Polska może pobić rekord Europy! "Czuję, że do nas wróci"

- Czuję, że wróci do nas rekord Europy - mówi Małgorzata Hołub-Kowalik. W sobotę polska sztafeta mieszana 4x400 m wygrała swój wyścig eliminacyjny i awansowała do finału MŚ w Dausze z piątym czasem. Amerykanie ustanowili nowy rekord świata, a Brytyjczycy odebrali nam rekord Europy. - Czy stać nas na medal? Oczywiście. Bardzo dużo trenowaliśmy zmiany, będziemy szukać ułamków sekund i ryzykować, bo siódme czy ósme miejsca nas nie zadowalają - mówi trener Aleksander Matusiński. Finał w niedzielę o godzinie 21.35. Relacja na żywo na Sport.pl.

Sztafeta mieszana to nowa konkurencja na mistrzostwach świata. Za rok zadebiutuje też na igrzyskach, a awansując do finału MŚ w Dausze już zapewniliśmy sobie start w Tokio. Nie dziwi, że w młodej konkurecji padają rekordowe czasy. W eliminacjach Amerykanie ustanowili nowy rekord globu. A Brytyjczycy - rekord Europy. Odebrali go Polakom. - Czuję, że w finale ten rekord do nas wróci - mówi Małgorzata Hołub-Kowalik, która w sobotę pobiegła na drugiej zmianie. Na pierwszej wystąpił Wiktor Suwara, na drugiej mieliśmy Annę Kiełbasińską, a bieg drużyny pewnie kończył Rafał Omelko. Na luzie doprowadził polską sztafetę do mety na pierwszym miejscu.

Fabian Drzyzga komentuje występ Polaków na mistrzostwach Europy. Rozczarowany?

Zobacz wideo

Polska wygrała drugi bieg. Do finałowej "ósemki" awansowaliśmy z piątym czasem. Strata do czwartych Brytyjczyków niby duża - 2,67 s. Do trzeciego Bahrajnu i drugiej Jamajki bardzo podobna jak do Wielkiej Brytanii, a do USA wynosząca 2,95 s. Ale mamy duże rezerwy i zamierzamy je wykorzystać. - Oczywiście, że jest szansa na medal - nie ma wątpliwości trener Aleksander Matusiński. Jemu można wierzyć. Sztafetę kobiet poprowadził już m.in. do złota ME, brązu MŚ i nieoficjalnego mistrzostwa świata na MŚ sztafet, gdzie pokonał nawet ekię USA.

Łukasz Jachimiak: Czy w finale planuje pan wystawić dwie świeże, najszybsze zawodniczki: Igę Baumgart-Witan i Justynę Święty-Ersetic?

Aleksander Matusiński: Składu nie podam. Poznają go tylko sztab i zawodnicy. Nie będziemy rywalom ułatwiać zadania. Nie chcemy, żeby łatwiej mieli ustawić swoje sztafety [już wiadomo, że trener postawił na Baumgart-Witan i Święty-Ersetic]

W mieszanych sztafetach można biegać w dowolnej kolejności. My stawiamy na układ mężczyzna, kobieta, kobieta i mężczyzna. I tak biega większość drużyny. Dlaczego?

- Taki układ się najlepiej sprawdza. Wszystkie sztafety, które osiągnęły sukcesy w Jokohamie na nieoficjalnych mistrzostwach świata, miały na końcu chłopaka, który mocno kończył. Ale może kiedyś zmienimy układ [stanie się to już teraz, w finale - pobiegniemy w kolejności: Suwara, Omelko, Baumgart-Witan i Święty-Ersetic].

My w Jokohamie najpierw ustanowiliśmy rekord Europy w eliminacjach, a później poświęciliśmy finał. Teraz program jest ułożony lepiej i o poświęcaniu nie ma mowy?

- Mamy równy skład, więc nie jest tak, że coś poświęcamy. Ale tak, tu będziemy się starali złożyć najlepszą sztafetę na finał.

Trochę żal, że panowie nie biegają tak dobrze, jak półtora roku temu, gdy w swojej sztafecie bili halowy rekord świata, prawda?

- Trochę żal. Ale też szkoda, że dziewczyny nie biegają jak pani Irena Szewińska. To jest sztafeta, liczy się czwórka dobrych zawodników i zgranie. Chłopaki potrafią walczyć, sprawiać niespodzianki. I w sztafecie zawsze biegają lepiej niż indywidualnie. A tu są w dobrej formie, jestem o nich spokojny.

O swoje zawodniczki też?

- Tak, bo widzę, że wszystkie są w bardzo wysokiej formie.

Jest szansa na medal?

- Zawsze jest szansa na medal, nawet jak się przyjeżdża z 18. wynikiem w rankingu czy z jeszcze gorszym. Trzeba wierzyć w medale, w walkę. Tylko trzeba się skupić na dobrych zmianach, na każdym szczególe. Nic nie obiecujemy, ale mamy tu doświadczonych zawodników, którzy wiedzą po co przyjechali, którzy wiedzą, jak smakują medale. Na pewno nikt nie przyjechał tu po to, żeby tylko zaliczyć imprezę.

Pewnie ma pan wszystko wyliczone, bo jest pan znany ze skrupulatności - naprawdę jest szansa na podium?

- Oczywiście. Zawsze wierzymy w medale, wierzymy w zawodników. Tylko wszystko musi nam wyjść. Każda zmiana. A to nie jest łatwe, bo chłopak z dziewczyną zmieniają się na różnej prędkości, a muszą się zmieścić w jednym torze.

Trenowaliście to?

- Jasne. Dużo czasu na to poświęciliśmy. Wierzymy, że w stresie, w adrenalinie się z tym odnajdziemy. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Na treningach zmienialiśmy naprawdę wiele razy i fajnie to wychodziło. Jak w starcie wyjdzie tak samo, to powinien być fajny wynijk.

Poza zasięgiem są tylko Amerykanie?

- Nie jesteśmy faworytem. Zsumowanie czasów to pokazuje. Natomiast liczę, że nasze dyspozycje jeszcze rosną, a innych ekip już trochę gasną. Do tego dorzucam naszą myśl taktyczną i umiejętność zmian. Wierzę, że tym przechytrzymy rywali.

Będziecie ryzykować?

- Na zmianach można zyskać w sumie nawet z półtorej sekundy. Chcemy tak robić, żeby chłopak biegł więcej, dziewczynę będziemy wstawiać bardziej w strefę zmian, wykorzystamy do maksimum bieg chłopaka. Nawet niech on pokona o pięć metrów więcej, a ona mniej, to już coś zyskamy. Szukamy możliwości urywania ułamków sekund, bo jeśli chcemy myśleć o wysokim miejscu, to musimy sięgnąć do rezerw. Nie ma opcji, że zrobimy wszystko zupełnie nie ryzykując. Już pokazywaliśmy, że ryzyko się opłaca. A siódme czy ósme miejsca nas nie zadowalają.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.