1500 metrów panów - to był dystans, który na HME miał nam przynieść jeden z pewniejszych w niedzielę medali. Na starcie stanął polski mistrz Europy - Marcin Lewandowski. W Glasgow Polak pokazał już olbrzymią moc w eliminacjach. Wygrał je w cuglach. W finale jednak za najgroźniejszego przeciwnika miał 18-letniego Jakoba Ingebrigtsena. Norweg już raz dał się naszemu zawodnikowi we znaki. W Berlinie wygrał z nim o cztery setne sekundy. Teraz też był uznawany za faworyta.
Lewandowski do rywalizacji podszedł bardzo sprytnie. Przez pierwszą połowę dystansu trzymał się na trzeciej, czwartej pozycji, ale kontrolował liderów. Kiedy po około kilometrze na czoło wyszedł 13 lat młodszy od niego Norweg, Polak biegnąc do tej pory tylko i wyłącznie po wewnętrznej, na prostej minął Jesusa Gomeza i lekko zdziwionego Ingebrigtsena. Wrzucił piąty bieg i prowadzenia nie oddał aż do mety.
- Taktyka była dobrana idealnie. Faworytem był Norweg, ale mówiłem wszystkim, że to on się ma tym martwić. Jestem lisem bieżni, rozegrałem to tak jak chciałem. Dobrze się czuję na tym dystansie. Do Tokio coraz bliższej, a ja w dobrej formie - uśmiechnął się tylko w rozmowie z TVP. Polak na metę wpadł z czasem 3:42.85, jego najgroźniejszy rywal miał 3:43.23.
Złoty medal w Glasgow wywalczyła też nasza żeńska sztafeta 4x400. Była faworytem rywalizacji, ale jak mówił ich trener Aleksander Matusiński, przed biegiem trzeba było panie mocno zmotywować, by komfortowa pozycja ich nie uśpiła.Aniołki pofrunęły jednak tak jak miały.
Sztafetę rozpoczęła Anna Kiełbasińska, która zdobywała już medale właściwie na wszystkich sprinterskich dystansach: od 60 metrów przez płotki w hali do 400 metrów na stadionie. Z tym, że były to medale na zawodach krajowych. Międzynarodowego sukcesu w swym dorobku jeszcze nie miała. Kiełbasińska zrobiła, co do niej należało swą zmianę kończyła pierwsza. Rywalkom z Francji i Wielkiej Brytanii nie dała dogonić się też Iga Baumgart-Witan, trzecia w polskiej zmianie ruszyła Małgorzata Hołub-Kowalik, która jeszcze powiększyła przewagę nad rywalkami. Z 10 metrowym prowadzeniem bezpiecznie mogła pobiec zatem Justyna Święty-Ersetic. Polki uzyskały czas 3.28.77 Drugie Brytyjki -3.29.55. To było podwójnie ważne zwycięstwo, bo oznaczało, że Wielka Brytania już w medalowej klasyfikacji nas nie wyprzedzi.
- Napędził nas swoim medalem Lewandowski. Na śniadaniu obiecaliśmy sobie, że jak on sięgnie po złoto, to my też musimy. Poza tym ze zdziwieniem i dumą patrzyliśmy na naszą męską sztafetę. W eksperymentalnym składzie długo utrzymywali się na trzeciej pozycji - powiedziały po swym biegu nasze panie.
Rywalizacja panów na 4x400 m rzeczywiście była szczególna. Dariusz Kowaluk, Rafał Omelko, Tymoteusz Zimny, Damian Czykier - ruszyli w szaleńczy bieg. Szaleńczy, bo nasza sztafeta było mocno zdekompletowana, można rzec nawet eksperymentalna. Biegł w niej ten kto mógł, nie było nawet rezerwowych. Dość powiedzieć, że Czykier jest przede wszystkim płotkarzem. Cała czwórka spisała się jednak znakomicie i była o krok od brązu.
Swój wyczyn sprzed dwóch lat, na halowych mistrzostwach poprawiła też Sofia Ennaoui. Na 1500 metrów miała tym razem jedną murowaną faworytke do złota - rewelacyjną w ostatnim czasie Laurę Muir. To ona przewodziła stawce od początku rywalizacji. Polka starała się trzymać jej blisko, niemal cały wyścig biegła na drugiej pozycji. Na okrążenie przed metą wyprzedziła ją jeszcze Irlandka Mageean Ciara, ale na ostatniej prostej Ennaoui znów odzyskała drugą lokatę i mogła cieszyć się ze srebra. Muir finiszowała z czasem 4.05,92, a Ennaoui 4.09,30. - Przygotowywałam się do tego biegu też psychicznie, bo bieganie w czołówce łatwe nie jest - mówiła zadowolona i zmęczona po rywalizacji, przypominając, że podobny scenariusz rywalizacji z Irlandką miał miejsce już w przeszłości.
To były wszystkie medale wywalczone przez nas w niedzielę. W kilku innych finałach Polacy kończyli rywalizację niedaleko podium. Klaudia Kardasz wywalczyła piąte miejsce w pchnięciu kulą, a Tomasz Jaszczuk zajął w finałowym konkursie skoku w dal szóstą lokatę. Gdyby w finale biegu panów na 800 metrów startował Adam Kszczot, można byłoby w teorii doliczyć kolejny krążek, ale nasz halowy mistrz świata na tym dystansie z powodu późnych (bo rozpoczynających się pod koniec września) MŚ w Dausze, z europejskiej rywalizacji w Glasgow zrezygnował.
Polacy znów wracają z nich jako najlepsza ekipa. W Belgradzie dwa lata temu zdobyliśmy 7 złotych krążków, tym razem pięć (w Glasgow sięgnęli po nie też Michał Haratyk w pchnięciu kulą, Ewa Swoboda w biegu na 60 m oraz Paweł Wojciechowski w skoku o tyczce), ale to starczyło by triumfować w klasyfikacji medalowej.