Obaj są z rocznika 1989, tyle że Fajdek z czerwca, a Nowicki z lutego. Młodszy jest mistrzem świata, wicemistrzem Europy i rekordzistą Polski, podczas gdy starszy na liście sukcesów ma cztery medale mistrzostw Polski oraz piąte miejsca na Uniwersjadzie i młodzieżowych ME.
W Pekinie mają więc zupełnie inne cele i słychać to było po sobotnich eliminacjach.
- Dość szybko zasnąłem, najszybciej odkąd tutaj jesteśmy. O 23 już spałem, taki jakiś byłem zmęczony. Wstałem bezproblemowo o 6.40. Rozgrzewka była bardziej treningowa niż startowa, wszystko po to, by zachować jak najwięcej energii na finał - mówił wyluzowany Fajdek, który w drugiej próbie rzucił 78.38 i z nawiązką wypełnił minimum kwalifikacyjne do finału. - Noc przespałem, ale trochę była ciężka, bo kolega chrapał - zażartował potem Nowicki.
Fajdek jest takim dominatorem, że musi się dziennikarzom tłumaczyć już nawet z tego, czemu do finału wszedł dopiero drugim, a nie pierwszym rzutem. - Na ostatnich dwóch dużych imprezach pierwsze próby paliłem, więc teraz chciałem po prostu ją zaliczyć, żeby mieć spokój. W drugie próbie rzuciłem trochę mocniej i wystarczyło na kwalifikację. Teraz będzie czas na trening siłowy, taki na pobudzenie i odpoczynek - wyliczał.
- Źle mi się rzucało - Nowicki był z kolei markotny, jakby odpadł, a przecież jego trzeci rzut na 76.72 był czwartym wynikiem dnia. - Fajnie, że się udało, ale rzucało się stresowo, była adrenalina i trema, bo to mój debiut na takim poziomie. Wchodzi się na stadion i to wszystko robi ogromne wrażenie. Nie mogłem też wyczuć nawierzchni koła - tłumaczył się Nowicki, choć na tle przeciętnych rywali spisał się bardzo dobrze. Rzucający we wcześniejszej serii Fajdek liczył, że kolega z pokoju rzuci koło 75 metrów.
Teraz przed Polakami niedzielny finał i także podchodzą do niego inaczej. - To będzie inna walka. Ja muszę zrobić swoje, a co zrobią rywale - to zobaczymy. Po niektórych widać, że wyniki z sezonu to teraz dla nich marzenia, bo rzucają po 6-7 metrów bliżej. Koło jest dobre, 'trzyma' nogi po wyrzucie. Mam nadzieję, że będę rzucał powyżej 80 metrów, bo takie mam założenie na te zawody. A jak daleko, to zobaczymy po szóstej próbie - komentował Fajdek.
Nowicki o medalu mówił niechętnie. - Nie chcę się nastawiać. Obym rzucił swoje, bo jeśli zbliżę się do życiówki, a stać mnie na to, to będzie dobrze - tonował trochę hurraoptymizm dziennikarzy.
Mimo ciężkiej nocy nastroje w ekipie młociarzy są jednak znakomite. Fajdek wspiera starszego kolegę ("Paweł jest obyty, a dobra rada zawsze w cenie"), a nad wszystkim czuwa trenerka Jolanta Kumor, doskonała motywatorka. - Ale przed kwalifikacjami nawet nie musieliśmy już dyskutować o młocie. O czym rozmawialiśmy? O tym, jak sprawna była kiedyś młodzież przed piętnastoma czy dwudziestoma laty, a jak sprawna jest teraz - wypalił na koniec Fajdek.