W poniedziałek w rozmowie ze Sport.pl Robert Skolimowski ujawnił powody zaskakującej nieobecności Anity Włodarczyk na niedzielnym mityngu w Cetniewie. - Anita zadzwoniła i powiedziała, że to jest zachowanie działające na szkodę zawodów i pamięci Kamili. Powiedziała, że nie wystartuje, chyba że zgody na start od nas nie dostanie Bukowiecki – mówił i przedstawiał przykrą historię, która rozegrała się pod koniec minionego tygodnia.
>> Anita Włodarczyk nie wystartowała, bo obraziła się na Konrada Bukowieckiego
Po naszej publikacji Włodarczyk potwierdziła w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że doszło do takiej sytuacji. - To mnie zabolało i faktycznie postawiłam organizatorom ultimatum, że albo ja wystąpię, albo Konrad. Uraziło mnie, że nie zachował standardów etycznych i nawet za to nie przeprosił. Ma wprawdzie już dowód osobisty i niezłe wyniki sportowe, ale jego postawa na razie dojrzała nie jest – stwierdziła.
Marek Plawgo: Ale lakonicznie. Nie chciałbym się rozwodzić nad tym. Sprawa jest bardzo przykra dla naszej dyscypliny. Chodzi przecież o bardzo duże nazwiska. Mogę powiedzieć krótko: sposób rozwiązywania konfliktów, jaki tu oglądamy, jest godny piaskownicy, a nie międzynarodowych aren. I to chyba wszystko z mojej strony.
- Niestety. Nie chcę urazić żadnej ze stron. Jest mi bardzo niezręcznie, że coś takiego się dzieje w lekkoatletyce, którą za chwilę będę komentował przy okazji mistrzostw Europy [na początku sierpnia w Berlinie]. Niestety, te wydarzenia przyćmiewają to, co jest najważniejsze, czyli wyniki. A one na zawodach w Cetniewie były naprawdę światowej klasy. Tymczasem mu musimy mówić o czymś, o czym zupełnie się nie spodziewałem, że można mówić w kontekście tak wielkich nazwisk.
- Na pewno należy to wyjaśnić, napiętnować, pokazać, że nie tędy droga. Trzeba też zwracać uwagę na to, co najważniejsze – to były zawody ku pamięci Kamili Skolimowskiej. O ile Konrad jest z młodego pokolenia i nie znał jej tak dobrze, tak blisko, to Anita w każdym wywiadzie przypomina, że Kamila była jej bliska. Teraz ona nie daje świadectwa swoim słowom. A sprawa będzie się za nią ciągnęła w przyszłości, skoro zamierza dalej startować w rękawicy, którą dostała od świętej pamięci Kamili. To wszystko nie licuje z powagą zawodów. Zawodów, które powstały w wyjątkowy sposób, bo oddolnie. Krótko po śmierci Kamili jej kilkoro znajomych zebrało się i postanowiło ją uczcić – taki był początek.
- Nie, nie, nie. Inicjatywa była oddolna, na początku zawody były rozgrywane na stadionie Skry, gdzieś na bocznym boisku. Szybko nabrało to rozpędu, bo przyjaciół Kamili było wielu, ona miała ich nie tylko w rzucie młotem. Kamila była taką osobą, która jednała ludzi wokół siebie, zawsze miała serce na dłoni. Kiedy na mityngu jej poświęconym pojawiły się inne konkurencje niż rzuty i mogłem wystartować na 400 m, to bieg dla Kamili był dla mnie wielkim wydarzeniem. Zwłaszcza, że jeszcze pamięć o Kamili była bardzo żywa. Ona dalej jest żywa, ale wtedy każdemu z nas się jeszcze wydawało, że zaraz się obróci i Kamila będzie stała obok. Jak teraz wchodzimy w takie tematy, które absolutnie nie licują z powagą zawodów, to człowiek się denerwuje. Zwłaszcza, że źle zachowują się osoby, które doskonale Kamilę znały.
- Absolutnie jest to prowokacja, która ma źródło w ich konflikcie trwającym już od jakiegoś czasu. Natomiast jedyne, co działa na jego usprawiedliwienie to fakt, że dla niego zawody w Cetniewie to może był tylko sport. Może on nie poczuł do końca, że to jednak coś więcej, że w świadomości lekkoatletów starszego pokolenia to impreza wyjątkowa.
- Dokładnie tak. Wielki szok. Jak to młodzież mówi, zbierałem szczękę z podłogi, że można znaleźć taki powód konfliktu. I że taki skutek może przynieść taka sytuacja.