Miał być faworytem zbliżających się mistrzostw świata, pierwszych po epoce Usaina Bolta. Tylko sześciu sprinterów w historii ma lepszy rekord życiowy niż 9,79 Christiana Colemana. Nikt w tym roku nie miał lepszego wyniku niż uzyskane przez niego w czerwcu 9,81. W poprzednich MŚ Coleman zdobył srebro. Trochę zlekceważone, bo całą uwagę przykuli wygwizdany przez publiczność w Londynie mistrz Justine Gatlin (z powodu dopingowej przeszłości nie jest zapraszany na mityngi w Wielkiej Brytanii, ale w MŚ pobiegł) oraz żegnający się z bieżnią Bolt, który przybiegł dopiero na trzecim miejscu. Ale Colemana na mistrzostwach może zabraknąć. Wszystko przez unikanie kontroli antydopingowych. Coleman miał już trzy takie przypadki. Czwartego września sprinter stanie przed komisją dyscyplinarną amerykańskiej agencji antydopingowej. USADA oskarżyła go już formalnie o unikanie kontroli. Po wysłuchaniu jego tłumaczeń, agencja ma 5 września zdecydować o ewentualnej karze. Mistrzostwa świata zaczynają się 28 września.
Zgodnie z przepisami, trzecia absencja równa się dopingowej wpadce i jest karana tak jak ona. Coleman jeszcze próbuje podważać, czy do wszystkich nieobecności doszło z jego winy. Zgodnie z przepisami, każdy sportowiec objęty elektronicznym systemem antydopingowym ADAMS musi podawać, gdzie będzie dostępny dla kontrolerów każdego dnia przez wskazaną przez siebie godzinę. I muszą te informacje uaktualniać, jeśli nagle zmienią im się plany. Jeśli Coleman nie będzie miał dobrego wytłumaczenia dla swojego roztargnienia, grozi co najmniej rok, a najprawdopodobniej dwa lata dyskwalifikacji.
- Jestem pewny, że zostanę uniewinniony, bo w ogóle nie biorę jakichkolwiek suplementów i nigdy nie bałem się kontroli antydopingowej - broni się Coleman.