Były trener o kulisach rozstania z Anitą Włodarczyk: Zachowuje się jak dziecko w piaskownicy. W grę wchodzi zdrowie i życie mojej rodziny

Dziesięć lat współpracy i dziewięć złotych medali - to dorobek Anity Włodarczyk i Krzysztofa Kaliszewskiego. Teraz zawodniczka i trener kończą współpracę. Ona twierdzi, że on przestał w nią wierzyć i dlatego chciał ją prowadzić zdalnie, z USA. Trener odpowiada: "Nikt nie będzie mnie stawiał pod ścianą, gdy w grę wchodzi zdrowie i życie mojej rodziny. Moja była zawodniczka zachowuje się jak dziecko w piaskownicy".

Dwa mistrzostwa olimpijskie, trzy mistrzostwa świata, cztery mistrzostwa Europy i pięć rekordów świata - osiągnięcia Włodarczyk pod wodzą Kaliszewskiego były niesamowite. Wydawało się, że ten duet będzie działał zgodnie do końca kariery mistrzyni. Ale w czwartek 26 marca Włodarczyk ogłosiła w "Przeglądzie Sportowym", że to niemożliwe.

Zobacz wideo

Po raz ostatni Anita i jej były już szkoleniowiec spotkali się na treningu 6 marca w Kalifornii, w Chula Vista. 8 marca zawodniczka wróciła do Polski, żeby poddać się zabiegowi czyszczenia kolana. Trener miał też wkrótce przylecieć do kraju. - Trener postanowił, że nie wraca do Polski. Dostał z PZLA wiadomość, że zgrupowanie jest zakończone i że ma lecieć do kraju, a jednak tego nie zrobił. Napisał mi, że musi zostać w USA ze względów rodzinnych i że może mnie trenować zdalnie. Taka propozycja powoduje nieprofesjonalne przygotowanie do igrzysk, dlatego jest przeze mnie niemożliwa do zaakceptowania - mówi Włodarczyk na łamach "PS".

"Powinna zredukować wagę i się wzmocnić". Trener przekonuje do swojego scenariusza

W rozmowie ze Sport.pl Kaliszewski wyjaśnia, że scenariusz, na który Włodarczyk nie przystała, byłby dobry dla obu stron. I przekonuje, że na inny nie mógł się zgodzić z naprawdę bardzo ważnych powodów rodzinnych.

- Ciężko określić z mojej perspektywy, co ma w głowie Anita i co pokierowało jej zachowaniem. Teraz i tak w Polsce trenuje w kwarantannie domowej, a raczej się rehabilituje po następnej operacji kolana [poprzednią miała latem ubiegłego roku]. Termin igrzysk w Tokio został przełożony o rok, więc według mnie spokojnie moglibyśmy dalej współpracować, tym bardziej, że Anita powinna lepiej się przygotować do treningu specjalistycznego - mówi. - Powinna zredukować wagę, odbudować mięśnie w lewej nodze, żeby w procesie treningu wszystko było w równowadze. Anita powinna teraz chodzić na rehabilitację powiększoną o trening funkcjonalny, gdzie głównym prowadzącym zajęcia powinien być rehabilitant - wylicza trener.

- W trening siłowy i techniczny powinna wchodzić stopniowo, bez pośpiechu, żeby w kolanie nic się nie popsuło, bo to oznaczałoby już koniec jej kariery. Powrócenie do pełnej sprawności i treningu specjalistycznego powinno zająć Anicie około trzy miesiące. Biorąc to wszystko pod uwagę nie wiem, dlaczego Anita nie chciała się zgodzić na model trenowania zdalnego. Taki zaproponowałem tylko na czas, kiedy nie będzie mnie w Polsce - dodaje szkoleniowiec.

Lekarz zabronił, ale Anita oczekiwała

Kaliszewski chciał dostać od Włodarczyk trzy miesiące. Zobowiązał się do powrotu w czerwcu. Dlaczego nie wyobraża sobie wcześniejszego przylotu z USA do Polski?

- Moja żona jest w ciąży, w 33 tygodniu [spodziewany poród w połowie maja] i jest ze mną w USA. Wobec pandemii lekarz nie rekomenduje jej podróży do Polski, a wręcz tego zabrania, gdyż istnieje zbyt duże ryzyko zarażenia się koronawirusem, co może spowodować zakażenie ogólnoustrojowe, a co za tym idzie nawet najgorsze - mówi nam Kaliszewski. - W USA jest też mój mały, dwuletni synek - dodaje trener.

