MŚ Londyn 2017. Piotr Lisek: Żona nie mówi mi komplementów. Nie chce, żebym osiadł na laurach

- Walczyłem o najwyższy stopień podium. Może dlatego nie chciałem się zbytnio rozluźnić, kiedy wiedziałem, że mam medal. Powtarzałem sobie tylko jedno w głowie: "Złoto, złoto, złoto!". Niestety, Sam Kendricks był jeszcze lepszy - opowiada Piotr Lisek, srebrny medalista w finale skoku o tyczce.

O GODZ. 14 NA FACEBOOKU SPORT.PL FB LIVE Z ADAMEM KSZCZOTEM, WICEMISTRZEM ŚWIATA NA 800 METRÓW!

Finał skoku o tyczce to był prawdziwy horror. Po dwóch nieudanych próbach przy wysokości 5.65 m. baliśmy się, że to może być kompletna klapa.

Piotr Lisek: Wy się baliście? A co ja mam powiedzieć (śmiech)? Czułem dużą presję i stres, ale przyparcie do ściany od dłuższego czasu dobrze na mnie działa. Z trenerem nie sądziliśmy, że na tej tyczce mogę wjechać w stojaki. Co to znaczy? Za dobrze wszystko robiłem i poprzeczkę zrzucałem przy wznoszeniu. Przed trzecim skokiem musiałem zmienić tyczkę na grubszą, a jak wiadomo to zawsze jest loteria.

Czyli byłeś po prostu zbyt mocny.

- Na to wygląda. Sam byłem w szoku. Naprawdę dobrze się czułem. Wziąłem najtwardszą tyczkę w tym sezonie, co chyba też najlepiej pokazuje wynik, który uzyskałem.

5.89 m - wysokość godna podziwu, jak na zdobycie srebrnego medalu.

- Było bardzo zimno, trudne warunki do skakania, ale konkurs stał na niezwykle wysokim poziomie. Cieszę się, że jestem na podium.

Kiedy została ostatnia piątka skoczków, każdy był w stanie wygrać konkurs. Nawet Paweł Wojciechowski i ten nieobliczalny Chińczyk Changrui Xue, który z wynikiem 5.82, poprawił rekord Azji.

- Trzeba było być cały czas dobrze skoncentrowany. Chińczyk chyba wszystkich nas zaszokował. Takie są mistrzostwa świata. Trzeba zrobić wszystko, stanąć na wysokości zadania, żeby wydrzeć sobie upragniony medal.

Kiedy stało się jasne, że staniesz na podium, nie było u ciebie widać radości. Kamienna twarz.

- Walczyłem o najcenniejszy medal. Może dlatego nie chciałem się zbytnio rozluźnić. Powtarzałem sobie tylko jedno w głowie: „Złoto, złoto, złoto!”. Niestety, Sam Kendricks był lepszy.

Czujesz niedosyt?

- Hm... (chwila ciszy). Mogę tak zostawić tę odpowiedź? (śmiech).

Na mistrzostwach osiągnąłeś jeden z najlepszych twoich wyników w karierze. Poprawiłeś rekord życiowy na stadionie

- Jeżeli skacze się 5.85 m, to praktycznie na każdej imprezie zdobywa się medal. Trzeba przyznać, że w tym roku mistrzostwa były na bardzo wysokim poziomie.

Co powoduje, że w tym roku jesteś w tak fantastycznej formie?

- Staram się robić swoje. Trenuję solidnie. Na pewno staram się nie być leniuszkiem. Poprawiłem też szybkość i technikę.

Trenerzy mówią, że jesteś najsilniejszym tyczkarzem na świecie?

- Bo tak jest. Masa i siła idą w parze. Skoro jestem najcięższy [92 kg], to muszę pracować, żeby jak najlepiej wykorzystywać masę, jako mój atut.

Jak się czułeś na Stadionie Olimpijskim? Kibice gorąco oklaskiwali konkurs w skoku o tyczce.

- Czuć było ogromne wsparcie. Widziałem wielu polskich fanów. Była też moja rodzinka, którą gorąco pozdrawiam. Myślę, że mój motywacyjny okrzyk też dodaje energii kibicom, że ludzie jeszcze cieplej odbierają moje próby.

Na stadionie była twoja żona, Ola Wiśnik, obecnie już Lisek, która też kiedyś była tyczkarką. Jak ona ocenia ten finał?

- W przeciwieństwie do mnie Ola nigdy w stuprocentach nie jest zadowolona z moich występów. Sama skakała, więc wie co teraz czuję, czyli wielką radość. Stara się, jednak żebym zbytnio nie osiadł na laurach. Zdaję sobie sprawę, że wiele pracy przede mną. Ola raczej mnie cały czas motywuje do ciągłego rozwoju. Dlatego rzadko kiedy mnie chwali i mówi pozytywne słowa (śmiech).

Jesteś bardzo młodym zawodnikiem i chyba powoli możesz myśleć o igrzyskach olimpijskich w Tokio.

- Czy jestem młodym zawodnikiem,? Na pewno stosunkowo późno zacząłem trenować, bo dopiero w wieku 18 lat. Ale tak, igrzyska są dla mnie priorytetem. Tak samo jak celem głównym były mistrzostwa w Londynie. Za trzy lata będę innym zawodnikiem. Bardziej doświadczonym, więc mam nadzieję, że to moje skakanie jeszcze lepsze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.