MŚ w Londynie. Anita Włodarczyk wściekła na siebie... Po zdobyciu złotego medalu: Inaczej to sobie wyobrażałam. Miał być rekord!

- Jak rzuciłam 77,9 m to wiedziałam, że mam złoto. Oczywiście chciałam rzucić jeszcze dalej, ale pojawiły się problemy ze skurczami łydek. I jeszcze ten znieczulony palec. Marzyłam o rekordzie świata. Jestem zła na siebie, ale mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze zrealizuje cel - mówiła Anita Włodarczyk, trzykrotna mistrzyni świata.

- To był najtrudniejszy konkurs w mojej karierze. Scenariusz przed finałem był zupełnie inny. Miałam wejść do koła, zrobić swoje i od drugiego rzutu rozpocząć show. Niestety, nie udało się tego zrealizować. Mimo zdobycia złotego medalu czuję nawet niedosyt, jestem po prostu bardzo zła. Mam nadzieję, że tą złość przełożę na lepsze rzucanie .Już 15 sierpnia na Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie - mówiła Włodarczyk. 

Niewiele osób wiedziało, że przed finałem Polka miała problem z kontuzją środkowego palca prawej ręki. - Nie chciałam o tym mówić, żeby nie martwić kibiców. Wiele osób mi dobrze życzyło. Po co mieli się dodatkowo denerwować. Rzucałam ze znieczulonym palcem.

Kiedy doszło do urazu? - Dwa dni przed eliminacjami na treningu. Bardzo fajnym, bo "piątką" rzucałam ponad 70 m. W trzecim rzucie coś mi strzeliło. Przez to miałam problem przy trzecim i czwartym obrocie, kiedy działała siła odśrodkowa. Wtedy bolało najbardziej - wyjaśnia. - Prawdopodobnie pęknięta torebka stawowa. Te problemy pokrzyżowały mi plany, ale nie ma co się tłumaczyć. Najważniejsze, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia i na memoriale przełożyć sportową złość na rekordowy wynik.