Dlaczego Kaliszewski zabrał rodzinę do USA? - Sfinansowałem bliskim wszystko, żeby pobyć trochę z nimi. Ale absolutnie nie przedkładałem życia prywatnego nad pracę. Nigdy. Pobyt mojej rodziny tutaj miał być krótki. Wolałbym, żeby dziecko urodziło się w Polsce. W kraju żona ma dużą rodzinę i miałaby zapewnioną pomoc, więc i ja byłbym spokojniejszy. Plan był taki, że wszyscy wrócimy do Polski 22 marca i moja rodzina zostanie, a ja z Anitą wyjadę na kolejne zgrupowanie, tym razem do Japonii. To zgrupowanie miało potrwać od 30 marca do 19 kwietnia. Jednak w obawie o zdrowie i słuchając rekomendacji lekarza Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, musiałem zrezygnować z wyjazdu do Japonii z oczywistych względów - tłumaczy Kaliszewski.

- W związku z kryzysową sytuacją i poziomem wytrenowania Anity, stwierdziłem, że musimy przedłużyć okres przygotowawczy kosztem okresu startowego, więc ewentualne pierwsze starty zaplanowałem na drugą połowę czerwca. Dlatego wspólnie z Anitą ustaliliśmy, że dobrym dla nas wszystkich rozwiązaniem byłoby powtórzenie zgrupowania w USA w terminie od 30 marca do 15 czerwca, tym bardziej, że ośrodek w Stanach,w którym trenujemy, działa cały czas. Wysłałem w tej sprawie wiadomość do centrali, ale PZLA odpowiedział, że może sfinansować obóz tylko do 19 kwietnia. Dlatego pomysł Stanów odpadł. Szukałem innego rozwiązania, ostatecznie musielibyśmy trenować w Warszawie, gdyż wszystkie Centralne Ośrodki Sportu zostały zamknięte ze względu na pandemię. Wszystko, o czym mówię, działo się przed decyzją o ponownej operacji kolana Anity. Ona też miała wykupiony bilet powrotny z USA na 22 marca, ale ze względu na operację poleciała do Polski wcześniej. Po zabiegu miała wrócić do Stanów na zgrupowanie, ale sytuacja w Polsce była dynamiczna i Ministerstwo Sportu zakazało wyjazdu sportowcom na zgrupowania zagraniczne [ta decyzja została podjęta 10 marca], więc Anita do USA nie doleciała, a PZLA kazał w trybie natychmiastowym zakończyć zgrupowanie. Gdyby nie pandemia, to już wszyscy byśmy wrócili z USA do Polski - dalej wyjaśnia trener.

- Niestety jeden czynnik niezależny od nas, czyli koronawirus, spowodował, że - jak widać po zachowaniu mojej zawodniczki - nie udało się spiąć dalszego szkolenia. Anita poczuła się urażona moim wyborem, tłumacząc go jako afront w jej stronę. Tak nie jest. Jeszcze raz podkreślam, że nie straciłaby możliwości profesjonalnego przygotowania do igrzysk w Tokio przez okres, który spędziłbym w USA - przekonuje trener. - My już coś takiego przepracowaliśmy. W 2011 roku przeszedłem operację bariatryczną i byłem wyłączony ze szkolenia przez dwa miesiące. Wtedy wszystko ułożyłem tak, żeby Anita nic nie straciła, co zaowocowało złotym medalem na igrzyskach w Londynie w 2012 roku. Jestem trenerem i moim zadaniem było zaplanowanie wszystkiego dla Anity tak, żeby w docelowej imprezie była gotowa na zwycięstwo. Do tej pory robiłem to dobrze - podkreśla Kaliszewski.

Żeby przekonać nieprzekonanych trener porusza jeszcze wątek finansowy. - W USA nie ma opieki zdrowotnej takiej, jaką mielibyśmy w Polsce, czyli z ubezpieczenia. Tu za wszystko trzeba płacić i to niemałe pieniądze. Ale nie będę poświęcał zdrowia i życia moich bliskich dla nikogo, a tym bardziej dla pieniędzy. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym żonę i synka zostawić tu samych. Jesteśmy zdani tylko na siebie. Dziecko po urodzeniu się musi odczekać minimum sześć tygodni, żeby mogło lecieć do Polski, dlatego nie wrócę do kraju wcześniej niż w czerwcu - wyjaśnia trener.

