Lekkoatletyczne MŚ. Pokaz mocy Kszczota, rozpacz Lewandowskiego. "W finale będzie jeszcze lepiej!" vs. "Nie czuję się spełnionym zawodnikiem"

Adam Kszczot w świetnym stylu wygrał półfinał na 800 i zapowiada walkę o drugi medal mistrzostw świata z rzędu. Marcinowi Lewandowskiemu do awansu zabrakło tylko 0,01 s. Po biegu był załamany.

- Nie było łatwo. Nie spodziewałem się, że rywale tak szybko zaczną. Po 200 m wiedziałem, że tempo jest za mocne i zwolniłem. Było też dużo przepychanek, szarpania. Znalazłem swoją pozycję po 300 m, spojrzałem na zegar i zacząłem się przesuwać. To była dobra decyzja. Zdecydowanie zaskoczyłem rywali i zostawiłem w tyle m.in. jednego z liderów tegorocznych list Nijela Amosa - opowiadał Kszczot o swoim świetnym biegu, który jak dodał nie kosztował go wiele sił. - Traktuję to jako zwycięstwo nad sobą. Powtarzałem w głowie, że wszystko zrealizuję i tak też się stało.

28-letni zawodnik RKS Łódź zapowiada walkę o drugi medal mistrzostw świata. Dwa lata temu w Pekinie był drugi. - Czuję się dobrze przygotowany i pewny siebie. W finale będzie jeszcze lepiej. Bardzo chcę stanąć na podium - mówił.

W poniedziałek Kszczot będzie odpoczywał i mobilizował się przed decydującym startem, który zaplanowano na wtorek o g. 22.35. - Na pewno pojawią się nerwy, ale muszę myśleć pozytywnie. Czeka mnie spotkanie z psychologiem Janem Blecharzem. Będzie też analiza biegów w eliminacjach i półfinale.

OGLĄDAJ KULISY MISTRZOSTW ŚWIATA NA INSTAGRAMIE SPORT.PL

Lewandowski: „K..., nieee!”

Parę chwilę później w zupełnie innym nastroju był Marcin Lewandowski. 30-letni zawodnik w swoim półfinale świetnie przyspieszył na ostatnich metrach, wyprzedził kilku rywali, ale w ostatniej chwili Polaka dogonił Brytyjczyk Kyle Langford. Ostatecznie zajął trzecie miejsce z czasem 1:45.93 i zaczęło się nerwowe odliczanie.

W strefie mieszanej Lewandowski z zawieszoną na plecach biało-czerwoną flagą, razem z dziennikarzami ogromnie przeżywał ostatnie metry ostatniego biegu. - „K..., nieee! Będą setne sekundy decydowały. Ja pierdzielę!” - komentował na gorąco.

Niestety, trzeci półfinał okazał się najszybszy. Awansowało z niego aż czterech zawodników (piąty był Michał Rozmys), w tym Brazylijczyk Thiago Andre, do którego Polak stracił zaledwie 0,01 s. - K..., nie wierzę... Nie ma co się tłumaczyć. Widocznie byłem za słaby na ten finał. To była życiowa szansa. Jeszcze nigdy nie miałem tak łatwego biegu w półfinale mistrzostw świata. Mimo to się nie udało. Najwyraźniej nie miało mnie tam być - mówił przybity.

Dla Lewandowskiego to nie koniec mistrzostw świata. Polak w czwartek wystartuje w eliminacjach na 1500 m. Po 800 m, to jego druga specjalność. Pod koniec lipca podczas mityngu Diamentowej Ligi w Monako ustanowił rekord Polski na tym dystansie -  3:34.50. - Na pewno nie składam broni. Czuję się w dobrej formie i na 1500 m też zamierzam powalczyć o swoje marzenia.

I dodał na koniec rozżalony: - Ale nawet jak awansuję tam do finału, to mnie to tak nie uszczęśliwi jak 800 m. To jednak było moje marzenie, było tak blisko... Chciałem sobie jeszcze raz dać szansę powalczenia o medal MŚ. Nie czuję się spełnionym zawodnikiem na tym dystansie i być może już nigdy nie będę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.