Kiedy walka o złoto wkraczała w decydującą fazę, Jamajczycy zajmowali trzecią lokatę. Ruszający na ostatniej zmianie Bolt miał odrobić straty i zapewnić swoim rodakom upragnione złoto. Zaczął tak jak zwykle, czyli świetnie, jednak po przebiegnięciu zaledwie kilkunastu metrów nagle zaczął utykać i po chwili z grymasem bólu na twarzy padł na bieżnię. To jeden z najbardziej dramatycznych momentów w historii lekkoatletycznych mistrzostw świata. Start w sztafecie był ostatnim Bolta w karierze, dlatego wszyscy oczekiwali pięknego zwieńczenia niesamowitej kariery sprintera. Miały być łzy wzruszenia i radości. Łzy były, ale wynikające wyłączenie z bólu.
Koledzy Bolta ze sztafety nie mają wątpliwości, że winni całej sytuacji są organizatorzy mistrzostw w Londynie. Bieg rozpoczął się z dziesięciominutowym opóźnieniem spowodowanym dekoracjami medalowymi uczestników biegu na 5000 metrów i zawodów w skoku wzwyż. Według sprinterów długie oczekiwanie na start doprowadziło do wychłodzenia mięśni, a następnie skurczu Bolta.
- Trzymano nas 40 minut, a potem jeszcze doszły do tego dwie ceremonie medalowe. Rozgrzewaliśmy się, potem czekaliśmy, znowu rozgrzewaliśmy, znowu czekaliśmy. Usain narzekał na chłód. Mówił mi, że to, co się dzieje, to jakieś szaleństwo - cytuje Yohana Blake'a "The Telegraph". - To było nie do zaakceptowania. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by utrzymać ciepło. Czekaliśmy za długo - wtórował mu inny kolega ze sztafety Omar McLeod.
Amerykanin Justin Gatlin, który w Londynie triumfował nad Boltem w biegu na 100 m, twierdzi, że Jamajczyk nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Jego zdaniem Bolt może wkrótce wrócić do rywalizacji, by chcieć pożegnać się w wielkim stylu: - Wróci w ciągu roku lub dwóch. Ma pasję do tego sportu, kocha swoich fanów, a oni kochają jego. To coś, od czego ciężko tak po prostu odejść.
Sobotni bieg wygrali reprezentanci Wielkiej Brytanii w składzie Chijindu Ujah, Adam Gemili, Daniel Talbot oraz Nethaneel Mitchell-Blake. Drudzy byli Amerykanie, trzeci Japończycy.