W październiku Marcin Lewandowski zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Dausze w biegu na 1500 metrów. Tuż po mistrzostwach o dołączeniu do grupy treningowej Lewandowskiego poinformował Kszczot. Zanosiło się na to, że pod okiem Tomasza Lewandowskiego do igrzysk w Tokio będzie się przygotowywać ekipa mocniejsza niż kiedykolwiek.
Ale w listopadzie Marcin Lewandowski mówił nam, że między jego bratem a Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki trwają trudne negocjacje.
Szkoleniowiec mający w swoim obozie brązowego medalistę MŚ w Katarze i srebrną medalistkę tej imprezy (Wyciszkiewicz zdobyła srebro w sztafecie 4x400 metrów) uznał, że po dołączeniu multimedalisty różnych imprez, czyli Kszczota, powinien zarabiać więcej niż do tej pory.
A teraz poinformował PAP, że z PZLA przestał negocjować. - Żadnych negocjacji czy mediacji nie ma. Sprawa jest ostatecznie zamknięta. Związek określił swoje warunki, nałożył na mnie obowiązki, ale ja tego nie przyjąłem - wyjaśnił.
Grupa trenera przebywa teraz na zgrupowaniu w RPA. Z wypowiedzi zawodników dla PAP wynika, że Lewandowski stracił nadzieję na dalsze treningi z bratem, natomiast Kszczot wierzy, że mimo wszystko będzie współpracował z tym szkoleniowcem. - Tomek nie jest już moim trenerem. Martwię się, co będzie dalej. Jak ja mam zaufać komuś pół roku przed igrzyskami? Sytuacja jest nie do odwrócenia, a ja nie wiem, co mam robić - mówi Lewandowski. - Potwierdzam, że trener Lewandowski nie będzie kontynuował współpracy z PZLA. W dalszym ciągu będzie obecny w sporcie jako szkoleniowiec, a nasza współpraca nie ulega zmianie. Jest to bardzo trudna decyzja, jaką trener podjął, jednak wierzę, że jest przemyślana i nie wpłynie na przygotowania do igrzysk - twierdzi natomiast Kszczot.
Jak czytać te wypowiedzi? Czy chodzi tylko o pieniądze, czy sprawa ma drugie, niefinansowe dno? - Odszedłem po to, by temat zamknąć, a nie rozpętać na nowo - odpowiada Tomasz Lewandowski, gdy pytamy, dlaczego jemu i PZLA nie udało się dogadać. - Mogę tylko przedstawić nasze stanowisko. Tomek dostał propozycję, tej propozycji nie przyjął i dość jasno powiedział, że z jego strony to jest koniec. Teraz staramy się wypracować optymalne rozwiązania tej sytuacji - mówi wiceprezes PZLA, Tomasz Majewski.
Optymalne, czyli jakie? - pytamy.
- Nie wiem, na razie sytuacja jest trudna. Zawodnicy są na zgrupowaniu i jeszcze trochę na nim zostaną. Takich rzeczy się na odległość nie załatwia. Będziemy rozmawiać jak wrócą. Chcemy to załatwić bez żadnych strat przed igrzyskami. Mam nadzieję, że to wszystko uda się jakoś poukładać - odpowiada Majewski, który doskonale wie, jak ważne są przygotowania do igrzysk. Przecież niedawno sam był znakomitym kulomiotem i wygrywał olimpijskie konkursy w Pekinie w 2008 roku i w Londynie cztery lata później.
Czy pomysł PZLA jest taki, by zawodników opuszczonych przez Lewandowskiego poprzydzielać do innych szkoleniowców? Wyciszkiewicz już podobno porozumiała się z Iwoną Baumgart, która szkoli swoją córkę, Igę Baumgart-Witan. - Tak, zobaczymy, jak będzie z resztą. Będziemy się starali tak wszystko poukładać, żeby zawodnicy mieli komfort przygotowań - podkreśla Majewski.
Komfort mieliby, gdyby dalej pracowali z Lewandowskim. Ale na to związku chyba nie było już stać. Ile PZLA płacił trenerowi? - Wszystko można sprawdzić, zapraszam do rozporządzeń ministra sportu. My działamy według tych rozporządzeń - mówi Majewski.
Ustawa przewiduje, że trener może dostać miesięcznie 9 tysięcy złotych podstawy oraz dodatki za osiągnięcia swoich zawodników. W przypadku Tomasza Lewandowskiego to 3 tysiące za brąz MŚ jego brata, Marcina. Za srebro Wyciszkiewicz w sztafecie 4x400 nie przysługuje mu nic, bo tam dodatek (4 tysiące) należy się trenerowi głównemu całej grupy, Aleksandrowi Matusińskiemu. W sumie daje to Lewandowskiemu pensję w wysokości 12 tys. złotych. Może być ona większa nawet o 7 tysięcy, jeśli związek wystąpi do ministerstwa o taki dodatek dla wybitnego szkoleniowca. - Ale my możemy złożyć wniosek o taki dodatek tylko po tym, jak zawodnik trenera zdobędzie medal olimpijski - wyjaśnia Majewski.
Jasne jest, że kiedy pojawił się temat przejścia Kszczota do grupy Lewandowskiego, trener zażądał podwyżki. - Nie mogliśmy spełnić jego oczekiwań, bo my poruszamy się w warunkach naszego budżetu i w tym, co wyznacza rozporządzenie, o którym już mówiłem. Musimy tak robić, żeby dbać o całą reprezentację - odpowiada wiceprezes PZLA.
Możliwe, że Lewandowski po sukcesach swoich zawodników otrzymał bardzo korzystną ofertę z innego kraju. On już współpracował z innymi federacjami, a gdyby zaczął szkolić rywali Polaków w pełnym wymiarze, to nasi zawodnicy mogliby z nim dalej pracować chyba tylko pod warunkiem, że sami by za to płacili.
- W tym momencie sytuacja wygląda tak, że kończymy współpracę z Tomaszem Lewandowskim. Takie jest nasze stanowisko. A jeśli sytuacja będzie się zmieniać, to będziemy reagować - kończy Majewski.