Marcin Lewandowski: Żegnam się przed biegiem, szybko się modlę. Jak zrobię swoje, to jestem pewny złota

- Żegnam się przed biegiem, szybko się modlę, mówiąc, że nie oczekuję żadnych cudów, tylko chcę po prostu zrobić swoje. Ale jak zrobię swoje, to ostatnio jestem pewny, że zdobędę złoto - mówi Marcin Lewandowski. Nie, on się nie przechwala, nie robi z siebie faworyta. On po prostu opowiada, jak bardzo przyspieszyła jego kariera. Po zamianie 800 metrów na 1500 "Lewy" chce i może dobiec do medali teraz na MŚ w Dosze i za rok na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Finał w niedzielę o godzinie 18.40, relacja na żywo na Sport.pl

Timothy Cheruiyot jest w tym roku najszybszy. Jako jedyny przebiegł półtora kilometra w mniej niż trzy i pół minuty. Jego wynik - 3:28,41 - jest aż o 3,5 sekundy lepszy od rezultatu Lewandowskiego. A 3:31,95 to najlepsze liczby jakie 32-letni Polak na 1500 m wykręcił nie tylko w tym roku, ale w całym swoim życiu. Jakob Ingebrigtsen też jest szybszy. Patrząc na "życiówki" i tegoroczne wyniki, jest lepszy od Polaka o prawie dwie sekundy (1,79). Norweg jest jeszcze młodszy od Kenijczyka. Cheruiyot w listopadzie skończy 24 lata. Ingebrigtsen jest 19-latkiem.

Obok Polaka młodzi mistrzowie i stary mistrz

Patrząc na listę startową niedzielnego finału, wyróżniamy tych dwóch młodych, a już utytułowanych biegaczy. Kenijczyk ma srebro MŚ 2017, Norweg ma złota ME 2018 na 1500 i 5000 m oraz złoto na 3000 m i srebro na 1500 m z halowych ME 2019. Ale patrząc na rywali, nie wolno nam zapomnieć jeszcze choćby o Matthew Centrowitzu. Amerykanin ma 30 lat i chociaż w tym roku biega wolno, to bazując na ogromnym doświadczeniu i czuciu tego dystansu (zdobył m.in. olimpijskie złoto na igrzyskach Rio 2016), zapewne przygotował formę na Dohę.

Marcin Lewandowski w niedzielę będzie walczył o medal. Czy pójdzie w ślady Pawła Fajdka, który na MŚ zdobył złoto?

Zobacz wideo

Lewandowski prawie całą karierę biegał na 800 metrów. Z sukcesami. Ale nie na igrzyskach. A przynajmniej nie z takimi, o jakich marzy. W 2008 roku w Pekinie był w półfinale. W 2012 roku w Londynie znów dobiegł do półinału. W 2016 roku w Rio zajął szóste miejsce. Za rok w Tokio pobiegnie na 1500 metrów. Pod okiem Tomasza Lewandowskiego, swojego starszego brata i cenionego szkoleniowca, pracuje tak, by w Japonii "zrobić swoje" na dystansie, na którym widzi dla siebie większe szanse. A nawet ogromne.

- Żegnam się przed biegiem, szybko się modlę, mówiąc, że nie oczekuję żadnych cudów, tylko chcę po prostu zrobić swoje. Ale jak zrobię swoje, to ostatnio jestem pewny, że zdobędę złoto - mówi, widząc, jak przyspieszyła jego kariera.

Rywale się boją

W Dosze Lewandowski swoje robi na razie z lekkością. - Bardzo spokojnie było, pod kontrolą - mówił po półfinale, który wygrał. - Fajnie, że wygrałem. I ja się czuję jeszcze pewniej, i rywale jeszcze bardziej się mnie boją, bo widzą, że Lewandowski się rozkręca. Jestem bardzo dobrze przygotowany do tego turnieju. Bo to turniej. Nic mnie tu nie zaskoczy, jestem i bardzo szybki, i bardzo wytrzymały, a do tego rozkręcam się z biegu na bieg - dodawał.

Rywale rzeczywiście wiedzą, kto to jest i ile potrafi Lewandowski. Ingebrigtsen, najmłodszy z trzech świetnych braci, przekonał się o tym w marcu. Na halowych ME w Glasgow wygrał bieg na 3000 m i świat się nim zachwycał. Dopiero 18-latek, a już ma złota ze stadionu na 1500 i 5000 metrów, teraz zdobędzie dublet w hali, tylko patrzeć, jak zacznie dominować na świecie - mówiono i pisano. - A ja byłem pewny swego. Nie wychylałem się, nie udzielałem się w mediach, nie trąbiłem, że jestem mocny, tylko robiłem swoje - mówi Lewandowski, który zaatakował Norwega już na 200 metrów przed metą i wygrał, samotnie finiszując.

Srebro: wypadek przy pracy

- Ingebrigtsen to młody, świetny, niesamowicie utalentowany zawodnik, ale prawda jest taka, że Berlin to był mój wypadek przy pracy. Nie wygrałem bo brakowało mi doświadczenia na tym dystansie, za długo trzymałem się na złej pozycji w tym biegu i dlatego skończyło się srebrem, a nie złotem. Ale już trzy tygodnie później razem z Ingebrigtsenem reprezentowałem Europę na Pucharze Międzykontynentalnym i wygrałem z nim. W Glasgow znów się spotkaliśmy i znów z nim wygrałem - mówi Lewandowski, który - jak widać - uczy się błyskawicznie.

W nowej dla siebie konkurencji Marcin ma już: srebro mistrzostw Europy i srebro halowych mistrzostwa świata oraz dwa złota halowych mistrzostw Europy. A jeszcze ważniejsze jest to, że znów ma wiarę w siebie. - Na 800 metrów przyszły pierwsze kontuzje, bóle, porażki, rozczarowania. Na przykład przybiegłem na czwartym miejscu w finale mistrzostw świata i do medalu zabrakło mi 0,08 s. To niby olbrzymi sukces, świetny wynik, ale jednak porażka, bo liczyłem na więcej. Na szczęście dzięki współpracy z psychologiem Dariuszem Nowickim wróciłem do myślenia, które miałem jako młody zawodnik. Znów wierzę, że mogę przenosić góry - mówi "Lewy".

Za stary, żeby się podniecać

Po półfinale dał niezłą próbkę wiary i bardzo pożądanego w sporcie nastawienia. - Wiem, że wymienia się mnie w gronie faworytów, wiem, że moje nazwisko jest znane na świecie, z czego się bardzo cieszę, ale jestem za stary i za bardzo doświadczony, żeby się tym podniecać. Jeśli los mi pozwoli i wrócę stąd z medalem, to będę przeszczęśliwy, ale dużo to w moim życiu nie zmieni, bo i tak wrócę do rodziny i z medalem na szyi czy bez medalu i tak nadal będę dla swoich dzieci najwspanialszym tatą na świecie - mówił.

Tak, Lewandowski dobrze wie, że dla dzieci biegać nie musi. I jednocześnie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest tu po to, żeby z całych sił spróbować zrobić coś dla siebie. Inaczej rozkłąka i tęsknota byłyby na nic.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.