce, a szczególnie sprintom zepsuli Marion Jones, Justin Gatlin czy Dwain Chambers.

Uciekł wszystkim. Bez szacunku?

Na Bolta patrzono jeszcze bardziej nieufnie po pekińskim finale:

 

9,69! Nowy rekord świata, ustanowiony w całkowicie bezwietrznych warunkach, z pełnym gazem tylko do 70.-80. metra - niesamowite! Trener Mills złościł się na swoją gwiazdę i przekonywał, że do "urwania" było jeszcze co najmniej 0,15 s. Naukowcy przeanalizowali m.in. jak prędkość na ostatnich 20 metrach utrzymał dużo wolniejszy przecież wicemistrz olimpijski Richard Thompson (9,89 s na mecie) i orzekli, że Bolt faktycznie uzyskałby czas w okolicach 9,55 s, gdyby finiszując nie zwalniał, nie gratulował samemu sobie i nie oglądał się na rywali. No i gdyby miał zawiązane sznurówki w obu butach, nie tylko w jednym.

- Powinien okazać więcej szacunku swoim przeciwnikom. Ten młody człowiek musi się jeszcze wiele nauczyć - oburzał się Jacques Rogge, prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.

Trochę biegł, ale głównie leciał

Równo rok po złotym biegu z Pekinu Bolt pokazał, że jednego się nauczył: jak wbiec do historii już w takim tempie, którego nikt inny szybko nie osiągnie.

 

Z rewelacyjnych 9,58 s Jamajczyk aż 6,30 s sprzędził w locie! Postawił 41 kroków, każdy miał średnio dwa i pół metra długości. W najlepszym dla siebie momencie tego biegu uzyskał prędkość 44,72 km. Był najszybszy w historii nie tylko na całym dystansie 100 metrów, ale też na odcinkach:

  • - od 10. do 20. metra (0,99 s)
  • - od 30. do 40. (0,86 s)
  • - od 40. do 50. (0,83 s)
  • - od 50. do 60. (0,82 s)
  • - od 60. do 70. (0,81 s)
  • - od 70. do 80. (0,82 s)
  • - od 80. do 90. (0,83 s)
  • - i od 90. do 100. (0,83 s)

Ile zabrał wypadek?

To był popis. Bolt zwykle potrzebował co najmniej 30 metrów, by rozpędzić swoje mierzące 195 cm i ważące około 94 kg ciało. W Berlinie rytm złapał szybciej, choć twierdzono, że prezentuje tylko 85 proc. tego, co mógłby pokazać, gdyby nie kwietniowy wypadek. Mistrz szybkości rozbił wtedy swoje BMW, a odłamki auta znalazły się w jego nogach, dlatego konieczna była operacja.

Tak czy inaczej w Berlinie Bolt poprawił rekord świata na "setkę" tak bardzo, jak nie zrobił tego nikt inny, odkąd stosowany jest elektroniczny pomiar czasu, czyli od 1968 roku. 16 sierpnia 2008 roku Jamajczyk pokonał 100 metrów w 9,69 s, a już 16 sierpnia 2009 roku zrobił to aż o 0,11 s szybciej. Wcześniej największym skokiem najlepszego wyniku było przesunięcie go o 0,05 s. Stało się to w 1999 roku, gdy Maurice Green uzyskał rezultat 9,79, bijąc rekordowy czas 9,84 s Donovana Baileya z roku 1996.

Okazuje się, że Bolt liczył na jeszcze lepszy czas. Podczas spotkania z Colinem Jacksonem (do tej postaci jeszcze wrócimy) w relacji live na Instagramie Jamajczyk opowiedział o zakładzie ze swoim trenerem i fizjoterapeutą. Przed berlińskim finałem cała trójka typowała, jaki rezultat osiągnie zawodnik. Bolt postawił na wynik 9,52, Mills 9,54, a Everald Edwards 9,56. Skoro cała trójka spodziewała się jeszcze szybszego biegu, znaczy to, że Bolta było na taki stać.

Supergeny

Tylko jak to możliwe? Tłumaczenie jego osiągów dopingiem przestawało być modne, skoro atleta przeszedł mnóstwo kontroli i żadna nie wykazała niczego podejrzanego. Naukowcy zaczęli twierdzić, że Bolt bawi się z rywalami - jednym imponował, a innych denerwował jego przedstartowy luz, jego zabawy z publiką w momentach, w których zwykli sprinterzy już próbowali się maksymalnie koncentrować - bo ma nad nimi genetyczną przewagę.

Z badań wyszło, że Jamajczycy mają tzw. gen sprintera, który zarządza produkcją superszybkich włókien mięśniowych. Wyliczono, że przeciętny człowiek ma ich 2 proc, a Bolt musi mieć co najmniej 10 razy więcej. Takie przypuszczenia wzięły się stąd, że biopsji poddał się słynny płotkarz Colin Jackson (tak - ten od rozmowy z Boltem na Instagramie), który zdobywał medale wielkich imprez i bił rekordy świata dla Wielkiej Brytanii, ale pochodzi z Jamajki. Specjalnie na potrzeby filmu dokumentalnego produkowanego przez BBC ekspert tej stacji z lekarzami sprawdził, że ma aż 25 proc. superszybkich włókien. To tymi włóknami zaczęto tłumaczyć sukcesy kolegów i koleżanek Bolta z jamajskiej reprezentacji.

