Konrad Bukowiecki startował w eliminacjach w grupie A. Już w pierwszej próbie osiągnął odległość 21,16 m, o 26 cm lepszą niż wymagane minimum.
- Cieszę się, że w pierwszym pchnięciu udało mi się to zrobić. Nie pamiętam takich kwalifikacji w moim wykonaniu na imprezie mistrzowskiej. Zawsze ktoś z faworytów w eliminacjach odpada, więc trochę nerwówka była. Tym mocniej się cieszę, że szybko i pewnie to załatwiłem - mówi.
Konrad Bukowiecki w "Wilkowicz Sam na Sam": Zadzwonili do mnie z pytaniem: Ty sprawdzasz czasami maile? Otworzyłem skrzynkę. I świat mi się zawalił. Ja i doping [WIDEO]
Na jednym z ostatnich treningów przed mistrzostwami Bukowiecki doznał urazu palców w rzucającej dłoni. Czy ta kontuzja bardzo utrudnia mu pchanie w Dosze?
- Nie ma co mówić, nie będę na nic zwalał. Na obozie w Belek wszystko było dobrze do pewnego momentu. Ale skoro mogę pchać ponad 21 metrów z takiego złego technicznie pchnięcia, to wiem, że jak wszystko zrobię dobrze, obszernie, luźno, to będzie naprawdę okej - mówi Bukowiecki. - Przyjechałem tu pchnąć "życiówkę" [22,25 m]. Jak pchnę, to powinienem zająć dobre miejsce - dodaje.
A o palcach mówi tylko tyle: - Czasami boli, czasami nie boli. Jak po palcach pójdzie, to boli. Więc staram się, żeby po palcach nie szło.
Bukowiecki podkreśla, że sobotni finał (początek o godzinie 19.05) na pewno będzie stał na wysokim poziomie. - Wiem, że już w eliminacjach Tom Walsh pchnął 21,92, ale to nie robi na mnie wrażenia, mimo że w finale taki wynik może dać medal. Ale to były eliminacje, wystarczyło pchnąć 20,90, zobaczymy jak Tom pchnie za dwa dni. Bardziej zwracam uwagę na to, że w finale będzie znacznie więcej niż 12 zawodników. Już w mojej grupie minimum zrobiło aż ośmiu chłopaków, a grupa B jest chyba jeszcze mocniejsza - mówi Bukowiecki.
W grupie B właśnie startuje nasz mistrz Europy, Michał Haratyk. W grupie A odpadł Jakub Szyszkowski, który miał 10. wynik - 20,55 m.
Wracając do finału, Bukowiecki jest przekonanym że emocje będą duże, ale kibiców zapewne mało i atmosfera na trybunach słaba. - Nie podobają mi się te mistrzostwa świata. Jest fatalnie, nie ma co ukrywać - mówi. Byliście w hotelu? Tragedia: grzyb na ścianach, kanalizacją śmierdzi, na klatce schodowej wali papierosami, na windę się czeka po 10-15 minut. To chyba najgorszy hotel, w jakim byłem. Pogoda też jest fatalna, ale dobrze, że chociaż na stadionie jest okej - wylicza Bukowiecki. - Jedzenie też jest słabe, dają nam jakieś kartonowe hamburgery. Ale do warunków możemy się dostosować, a skoro Paweł Fajdek może wygrywać, to znaczy, że warunki nie grają - kończy nasz kulomiot.