Nie ma takiego państwa jak Rosja w lekkoatletyce. Trzy litery zawstydzają cały kraj

Nie ma takiego państwa: Rosja. Jest ANA: Autoryzowani Lekkoatleci Neutralni. Już trzeci rok tak to wygląda w lekkoatletyce. Tak ma też być na tegorocznych mistrzostwach świata. Czy coś się zmieni przed Tokio 2020?

Polska wygrała właśnie drużynowe mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce na szczeblu Superligi. Rosji – jednej z głównych lekkoatletycznych potęg – w ogóle tam nie było. Ani w Superlidze DME, która miała zawody w Bydgoszczy, ani o szczebel niżej – w mistrzostwach pierwszej ligi w norweskim Sandnes. Niby Rosjanie byli teraz przypisani do pierwszej ligi, ale nie mają prawa rywalizować w lekkoatletyce pod własną flagą, tylko jako grupa neutralnych sportowców. Nie mogli wystawić drużyny do ME. Zostali karnie zdegradowani. Znów, bo dwa lata temu w takich samych okolicznościach spadli z Superligi do pierwszej ligi. A teraz polecieli z pierwszej do drugiej. Czyli de facto – do trzeciej ligi. Następne mistrzostwa są za dwa lata, jeśli do tego czasu rosyjska federacja nie zostanie przywrócona w prawach członka międzynarodowej federacji lekkoatletycznej (IAAF), to Rosjanie po kolejnej karnej relegacji zjadą już na samo dno drużynowych ME.

43 tykające bomby. Wszystkie z moskiewskiego laboratorium

Czy jest szansa na przywrócenie ich w prawach członka IAAF? Tylko jeśli przestaną wychodzić na jaw kolejne dopingowe brudy. A ciągle wychodzą. Ostatnio: sprawy trenerów, którzy są karnie wykluczeni z pracy w lekkoatletyce, ale przyłapywani na łamaniu zakazu. Władimir Mochniew, trener zdyskwalifikowany na 10 lat za podawanie dopingu (ten który uczył wstrzykiwania EPO Julię Stiepanową, biegaczkę która stała się informatorką dziennikarzy śledczych ARD, badających rosyjski doping, a potem śledczych ze służb), został przyłapany przez reporterów Reutersa na treningu lekkoatletów w Kursku. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) mu tego zabrania, ale rosyjskie prawo – nie. „Sunday Times” z kolei ujawnił, że władze rosyjskiej lekkoatletyki pomagały Daniłowi Łysenko, wicemistrzowi świata w skoku wzwyż z 2017, w znalezieniu wymówki, gdy skoczek nie stawił się na kontrolę antydopingową poza zawodami.

Dlatego w czerwcu 2019 władze IAAF już po raz 11 zagłosowały przeciw zniesieniu kary dla Rosjan. Rune Andersen, szef specjalnego zespołu kontrolującego na zlecenie IAAF sytuację w Rosji, rekomendował takie głosowanie, bo jego zdaniem skompromitowani dopingiem ludzie wciąż mają wpływ na rosyjski sport. Następne głosowanie 23 września, cztery dni przed lekkoatletycznymi mistrzostwami świata w Katarze. A do tego czasu mogą wybuchnąć tykające już bomby: w styczniu 2019 WADA dostała wreszcie dostęp do oryginalnej bazy danych moskiewskiego laboratorium antydopingowego. W kwietniu 2019 uzyskała wreszcie dostęp do ponad 2000 próbek dopingowych z tego laboratorium, przetrzymywanych wcześniej przez rosyjską prokuraturę do czasu zakończenia jej śledztwa. Od tego czasu śledczy i analitycy WADA przeczesują bazę danych, analizują próbki i rozsyłają do światowych władz różnych sportów pakiety dowodów na doping rosyjskich sportowców. Już zostały wysłane takie pakiety z dowodami winy 43 osób (nie tylko z lekkoatletyki, z pięciu sportów olimpijskich), do końca 2019 ma być takich pakietów 100, a łącznie WADA wzięła na celownik blisko 300 sportowców z podejrzanymi wynikami. Jak mówią śledczy WADA, te pakiety dowodowe mogą mocno wpłynąć na tabele wyników igrzysk w Londynie 2012 i Soczi 2014.