I supersystem

Ale jeszcze ważniejszy musi być system, z którego oni wszyscy wyszli. W Berlinie Bolt uzyskał czas 9,58 s, a dziesięć lat wcześniej na lekcji wychowania fizycznego przebiegł "setkę" w 10,30 s, dzięki czemu nauczyciel zaczął przekonywać 13-latka, że dla niego lepsza od krykietu może się okazać lekkoatletyka.

Na Jamajce od ponad stu lat rozgrywane są zawody szkolne w wielu kategoriach wiekowych. Najlepsi docierają do finałów rozgrywanych na stadionie narodowym w Kingston. Te finały są wielkim wydarzeniem, oglądanym z trybun przez komplet 25 tysięcy widzów, relacjonowanym przez media. Bolt zaczął w nich startować jako 14-latek. I nie wygrał żadnego biegu. Ale kluczowe okazało się, że wzrastał w miejscu tak dobrym dla sprinterów, że już dziesięć lat przed Berlinem dostrzeżono w nim ogromny potencjał.

"Gdyby wykorzystał wszystko, co dostał od Boga...". Bolt wyprzedził naturę o 33 lata

Gdy Bolt przebiegł "setkę" w 9,58 s, z wyliczeń analityków wynikało, że złamać barierę 9,6 s człowiek będzie w stanie nie w 2009, a najwcześniej w 2032 roku. Dzisiaj statystykom, matematykom i fizjologom trudno wypracować porozumienie i ogłosić, kiedy doczekamy się biegacza szybszego niż Bolt.

- Kiedy w 1984 roku biłem rekord Polski, osiągając 10,00 s, byłem przekonany, że utrzyma się on najwyżej kilka lat. A tu proszę, minęło tyle lat i nikt tego wyniku nie pobił. Obawiam się, że z rezultatem Bolta może być podobnie - mówi Marian Woronin.

Mistrzostwa świata w Londynie w 2017 roku, ostatnie w karierze Bolta, wygrał Gatlin ze słabym czasem 9,92 s. Za nim uplasowali się Christian Coleman z wynikiem 9,94 i Bolt z rezultatem 9,95. W 2019 roku mistrzem w Dausze został Coleman z wynikiem 9,79, który też nie przystaje do berlińskiego superrekordu.

- A przecież z wyniku 9,58 s Bolt spokojnie mógł urwać co najmniej 0,08 s. A nawet więcej. Gdyby wykorzystał wszystko, co dostał od Boga czy od losu, to złamałby barierę 9,5 s. Szkoda, że on albo ostentacyjnie zwalniał przed metą, albo się rozglądał, albo zupełnie się nie skupiał na starcie, wiedząc, że z łatwością później wszystkich dogoni i przegoni - mówi Woronin. - Nigdy też nie próbował przygotować się do tego jednego, jedynego biegu i zaatakować rekordu w miejscu, w którym byłoby mu łatwiej, na przykład w Meksyku. Tam duża wysokość [2240 m nad poziomem morza] byłaby czynnikiem znacznie ułatwiającym zadanie - dodaje nasz wicemistrz olimpijski ze sztafety 4x400 z igrzysk w Moskwie z 1980 roku.

W 1968 roku na igrzyskach w Meksyku rozegrano 13 konkurencji biegowych. Padło w nich aż 10 rekordów świata (m.in. Ireny Szewińskiej na 200 metrów). Na berlińskich MŚ 2009 na bieżni ustanowiono zaledwie dwa rekordy globu. Oba - na 100 i 200 m - pobił Bolt. - Może i bieżnia jest wolna, ale ja jestem szybki - mówił jeszcze przed swoimi startami, komentując narzekania innych.

Był szybki. Jak nikt nigdy. Nawet jeśli nie spełnił naszych kolejnych marzeń, o zejściu człowieka poniżej 9,5 s.

Superwyczyn + superobciążenia = wczesna starość

- Szkoda, że w Londynie żegnał się, doznając kontuzji [w sztafecie 4x100 m], a nie wygrywając po raz kolejny. Ale to właśnie – niestety – jest sport. Wszystkie piękne scenariusze, które sobie człowiek napisze nie zawsze wychodzą. W Londynie było zimno, a zawodników już rozebranych za długo przetrzymywano do startu. To jeden problem, a drugi to starość - mówi Tomasz Majewski, nasz dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.

31-letnia starość: to brzmi dziwnie - zauważamy. - Faktycznie. Ale Bolt na bardzo wysokim poziomie biegał już jako nastolatek. Dlatego jemu karierę trzeba liczyć inaczej, praktycznie przez połowę życia miał superwyczyn - zauważa Majewski.

I superobciążenia. Wyliczono, że każda "setka" Bolta dla jego wielkich stóp w rozmiarze 48 była ogromnym obciążeniem. Mistrz pędził tak szybko, że jego stopy musiały wytrzymywać nacisk 300 kilogramów.

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.