Kiedy Rehm przyznał, że wysłał do szefa Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF) Sebastiana Coe list z wnioskiem o pozwolenie na start, natychmiast odezwał się niemiecki związek lekkoatletyczny. Oświadczenie było stanowcze: Rehm nie zostanie powołany do olimpijskiej reprezentacji, gdyż jest ryzyko, że jego proteza daje mu przewagę nad zdrowymi skoczkami.
Z pewnością to nie koniec kampanii 27-letniego zawodnika. Prawdopodobnie odwoła się do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, najwyższej instancji w sporcie. Podstawą odwołania może być na przykład to, że nigdy rzetelnie nie zbadano, czy proteza wykorzystywana przez Rehma rzeczywiście daje mu przewagę w rywalizacji z pełnosprawnymi sportowcami.
- Ale to widać na pierwszy rzut oka - mówi niepełnosprawny Maciej Lepiato, mistrz olimpijski, mistrz i rekordzista świata (2,18 m) w skoku wzwyż, skaczący również w dal, walczący na zawodach m.in. z Rehmem. Polak odbija się ze zdrowej, prawej nogi, jego wadą wrodzoną jest końsko-szpotawa lewa stopa.
Rehm stracił prawą nogę po wypadku na treningu na wakebordzie, gdy miał 14 lat. Po amputacji wrócił do startów na desce, ale wkrótce przerzucił się na lekkoatletykę. I zaczął osiągać niebywałe sukcesy, zwłaszcza w skoku w dal.
Zaczął od 6,75 m na MŚ dla niepełnosprawnych w Bangalurze w 2009 roku, potem było 7,35 m na paraolimpiadzie w Londynie, 8,24 m na mistrzostwach Niemiec w 2014 roku, aż wreszcie 8,40 m - rekord świata na mistrzostwach dla niepełnosprawnych w Dausze w tym roku. Dla porównania: na igrzyskach w Londynie Brytyjczyk Greg Rutherford zdobył złoty medal z wynikiem 8,31 m.
Mistrzostwa Niemiec w Ulm w 2014 roku były zawodami dla zdrowych. Rehm w nich skakał, gdyż jest obyczajem, również w Polsce, że najlepsi niepełnosprawni sportowcy mogą rywalizować ze zdrowymi, bo inaczej nie mieliby wystarczająco mocnej konkurencji. Pojawiłyby się zniechęcenie i brak rozwoju. Rehm pokonał m.in. byłego mistrza Europy Christiana Reifa.
Ale już wówczas niemiecki związek lekkoatletyczny uznał, że ryzyko nadużycia jest spore, i nie powołał Rehma na ME zdrowych w Zurychu rok temu. Pobieżnie zbadano, że o ile szybkość skoczka na rozbiegu jest mniejsza niż rywali osiągających odległość około 8 m, o tyle po odbiciu jest ona większa niż u Reifa. Wystarczyło, aby odrzucić również olimpijskie ambicje Rehma oraz jakiekolwiek inne związane ze sportem zdrowych.
Zgodnie z najnowszymi przepisami IAAF zawodnik powinien przedstawić dowód, że nie ma przewagi nad zdrowymi. Również ten przepis chce zaskarżyć ekipa Rehma, ponieważ IAAF nie chce słyszeć nawet o podziale kosztów badań, co proponuje skoczek.
W trochę podobnym przypadku Oscara Pistoriusa, "najszybszego człowieka bez nóg", przeprowadzono na koszt IAAF bardzo złożone badania po biegach w Rzymie i Sheffield w 2007 roku, a także dwudniowe testy biomechaniczne w Kolonii. Wówczas IAAF, posiłkując się wynikami testów, przeforsował zakaz startu dla Pistoriusa. Ale uległ po ogłoszeniu innych wyników badań, bardziej korzystnych dla zawodnika, oraz po wyroku Trybunału Arbitrażowego. Przerwa w treningach spowodowała wtedy, że Pistorius nie awansował do igrzysk w Pekinie. Dokonał tego cztery lata później. W Londynie w swoim olimpijskim debiucie na 400 m Pistorius odpadł w półfinale. Biegowi - oglądałem go na żywo na stadionie - towarzyszyła owacja trybun na stojąco. Jego walka o zakwalifikowanie się do igrzysk zainspirowała Rehma do tego samego.
Sprawa Niemca wydaje się prostsza niż Pistoriusa, u którego trzeba było sprawdzić i porównać prędkości w różnych fazach biegu, poziomy metabolitów, parametry zmęczenia. Okazało się, że Pistorius bardzo traci na pierwszych kilkunastu metrach biegu, kiedy nogi pełnosprawnych zachowują się jak napędzające wahadło, i bardzo zyskuje na ostatnich metrach, kiedy u zdrowych zawodników następuje zalew tkanek mięśni nóg przez kwas mlekowy, toksyczny produkt uboczny wysiłku.
W Niemczech przeciw decyzji federacji lekkoatletycznej wobec Rehma zaprotestowały organizacje niepełnosprawnych i ich związek sportowy, które uważają, że zepchnięcie na zawodnika kosztów skomplikowanych badań praktycznie wyklucza, że będzie się starał o awans do reprezentacji zdrowych.
Ale sprawa nie jest jednoznaczna nawet w ramach sportu niepełnosprawnych, bo wątpliwości mają rywale. - Był plan wprowadzenia przepisu, aby skoczek mógł się odbijać tylko ze zdrowej nogi. Ale nic z tego nie wyszło. Podejrzewam, że zadziałało lobby producentów protez - mówi Lepiato, odbijający się nie z ultrasprawnej sprężyny, ale z nóg, takich jakie mu dała natura i lekarze.
Polak jest bardzo rozczarowany - na MŚ w Dausze zajął w skoku w dal dopiero 10. miejsce na 15 startujących. Aż 13 z nich odbijało się za pomocą karbonowej protezy, tzw. łychy. Tymczasem aby uzyskać państwowe, całoroczne stypendium, Lepiato musiałby zająć co najmniej ósme miejsce. W skoku wzwyż Polak jest bezkonkurencyjny od lat, ale w jego kategorii niepełnosprawności startuje zbyt mało zawodników, aby otrzymywać od państwa pomoc nawet za złoto olimpijskie i rekord świata.
- Moim zdaniem Rehm skacze obecnie na 80-90 proc. możliwości - mówił Lepiato. - Wie doskonale, że gdyby skoczył 8,90 m, definitywnie zamknąłby sobie drogę do Rio.
Rehm brał niedawno udział w telewizyjnym show, który u nas miał nazwę "Splash!". Jeden ze skoków z wieży był piękny. Zawodnik wynurzył się, wyszedł z basenu i stwierdził do kamery: "Można powiedzieć, że jestem jedną nogą w finale".
Chiny mają wielkie piłkarskie plany. Mistrzostwo świata i inwestycje w gigantów [ZDJĘCIA]