94 Rosjan wykluczonych z lekkoatletyki. Z Polski – jedna osoba

The Athletics Integrity Unit (AIU), czyli powołana przez IAAF izba nadzoru nad czystością lekkoatletyki, kierowana przez byłego dyrektora WADA Dawida Howmana, dostała od śledczych WADA 500 gigabajtów danych z laboratorium w Moskwie, 100 tysięcy plików z lat 2012-2015. A już Rosjanie są liderami na prowadzonej przez AIU liście osób aktualnie wykluczonych za doping z lekkoatletyki. Są tam obecnie 94 osoby z Rosji (wlicza się nie tylko lekkoatletów, ale i skazanych trenerów). Dla porównania: Kenijczyków, czyli drugiego lekkoatletycznego narodu pod szczególnym nadzorem (Kenii groziło podobne wykluczenie jak Rosji, ale zdołała się obronić) jest 43. Chińczyków – 31. Z Polski jest jedna osoba, maratonka Wioletta Kryza, złapana w 2012 roku. I nie ma co ukrywać, że zagęszczone sito kontroli dla Rosjan i Kenijczyków (Etiopczyków, Jamajczyków – można wymieniać dalej) mocno sprzyja obecnemu odrodzeniu polskiej lekkoatletyki.

Ale z tych wszystkich krajów, którym IAAF przestał dopingowo pobłażać, Rosję potraktowano wyjątkowo surowo. Mówimy o reprezentacji, która z lekkoatletycznej części igrzysk olimpijskich przywoziła średnio po pięć złotych medali (liczymy od Atlanty 1996, gdy Rosja pierwszy raz startowała samodzielnie), która zawsze była w pierwszej piątce lekkoatletycznej klasyfikacji medalowej, dwa razy na drugim miejscu. A teraz nie ma w lekkoatletyce takiego państwa: Rosja. Od 2015 zaczęły być weryfikowane dane z całej serii dopingowych rosyjskich skandali. Zaczęła się odsłaniać prawda o medalach z igrzysk w Soczi, ale też z Pekinu 2008, z Londynu 2012 i z lekkoatletycznych mistrzostw świata w Moskwie 2013. Odsłonił się korupcyjny system na szczytach poprzednich władz IAAF: były wieloletni szef światowej lekkoatletyki Lamine Diack miał przyjąć dla siebie i swoich wspólników (w tym poszukiwanego listem gończym Papy Massata Diacka, syna Lamine Diacka) łącznie około miliona euro łapówek za tuszowanie rosyjskich wpadek dopingowych.

Rosjan dopuszczonych do międzynarodowych startów przybywa. Ale flagi nie odzyskali

Diack w 2020 ma stanąć przed sądem w arcyciekawym procesie we Francji, dotyczącym sportowej korupcji (również przy wyborze gospodarzy wielkich imprez) i prania pieniędzy. A Rosjanie już zostali przez nowe władze lekkoatletyki osądzeni, zbiorowo: w żadnej imprezie międzynarodowej nie mają prawa poczuć się Rosjanami. Nie są nimi ani w mistrzostwach, ani w mityngach Diamentowej Ligi. Nie zobaczą RUS na liście startowej, nie zobaczą swojej flagi na maszcie, nie usłyszą hymnu po zwycięstwie. Są lekkoatletami pod szczególnym nadzorem. W ich przypadku obowiązuje zasada domniemania winy i do zawodów są dopuszczani indywidualnie, po przepuszczeniu przez antydopingowe sito, przejściu określonej liczby testów poza Rosją . Są neutralni, więc nawet jeśli zdobędą medal, to dla siebie, w historycznych tabelach ten medal nie będzie zaliczony Rosji.

