- Najgorsze było to oczekiwanie. Sześć dni, coś okropnego - mówiła Włodarczyk, która podobnie jak Paweł Fajdek jest murowaną faworytką do złotego medalu i nie boi się mówić o swoim celu. - Chciałabym powrócić na tron, zdobywałam ostatnio srebrne medale, przegrywałam z Tatianą Łysenko. Ona jest tu nieobecna i chciałabym zdobyć złoto. Czy jest z kim przegrać? Wszystko się może zdarzyć, nikogo nie lekceważę. Jak jest rywalizacja, to ja tylko lepiej startuję - mówiła.
W kwalifikacjach mogła się spakować już po pierwszej próbie. Jej wyniku nie poprawiła żadna z rywalek z obu serii - Jestem zadowolona w stu procentach. To, co zaplanowaliśmy, żeby w pierwszym rzucie zapewnić sobie udział w finale, udało się zrealizować - komentowała.
Włodarczyk nie denerwowała się przed pierwszym startem na mistrzostwach w Pekinie, ale w nocy nie mogła spać. - Dobrze się czułam, choć miałam ciężką noc, spałam tylko sześć godzin. Ale poczytałam książkę i jeszcze trochę przysnęłam. Jaką? Czytam, jak prosperuje rynek samolotowy, bo uwielbiam latać. Ma to nawet jakieś powiązanie ze mną, zobaczymy, jak będzie latał mój młot.
Po utyskiwaniach Fajdka na pekińskie jedzenie pytanie o tutejszą dietę stało się obowiązkowym elementem rozmów ze sportowcami. - Tradycyjnie zjadam sporą ilość jajek, dziś cztery, a w sumie od przyjazdu 25. Na mięso nie narzekam, mam też swoje batony białkowe, energetyczne, więc głodna nie chodzę - zapewniła Włodarczyk.
Co będzie robić przed finałem? - Teraz mam ponad dobę na odpoczynek i żeby się wyspać. W czwartek będę chciała wstać trochę później, potem śniadanie i pobyt w pokoju. Po południu kawa mrożona w Starbucksie, do którego chodzimy codziennie z Piotrkiem Małachowskim. Do tego czekolada przywieziona z Polski. Jestem zaopatrzona.
- Cieszę się, że już mamy pięć medali, od razu przypomniał mi się Berlin - odpowiedziała Włodarczyk na pytanie o atmosferę w reprezentacji. W Berlinie została mistrzynią świata, a Polacy wywalczyli aż osiem medali. Włodarczyk ustanowiła także rekord świata, który ostatnio znów odzyskała, a potem wyśrubowała. Teraz może paść nowy. - Na treningu młot lata daleko, ale musiałoby się wszystko złożyć, nigdy nie wiadomo. Przed zawodami w Cetniewie nie czułam, żeby to był dzień, w którym mogę pobić rekord świata, to było zaskoczenie. W finale chciałabym mocno rozpocząć i potem od drugiej-trzeciej próby jeszcze się rozkręcać - powiedziała. Pomóc ma widownia. - Startowałam tu już w tym roku i widzowie dopingowali mnie, mimo że rywalizowałam z dwoma Chinkami. Lubię, jak kibice są ze mną - dodała.