- Wszystko o czym mówię napisałem Anicie w korespondencji mailowej i przedstawiłem jej moją propozycję dalszego szkolenia do czerwca. Jej odpowiedź była jasna. "Zdalnie nie będę trenowała" i "Oczekuję trenera w Polsce" - tak napisała. Nikt w takiej sytuacji nie będzie mnie stawiał pod ścianą. W grę wchodzą najwyższe wartości, zdrowie i życie mojej rodziny. Dlatego oddałem się do dyspozycji PZLA, nie widząc możliwości wyjścia z impasu - opowiada dalej Kaliszewski.

Już wiadomo, że Polski Związek Lekkiej Atletyki zwolni trenera.

Trener poprowadzi rywalki mistrzyni?

Kaliszewskiego prosimy, żeby odniósł się do plotek według których przestał wierzyć w Anitę i liczy na angaż w roli szkoleniowca jej amerykańskich rywalek. - Tracę sporo pieniędzy rezygnując z pracy w PZLA. Ale jak już wspominałem, są na świecie rzeczy dla mnie bezcenne. A co będzie dalej? Nikt na razie wie. Czy pandemia zostanie opanowana do przyszłego roku i igrzysk? Może tak, może nie. Jeśli znowu będzie normalnie i powrócimy do stylu życia sprzed pandemii, to na pewno - w sytuacji w jakiej się znalazłem - będę chciał się gdzieś zaczepić. Ale teraz trudno o tym mówić - mówi Kaliszewski.

"Zwątpiłem w nią? Zachowuje się jak dziecko w piaskownicy"

W kwestii zwątpienia we Włodarczyk trener chce powiedzieć jeszcze kilka zdań. - Odnosząc się do wypowiedzi medialnych Anity o powodzie naszego rozstania, muszę powiedzieć, że moja była zawodniczka zachowuje się jak dziecko w piaskownicy. Nigdy nie zwątpiłem w nią i jej możliwości. Pamiętam jak w 2010 i w 2011 roku miała straszny kryzys zdrowotny, bo kręgosłup odmawiał posłuszeństwa i wielu radziło jej zakończenie kariery. Przetrwaliśmy to trzymając się razem - mówi. - W 2011 roku niewiele brakowało by Anita wygrała mistrzostwa świata w Korei, a przez kontuzję kręgosłupa w odcinku lędźwiowym przygotowania zaczęliśmy dopiero 1 czerwca. Mieliśmy bardzo mało czasu na wypracowanie formy, ale się udało. Niestety w ostatnim treningu rzutowym przed eliminacjami kontuzja się odnowiła. Pech, ale potrafiliśmy się podnieść i dalej powalczyć. Jak potoczyły się nasze losy w kolejnych latach opowiadać nie muszę. Widać, że opłacało się poczekać i zaufać sobie nawzajem - ocenia Kaliszewski.

Powrotu nie będzie?

- Bardzo trudno jest mi zrozumieć zachowanie Anity. To, co ona mówi nie trzyma się kupy i po tym co przeżyliśmy razem, jest w stosunku do mojego zaangażowania w pracę bardzo krzywdzące. Zawsze moją maksymą było trzymanie się razem na dobre i na złe, a teraz niektórzy podważają podwaliny naszej współpracy, zarzucając mi nieprofesjonalizm - denerwuje się Kaliszewski. I zwraca się wprost do swojej byłej już zawodniczki. - Anita, nie tak trudno cofnąć się w czasie myślami i przypomnieć sobie fakty z naszej współpracy. Zadaj sobie też pytanie, ilu miałaś prawdziwych przyjaciół. Sama dobrze wiesz, jak brzmi odpowiedź. Jeśli uważasz, że to wszystko można przekreślić tylko dlatego, że ucierpiała Twoja duma - bo uważam, że sportowo na pewno nic nie stracisz - niech tak będzie. Ja uważam, że zawsze starałem się jak najlepiej wykonywać swoją pracę, choć Ty to zakwestionowałaś - dodaje trener.

Mimo żalu do Włodarczyk, Kaliszewski podkreśla, że nie przestanie dobrze jej życzyć. - Nadal życzę jej zdobycia olimpijskiego złota w Tokio i realizacji wszystkich założeń w sporcie. Młotem potrafi rzucać bardzo dobrze, tu nie można jej nic ująć - kończy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.