Pekin 2015. Nick Symmonds nie znalazł się w kadrze USA i poszedł na wojnę z federacją

Mistrz USA na 800 metrów Nick Symmonds nie będzie bronił podczas mistrzostw świata srebrnego medalu wywalczonego w 2013 roku w Moskwie. Zawodnik nie znalazł się w kadrze, bo chciał promować podczas MŚ swojego sponsora.

Symmonds to czołowy ośmiusetmetrowiec świata. Poza srebrem z Moskwy był także finalistą biegów na 800 m na MŚ 2009 w Berlinie i MŚ 2011 w Daegu oraz piątym zawodnikiem igrzysk w Londynie. W czerwcu wygrał mistrzostwa USA czasem 1:44.53 (18. w tym roku rezultat na świecie), ale do Pekinu nie poleci. Jego nazwisko nie znalazło się w ogłoszonej w poniedziałek 130-osobowej reprezentacji tego kraju.

Powodem skreślenia zawodnika była odmowa podpisania warunków członkostwa w kadrze, które obejmowały noszenie przez zawodników strojów firmy Nike, sponsora amerykańskiej federacji (USATF), przez cały czas trwania zawodów. To dość restrykcyjne przepisy pozwalające sportowcom na wybór jedynie butów oraz dodatków takich jak zegarki czy okulary przeciwsłoneczne.

Symmonds, od stycznia 2014 związany umową z firmą Brooks produkującą obuwie sportowe, narzeka, że obowiązek noszenia strojów firmy Nike obejmuje nie tylko zawody, ale też cały czas, w którym zawodnicy przebywają w przestrzeni publicznej, a więc podróże czy wyjście z pokoju hotelowego na kawę. W dodatku przepisy są w niektórych punktach niejasne, a interpretuje się je na niekorzyść sportowców, którzy mają umowy z innymi firmami.

#LetNickRun

Konflikt między Symmondsem a USATF rozgrywał się już od kilku dni, kiedy pojawiły się pierwsze informacje, że Amerykanina może zabraknąć w składzie. Konto biegacza na Twitterze śledzi prawie 55 tysięcy osób i to tam próbował on mobilizować akcję poparcia. Wrzucił między innymi zdjęcie medalu z Moskwy z komentarzem: "wiem jak zdobywać medale, ale nie będę mógł tego zrobić jeśli zostawicie mnie w domu". Zainicjował też hasztag #LetNickRun, czyli "pozwól Nickowi biegać".

- Mamy trzech dobrych reprezentantów na 800 metrów, ale tylko ja udowodniłem, że mogę zdobyć medal - mówił Symmonds. Wszystko na nic, federacja pozostała nieugięta. Dała zawodnikowi czas do niedzieli wieczorem na podpisanie zasad obowiązujących reprezentantów. Nie doczekała się, więc do Pekinu wyśle Erika Sowinskiego, Casimira Loxsoma i Claytona Murphy'ego. Ten ostatni jedzie w miejsce Symmondsa, choć jego najlepszy tegoroczny rezultat jest o ponad sekundę gorszy.

- Dwa lata pracy, by zdobyć kolejny medal dla mojego kraju, poszły w błoto. Czy to frustrujące? Oczywiście. Ale żadna część mnie nie żałuje tego wyboru - skomentował Symmonds.

Haniebne osiem procent

Skreślenie z kadry na Pekin Symmonds potraktował jak wypowiedzenie wojny. W niedzielę wieczorem zapowiedział przedstawienie dowodów na to, że USATF okrada zawodników z kadry. W rozmowie z ESPN powołał się na wyniki badań profesora Andrew Zimbalista ze Smith College, według których lekkoatleci dostają około osiem procent przychodów swojej federacji, podczas gdy w innych sportach zarobki zawodników wynoszą w granicach 25-40 procent, a w niektórych nawet ponad 50 procent. - Osiem procent jest absolutnie haniebne - skomentował.

Faktycznie, lekkoatletyka jest ważnym sportem w USA, a tamtejsza reprezentacja zdecydowanie najmocniejsza na świecie. Nike już teraz negocjuje kolejny kontrakt z federacją, na mocy którego w latach 2018-2040 ma jej płacić 20 milionów dolarów rocznie. To niemal stuprocentowa podwyżka względem kończącej się za dwa lata obecnej umowy.

Rzecznik USATF Jill Geer odpowiedziała, że federacja wydaje na zawodników blisko połowę z wynoszącego obecnie około 15 milionów dolarów budżetu, ale przyznała, że poza nagrodami środki te są przeznaczane na finansowanie podróży, ubezpieczenia, a także organizowanie zawodów i produkcję przekazu telewizyjnego. Przypomniała też, że zawodnicy mogą startować w dowolnych strojach na wszystkich zawodach organizowanych przez USATF, a umowa z Nike obejmuje jedynie mistrzostwa świata i igrzyska.

Dolary na bieżni

Zawodnik i federacja nie zgadzają się też co do liczb. Simmonds szacuje, że od federacji nie dostanie w tym roku więcej niż 13 tysięcy dolarów, podczas gdy Geer wyliczyła, że tacy jak on otrzymują po około 25 tysięcy.

Nic dziwnego, że chwytają się różnych pomysłów, by dorobić. Na igrzyskach w Londynie Simmonds zrobił sobie tymczasowy tatuaż z logo marki Hanson Dodge Creative, za co zainkasował 11 tysięcy, a w tym roku promuje w podobny sposób Run Gum, markę gum z kofeiną.

Wszystko to jednak tylko przystawki do puli, którą mogą zgarnąć medaliści MŚ. Nie startując w Pekinie, Symmonds stracił szansę na zdobycie 60 tysięcy dolarów za złoto od międzynarodowej federacji (IAAF) oraz sześciocyfrowej premii od swojego sponsora.

Początek rewolucji?

Symmonds jest jedynym zawodnikiem spośród 130 powołanych do kadry, który nie podpisał dokumentów od UASTF. Wielu go jednak wspiera. Znana płotkarka i bobsleistka Lolo Jones od 2007 roku ma kontrakt z firmą Asics. - Jestem szczęśliwa, że noszę strój reprezentacji w czasie zawodów, ale muszą rozluźnić swoje zasady odnośnie do treningów i pozwolić nam nosić to, co nosimy na co dzień. Powinni przestać znęcać się nad nami, by nosić właściwe ubrania od chwili opuszczenia hotelu i na wszystkich zdjęciach w mediach społecznościowych - powiedziała Jones, która ma 220 tysięcy śledzących ją internautów na Instagramie i 400 tysięcy na Twitterze. Jones zwróciła też uwagę, że Nike dostarcza swoich ubrań za mało. Podczas igrzysk w Londynie płotkarka dostała tylko dwa sportowe staniki i musiała je nosić na zmianę.

Jak skończy się całe zamieszanie? - Mam nadzieję, że przynajmniej powstaną nowe przepisy, przed przyszłorocznymi igrzyskami - mówi Symmonds. - A w najlepszym wypadku spowoduje to rozmowy o większym udziale zawodników w przychodach federacji - dodaje.

Najlepsze kadry i historie z halowych mistrzostw Europy w lekkiej atletyce [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA