Kiełbasińska płakała, Święty pocieszała, Baumgart mówiła o łydeczkach. We wtorek walka o historyczny finał

- Laska, co ty? To nie koniec mistrzostw, jest sztafeta - powiedziała Justyna Święty-Ersetic na widok płaczącej Anny Kiełbasińskiej. W poniedziałek biegaczki rywalizujące na 400 metrów walczyły w eliminacjach. Do półfinału razem ze Święty awansowała Iga Baumgart-Witan. A Kiełbasińska nie umiała się pogodzić z pechem.

Kiełbasińska to była sprinterka startująca na 200 metrów. Po dołączeniu do "Aniołków Matusińskiego" robi stałe postępy. Już udowodniła, że jedno kółko to dystans, który świetnie czuje. Niestety, w poniedziałek w Dausze ona czuła się bardzo źle. Nie wnikajmy w przyczyny takiego samopoczucia, Ania prosiła, by po prostu zrozumieć, że wszystko pechowo złożyło się w czasie. W każdym razie łez nie umiała zatrzymać, tak bardzo było jej żal straconej szansy. - Mam tylko nadzieję, że takim występem nie zamknęłam sobie drogi do występu w sztafecie - mówiła

"Organizatorzy nie podstawili autobusu"

Na pewną biegania razem z Kiełbasińską wygląda Święty-Ersetic. Justyna zaraz po przyjściu do dziennikarzy zobaczyła płaczącą koleżankę. - Laska, co ty? To nie koniec mistrzostw, jest sztafeta i jest do niej czas [wystąpi w sobotę i niedzielę] - mówiła do Kiełbasińskiej. O formę koleżanki liderka drużyny jest spokojna. O swoją również. - Po niedzielnej sztafecie mieszanej nie za dobrze się zregenerowałam. Trochę zabrakło czasu, bo start był późnym wieczorem, a jeszcze po nim okazało się, że organizatorzy nie podstawili autobusu i był problem z powrotem do hotelu - opowiadała. - Ale i tak kontrolowałam swój bieg, do półłinału chciałam wejść z drugim-trzecim czasem i byłam druga.

Łydeczki i lądowanie na księżycu

We wtorek o finał (półfinały zaczną się o godz. 19.50) powalczy też Baumgart-Witan, również druga w swoim biegu eliminacyjnym. - Mam małe łydeczki, więc czuję w nich bieg ze sztafety mieszanej. Ale poradzę sobie, jestem dobrze przygotowana - przekonuje.

Wątpliwości co do tego nie ma główny trener grupy, Aleksander Matusiński. On wierzy, że możemy się doczekać pierwszej w historii Polki, która awansuje do finału MŚ na 400 m.

- Zawsze coś się musi pierwszy raz wydarzyć. Kiedyś ktoś pierwszy stanął na księżycu, kiedyś nie było Polki w finale MŚ w hali, gdzie jest tylko sześć torów, a teraz Justyna była w takim finale już trzy razy z rzędu. Kiedyś nie było złota ME indywidualnego, a rok temu było. Dlaczego mamy stawiać jakieś bariery dziewczynom? Stać je na finał - przekonuje szkoleniowiec.

Polacy walczą na lekkoatletycznych mistrzostwach świata. Liczymy na medale!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.