Rozmowa Z Tomaszem Majewskim, mistrzem olimpijskim
Tomasz Majewski: Dawno podjąłem decyzję, że będę działaczem. To, żeby zacząć od startu tutaj na Mazowszu i do zarządu PZLA, wyklarowało się w ostatnim roku. Pierwsze wybory będą w piątek, potem w listopadzie i zobaczymy.
- Jeśli mnie wybiorą, będę się uczył tego zawodu, bo bycie wyczynowym sportowcem to jest jedna sprawa, a działanie w strukturach lokalnych i krajowych to coś zupełnie innego. Będę pracował, żeby naszą dyscyplinę na Mazowszu, na trudnym terenie, rozwijać.
- Pieniędzy, niestety. Jesteśmy dość biednym związkiem, nie mamy szczęścia do władz i w Warszawie, i na Mazowszu. Największe województwo, ale związki w innych są dużo lepiej zorganizowane.
- To abstrakcyjna kwota nawet na skalę Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, a co dopiero na skalę MZLA! Tu się mówi raczej o tysiącach...
- Trzeba pomagać klubom, ale przede wszystkim organizować zawody. Lekkoatleci z Mazowsza jeżdżą wszędzie, ale nie po najbliższych miastach, bo tam imprez nie ma. A to dzięki startom dzieciaki i zawodnicy się rozwijają. Gdyby było więcej pieniędzy, to związek terenowy mógłby tworzyć kadrę Mazowsza i wiele rzeczy robić lepiej.
- Przede wszystkim miasto musi wyrazić chęć, to miejski teren. Byli ludzie, którzy chcieli odbudować Skrę, ale przez lata ani prywatne starania, ani obietnice polityków, nawet tych z najwyższego szczebla, nic nie dały. Jeśli nie będzie woli w mieście, to sprawa Skry nie drgnie.
- Nie, zresztą układy miejskie cały czas się zmieniały. Za mojej kadencji też tam się może wszystko wywrócić do góry nogami. Mocniejsze nazwiska niż moje próbowały coś działać. Trzeba cierpliwie czekać, aż sytuacja się szczęśliwie dla nas ułoży i będzie dobry czas w Warszawie dla sportu i lekkoatletyki. Wtedy może w końcu coś się z tą nieszczęsną Skrą uda zrobić.
- Każdy dba o własny interes. Kariera trwa, ile trwa. Trzeba podążać za pieniędzmi. Anita mieszka w Warszawie od ośmiu lat i jest z nią związana, więc namawiałbym ją do pozostania. Ale pieniądze dla zawodników też są potrzebne. Aby próbować ich ściągać, trzeba mieć kartę przetargową. Niestety, warunkami niektóre województwa biją nas na głowę.
- W Warszawie jest parę klubów, ale z prawdziwego zdarzenia właściwie tylko jeden - AZS AWF. Ma własny stadion i bardzo mocny zespół. Trenuje u siebie, a reszta stolicy - na AWF-ie. Pod tym względem część klubów z Mazowsza ma lepiej, bo trenują na własnych obiektach, a niektóre mają całkiem niezłe wsparcie miast. Ogólnie bolączki wszystkich klubów w województwie są podobne do warszawskich, czyli brak środków i problemy z naborem. W Warszawie jest to trochę trudniejsze, bo to duże miasto i trudniej dzieciaki namówić.
- Nie. Stres jest, bo to też rywalizacja, ale zupełnie inny niż w sporcie. Tam miałem wpływ na więcej rzeczy. Tu jest czysty plebiscyt i tyle.
- Polityka nie kręci mnie w ogóle. Chcę się zajmować tym, co kocham, czyli lekkoatletyką.