Sensacyjny obrót spraw. Caster Semenya może się obawiać o swoją przyszłość

Podwyższony poziom testosteronu znacząco pomógł zawodniczkom w mistrzostwach świata 2011 i 2013 - wynika z badania zamówionego przez IAAF. To przygotowania do kolejnego starcia z Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu (CAS) o nakaz zbijania podwyższonego testosteronu. Czyli - o wielkie problemy dla takich zawodniczek jak Caster Semenya i nadzieję dla ich rywalek, z Joanną Jóźwik na czele.

To jest jeden z najgłośniejszych sporów współczesnej lekkiej atletyki. Spór na poziomie emocji, co można było usłyszeć po finale 800 metrów w igrzyskach w Rio, gdy piąta Joanna Jóźwik powiedziała, że czuje się wicemistrzynią olimpijską, sugerując że wszystkie trzy medalistki są hiperandrogeniczne i kobiety z normalnym poziomem testosteronu nie rywalizują z nimi na równych prawach. Ale też spór na poziomie naukowym i prawnym.

Już w 2010 IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych) uznał, że podwyższony poziom testosteronu u kobiet wpływa na osiągane przez nie wyniki. Od 2011 roku przepisy nakazywały takim zawodniczkom poddanie się terapii hormonalnej. Dopuszczalny poziom testosteronu u kobiet określono na poziomie 10 nanomoli na litr. Z kolei u mężczyzn średnio jest to około 20 jednostek.

Najpopularniejszą zawodniczką, która została objęta tymi przepisami, jest Caster Semenya. Królowa 800 metrów całkowicie zdominowała mistrzostwa świata w 2009 i 2011 roku, ale po wejściu w życie wspomnianych regulacji była cieniem dawnej biegaczki. W 2015 roku przepisy o przymusowej kuracji zostały jednak zawieszone, ponieważ sprzeciwiła im się indyjska sprinterka Dutee Chand. Wniosła sprawę do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie, a trybunał uznał, że IAAF nie ma wystarczająco mocnych dowodów na wpływ testosteronu. Dał IAAF dwa lata na lepsze uzasadnienie wprowadzonego przepisu, a sam przepis zawiesił. W tym czasie Semenya wróciła do wygrywania.

Problem z przeprowadzeniem odpowiednich testów

Zamieszanie z wprowadzeniem i zawieszeniem przepisu IAAF wynika z tego, że wpływ testosteronu (jak i większości innych zabronionych substancji) na wyniki sportowe jest słabo zbadany. Eksperymenty naukowe z podawaniem substancji dopingowych są bardzo trudne do przeprowadzenia, bo nie ma możliwości, by przeprowadzić je na profesjonalnych sportowcach, którzy są objęci przepisami antydopingowymi WADA. Można więc albo poddawać badaniom amatorów, co nie zawsze jest dobrym odzwierciedleniem, albo monitorować i analizować wyniki sportowe i poziom testosteronu zawodowców. IAAF wybrał to drugie rozwiązanie.

IAAF do Trybunału jeszcze w lipcu

Jak wynika z badania, którego wyniki opublikowano w "British Journal of Sports Medicine", wpływ podwyższonego testosteronu na wyniki jest znaczący. Obserwacji zostały poddane próbki aż 1332 lekkoatletek, które brały udział w mistrzostwach globu w 2011 i w 2013 roku. Wyniki były jednoznaczne. Lekkoatletki z wyższym poziomem testosteronu mogły osiągać lepsze rezultaty od swoich konkurentek. Według wyliczeń przewaga wynosiła w różnych konkurencjach od 1,8 proc. do 4,5 proc. Na tak wysokim poziomie to może być różnica między złotym medalem a brakiem medalu. 

To nie jedyne badanie wpływu podwyższonego testosteronu zlecone przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych, ale IAAF na razie uchyla się od komentarzy, bo sprawa w Trybunale Arbitrażowym jest zaplanowana na najbliższe tygodnie, ma się odbyć jeszcze w lipcu. Ale na pewno nie wpłynie to w żaden sposób na rywalizację w sierpniowych mistrzostwach świata w Londynie, w których Semenya walczy o kolejne złoto. Nakaz kuracji może zostać przywrócony najwcześniej w sezonie 2018.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.