Przed Rio de Janeiro 2016 to sito dopuszczenia było tak gęste, i nastroje w lekkoatletyce tak bardzo antyrosyjskie, że z 68 zgłoszonych do lekkiej atletyki Rosjan przedostała się na brazylijskie igrzyska tylko jedna osoba: skacząca w dal Daria Kliszina. I tylko dlatego, że na stałe mieszka w USA, więc była teoretycznie poza rosyjskim systemem wspomagania. Od tego czasu liczba rosyjskich lekkoatletów dopuszczanych do międzynarodowych startów systematycznie rośnie – w 2018 to były już 73 osoby, na 200 które się o dopuszczenie ubiegały – ale w tabelach wyników Rosji nie ma w ogóle.

Po igrzyskach w Rio na bieżnie, skocznie i rzutnie weszła ANA: skrót od Authorized Neutral Athlete. W mistrzostwach świata w Londynie w 2017 roku ANĘ reprezentowało dziewiętnaścioro Rosjan, przepuszczonych przez antydopingowe sito IAAF. W halowych MŚ 2018 rywalizowało ich ośmioro, w lekkoatletycznych ME 2018 - trzydzieścioro.

Ze wszystkich federacji sportowych świata, lekkoatletyczna IAAF okazała się w sprawie dopingu Rosjan najbardziej nieugięta. Być może dlatego, że Sebastian Coe, który przejął władzę po 16 latach fatalnych rządów Lamine Diacka (fatalnych nie tylko z powodu dopingu, Senegalczyk nie miał żadnego pomysłu na odrodzenie lekkoatletyki), chciał się wyraźnie odciąć od poprzedniej ekipy i oskarżeń, że jako były wiceprezes musiał wiedzieć o wszystkim. W każdym razie, IAAF (już niedługo zmieni nazwę na World Athletics) jest nieprzejednana. MKOl wyrzucił rosyjską flagę z igrzysk w Pjongczangu, każąc sportowcom startować jako ekipa Olimpijczyków z Rosji, po antydopingowej selekcji, ale już podczas ceremonii zamknięcia igrzysk wprowadził flagę z powrotem. Międzynarodowa Agencja Antydopingowa zawiesiła rosyjską agencję antydopingową do czasu spełnienia całej listy warunków, ale część tych warunków złagodziła przed czasem i RUSADA zaczęła działać. A IAAF trwa przy swoim: dopóki nie będzie w Rosji prawdziwej skruchy i przyjęcia odpowiedzialności całego tamtejszego środowiska za dopingowe oszustwa, sportowcy z Rosji nadal będą walczyć o medale jako dopuszczone warunkowo do startu jednostki, bez wspólnej reprezentacji.

Gwiazda skoku wzwyż pisze: „Oni myślą, że my niczego nie rozumiemy. Że mamy tylko skakać i być cicho”

Na cztery dni przed MŚ w Katarze okaże się, czy skrucha jest już wystarczająca, czy jeszcze nie. Jeśli nie, to czy IAAF zmięknie chociaż przed igrzyskami w Tokio? Część sportowców jest już zmęczona zabawami swoich działaczy w ciuciubabkę, tłumaczenia wszystkiego antyrosyjskim spiskiem. „Ci ludzie myślą, że sportowcy nic nie widzą i niczego nie rozumieją. Że my mamy skakać i być cicho” – napisała na swoim koncie na Instagramie Marija Łasickiene, gwiazda skoku wzwyż, po czerwcowym podtrzymaniu kary dla Rosji. „Mam nadzieję, że ludzie zamieszani w ten niekończący się spektakl wstydu znajdą odwagę by odejść. I nie mówię tylko o działaczach, ale o wszystkich trenerach uważających, że nie da się wygrywać bez dopingu. Nowe pokolenie rosyjskich sportowców musi być wychowane w innej filozofii”.

Rune Andersen, nadzorujący rosyjską lekkoatletykę: - Tym się musi zająć Putin

Rune Andersen, wspomniany wyżej szef specjalnej komisji nadzorującej rosyjską lekkoatletykę, mówi że jest jeden człowiek, który może w tym pomóc: jeśli Władymir Putin rzeczywiście marzy o tym, by już na igrzyskach w Tokio zobaczyć całą rosyjską ekipę, również lekkoatletów, pod flagą i z hymnem, to najwyższy czas by powiedział głośno: koniec wymówek, posprzątać mi to.

Więcej o:
Copyright © Agora SA