Usain Bolt kłaniał mu się. Rekordzista świata nie startuje od dwóch lat i tylko patrzy

Cztery lata temu w Pekinie Adam Kszczot zdobył srebro, a David Rudisha złoto mistrzostw świata w biegu na 800 m. Polak jest starszy od Kenijczyka tylko o pół roku. W Dausze chce walczyć o swój trzeci z rzędu medal MŚ. A rekordzista świata po już ponad dwóch latach bez startu tylko patrzy. O ile całkiem nie stracił zainteresowania sportem. Półfinały z udziałem Kszczota w niedzielę o godz. 20.55. Relacja na żywo na Sport.pl
Zobacz wideo

Rudisha ciągle jest bardzo szybki. Ale, niestety, nie na bieżni.

Miesiąc temu mistrz pędził swoim autem drogą Nairobi - Kisumu. Nagle pękła jedna z opon, samochód zjechał na na przeciwległy pas i czołowo zderzył się z autobusem. Dzięki Bogu nic się nie stało. Rudisha Bogu podziękował za dar życia, a kibicom za modlitwy.

Teraz wielu fanów Kenijczyka modli się, by jeszcze kiedyś wykorzystał inny dar od Boga - do takiego biegania, jakiemu zawdzięcza przydomek "Duma Afryki".

Bolt mu się kłaniał

Biegającego Rudishę po raz ostatni widzieliśmy w lipcu 2017 roku. Wtedy szykował się do mistrzostw świata w Londynie. W 2012 roku po raz pierwszy w karierze został tam mistrzem olimpijskim. W finale pobił rekord świata. - Jego występ był najlepszy na całych igrzyskach - zachwycał się Sebastian Coe, wówczas szef imprezy, teraz prezydent IAAF. 24-letniego Masaja podziwiali wówczas wszyscy. Kiedy go dekorowano, przystanął i przerwał swoje popisy król lekkoatletyki, Usain Bolt. On robił wtedy honorową rundę po wygraniu 200 metrów.

Pięć lat później w angielskiej stolicy jamajski sprinter kończył karierę. Bolt nie wygrał. Na 100 metrów zdobył tylko brąz, z walki na 200 m zrezygnował, w sztafecie 4x400 m padł rażony skurczami uda. Ale przy Rudishy i tak był zwycięzcą. Kenijczyk wszedł w tamten sezon słabo. Przegrywał na mityngach. A na niespełna tydzień przed rozpoczęciem londyńskiej imprezy ogłosił, że na pewno nie zostanie jej królem.

Zdrady, kontuzje, czarna magia

Media z całego świata obiegła wiadomość, że na ostatniej prostej przygotowań pokonała go kontuzja mięśnia czworogłowego. Ale media z Kenii twierdziły, że Rudishę boli raczej serce, bo zostawiła go żona. Lizzy Naanyu miała wpaść w ramiona kaznodziei-czarownika z Nigerii. Ona twierdziła, że wyjechała, by prosić pastora o zdjęcie z męża klątwy. Miała być przekonana, że zdrowotne kłopoty Davida to efekt użytej przeciw niemu czarnej magii.

Zdrada Lizzy była kolejnym odcinkiem ciągnącego się serialu o uczuciowych perypetiach słynnego małżeństwa. W 2014 roku dziennikarze twierdzili, że kontuzję kolana Rudisha ma nie przez forsowne treningi, tylko przez szarpaninę z żoną. Lizzy miała się wściec, gdy zastała Davida w niedwuznacznej sytuacji z siostrą kumpla z bieżni, Sammy'ego Tangui.

Przed MŚ w Dausze w Kenii znów głośno jest o zdrowiu Rudishy, ale jeszcze głośniej o tym, że wciąż choruje jego małżeństwo. Pod koniec lipca korzystając z Facebooka żona poprosiła męża, by przestał frustrować ją i dzieci (dwie córki). Rudisha sprawy nie komentował. Sztab jego piarowców też nie, tłumacząc, że nie może się wypowiadać o prywatnych sprawach mistrza.

"Wrócę". "Wróci"

Mistrz przemówił dwa tygodnie temu. Ale tylko o sporcie. I to chyba lepiej. Rudisha przyjechał do Nairobi na kenijskie eliminacje do kadry na MŚ w Dausze. - Wrócę. I nie mogę się tego doczekać. Nie biegałem przez dwa lata, ale teraz już zacząłem się przygotowywać do Tokio. W przyszłym roku chciałbym po raz trzeci z rzędu wygrać igrzyska olimpijskie - powiedział. - To będzie bardzo trudne, ale dam z siebie wszystko. A jeśli tak zrobię, będę zadowolony - dodał.

- Rudisha ma taki potencjał, że moim zdaniem nadal spokojnie stać go na medale. Ale nie wierzę, że wróci na tak wysoki poziom, na jakim był w szczycie swojej kariery. To już się nie powtórzy - mówi w rozmowie ze Sport.pl Paweł Czapiewski, rekordzista Polski na 800 m. - Nie wiemy czy on przez te dwa lata cokolwiek robił, czy trenował, a jeśli tak, to ile. Szczerze mówiąc, sądziłem, że już skończył karierę. Ale jakby nie było, to bez kłopotów zdrowotnych zdoła się dobrze przygotować. Tylko musiałby już ten niecały rok do igrzysk przepracować bez przerw - dodaje brązowy medalista MŚ w Edmonton w 2001 roku.

Doping? "Jedz naturalnie, idź i ciężko pracuj"

Czapiewski nie ma wątpliwości, że Rudisha to najlepszy w historii biegacz na "dwa kółka". - Co prawda nie dominował przez tyle lat, co Wilson Kipketer, ale wyniki osiągnął większe. Myślę i o niesamowitym rekordzie świata, i o dwóch złotach olimpijskich - uzasadnia.

Z Czapiewskim nie sposób się nie zgodzić. I zostawiając sprawy pozasportowe, trudno nie życzyć powrotu sportowcowi takiej klasy jak Rudisha. Syn srebrnego czterystumetrowca z igrzysk w Meksyku (ojciec Rudishy niedawno zmarł) ma i dobre geny, i podobno akurat do pracy ma charakter wyjątkowo dobry. Prawdziwego biegania uczył się w tym samym miejscu, co Kipketer - w szkole Iten, na wysokości prawie 2500 metrów. - Bieganie to moja pasja. Siłę czerpię z nóg i z głowy. Jedz naturalnie, a później idź i ciężko pracuj: to jest moja filozofia - mówił przed igrzyskami w Rio, gdy przez afery dopingowe nad kenijskimi lekkoatletami wisiało widmno wykluczenia z rywalizacji. - Doping stosują młodzi-głupi, którzy desperacko chcą wygrywać, żeby zarabiać pieniądze. Oni nam psują reputację - tłumaczył.

Dziś już wiemy, że w Kenii szprycują się nie tylko młodzi desperaci. IAAF też coraz lepiej zdaje sobie sprawę z tego, że istnieje tam system niedozwolonego wspomagania zorganizowany na podobną skalę co w Rosji

Ale czy powinniśmy sądzić, że i Rudisha nie jest uczciwy? W życiu prywatnym ma z tym problem. Ale to nie znaczy jeszcze, że musi mieć i w sporcie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.