Maria Andrejczyk wróciła. "Przed operacją dbałam o siebie mniej. Sama uczyłam się wszystkiego"

Maria Andrejczyk wraca do formy. Oszczepniczka rzuciła w sobotę w Samorin 60.56 - najdalej od ponad dwóch lat. - Mam coś jeszcze do zrobienia w lekkoatletyce - mówi w rozmowie ze Sport.pl Andrejczyk, która trzy lata temu na igrzyskach w Rio de Janeiro zajęła czwarte miejsce.
Zobacz wideo

Po olimpijskim występie w Rio de Janeiro Maria Andrejczyk długo zmagała się z urazem barku. W sobotę w słowackim Samorin wystartowała pierwszy raz od igrzysk w barwach biało-czerwonych. W dniu swoich 23. urodzin zajęła pierwsze miejsce w grupie B Pucharu Europy w rzutach. Rzuciła 60.56 – najdalej od ponad dwóch lat.

Dominik Senkowski: W Samorin rzuciłaś najdalej od ponad dwóch lat. Spodziewałaś się aż tak dobrego wyniku, czy to dla Ciebie zaskoczenie?

Maria Andrejczyk: Jest to trochę zaskoczenie, patrząc na moją dyspozycję w ostatnich dniach przed startem. Miałam bowiem lekkie problemy zdrowotne. Nie ustalaliśmy z trenerem, ile mniej więcej mam rzucić. Po treningach wiedzieliśmy jednak, że z moją formą jest coraz lepiej. W Samorin szczególnie dobrze pracowała moja głowa. Bardzo się cieszyłam, że znów mogę reprezentować Polskę. Nie mogła się doczekać tego startu. Myślę, że to dobre nastawienie psychiczne bardzo mi pomogło na zawodach.

Po tym rzucie na Słowacji brakuje Ci tylko metra do minimum na tegoroczne mistrzostwa świata w Katarze. Awans na mistrzostwa to Twój cel na letni sezon? A może masz jakiś inny?

- Oczywiście będę się starała wypaść jak najlepiej. Zachowuję jednak spokój, bo start w Samorin był dla mnie tylko przerywnikiem w trakcie ciężkiej zimowej pracy. Cele jak zwykle mam duże, ale wiem, że trzeba być spokojnym. Przez te ostatnie dwa lata nauczyłam się dużo cierpliwości. Pomimo, że chciałabym, to wiem, że pewnych rzeczy nie jestem w stanie zrobić w tym momencie. Muszę być cierpliwa. 

W kwietniu zeszłego roku w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedziałaś, że nadal odczuwasz ból operowanego barku. Jak się teraz czujesz?

- Od tamtego roku bardzo dużo pracowałam sama ze swoim barkiem. Wymyśliłam pewne ćwiczenia rozciągające, które naprawdę mi pomagają. Rozciągałam ten bark przez dobre kilka miesięcy i widać rezultaty. Jestem zadowolona z tego, jak on obecnie pracuje. Aczkolwiek pomimo tego rozciągania, jeżeli rzut jest zły technicznie i ręka wyjdzie mi za daleko od głowy, to troszeczkę czuję ból. Nie jest to jednak taki ból, jaki w zeszłym roku odczuwałam, gdy przed każdym startem musiałam brać bardzo mocne leki przeciwbólowe. W trakcie rzutów dobrych technicznie nie boli mnie. To dla mnie najważniejsze, bo ból nie przeszkadza mi w dalekim rzucaniu.

A jesteś w stanie wrócić do tak dalekiego rzucania, jak podczas igrzysk w Rio? Wtedy było 67.11.

- O dalekim rzucaniu na razie nie myślę. Obecnie skupiam się na ciężkiej pracy, która czeka mnie od poniedziałku, gdy wracam do treningu zimowego. Nie chcę myśleć na razie o wynikach. Nie chcę się podpalać. To było tylko 60 metrów i to rzucane w marcu. To jeszcze nic nie znaczy, nie jest to jakiś prognostyk. Ja po prostu wystartowałam w zawodach dla Polski i zrobiłam to, co miałam zrobić. A co będzie latem, to zobaczymy. Nie nastawiam się na nic konkretnego.

Po igrzyskach w Rio miałaś dużo problemów zdrowotnych. Czujesz, że najgorsze już za Tobą, a zawody na Słowacji są jak nowe otwarcie?
 
- Myślę, że tak. Wierzę, że największe problemy już za mną. Wiemy jednak, że w sporcie wszystko jest możliwe, dlatego nie można niczego przewidzieć. Po tych dwóch ciężkich latach treningów i dochodzenia do formy zmieniłam swoje podejście do sportu. Bardzo dbam o zdrowie, szczególnie w zakresie regeneracji. Mam nadzieję, że poprzez dbanie o siebie uda mi się zapobiec ewentualnym kontuzjom.

Wcześniej dbałaś o siebie mniej?

- Wcześniej przed operacją barku, która była chwilę po igrzyskach? Jasne. Miałam tylko 20 lat. Tak naprawdę dopiero zaczynałam stawiać pierwsze kroki w wielkim świecie lekkoatletyki. Skąd miałam wiedzieć, jak postępować? Nie trenowałam z żadnym utytułowanym zawodnikiem. Oboje z trenerem dopiero zaczynaliśmy wchodzić w sport. Nie miałam od kogo się uczyć, więc uczyłam się sama na sobie. Po tych dwóch ostatnich latach wiem już dużo więcej.

Gdy nie startowałaś z powodów zdrowotnych, to przeszło Ci przez myśl, że to może być już Twój koniec ze sportem?

- Były takie myśli, ale też wierzyłam, że jednak uda mi się wrócić. Wiedziałam, że to czwarte miejsce na igrzyskach coś znaczy i nie mogę tak tego zostawić. Mam coś jeszcze do zrobienia w lekkoatletyce.

Czwarte miejsce na igrzyskach i wielka popularność. Jesteś gotowa na powrót tak wielkiego zainteresowania Twoją osobą?

- Inaczej już do takiego zamieszania będę podchodziła. Spokojniej, z chłodną głową. Wiem, co jest moim priorytetem w życiu i z pewnością nie jest to popularność. Patrzę na wyniki sportowe. Tak jak teraz na Słowacji - rzuciłam 60 metrów, co mnie cieszy, ale też w drugiej grupie najlepszy rzut to było prawie 66 metrów. Wiem, że mam jeszcze dużo do poprawy. Świat idzie do przodu i trzeba go gonić.

A studiujesz jeszcze?

- Tak. W tym roku mam obronę. Piszę pracę o anglicyzmach w języku sportu. Poszłam na filologię angielską i bardzo się z tego cieszę. AWF mnie w ogóle nie pociągał. Świetnie podszlifowałam angielski. Bardzo się cieszę, że wybrałam taką ścieżkę edukacji.

Na czym Twoim zdaniem polega fenomen lekkoatletyki w Polsce? To jedna z niewielu dyscyplin, w której regularnie zdobywamy medale.

- Oczywiście mogłabym powiedzieć o aspekcie szkoleniowym, który z każdym rokiem jest coraz lepszy. Wydaje mi się jednak, że kluczem do naszych sukcesów w lekkoatletyce jest polska zaciętość, charakter. Znam wielu świetnych lekkoatletów z Polski i ze świata. Polacy mają coś, czego nie mają inni - iskra w charakterze. Chcemy walczyć za swoje marzenia, dla Polski. Myślę, że ten czynnik decyduje o naszych sukcesach. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA