Tomasz Majewski: 100 lat za doping

- Antydopingowi agenci chcą wprowadzić metody jak w walce z mafią. Jeśli oszust ujawni okoliczności sportowej zbrodni, jeśli sprzeda agentom dostawców, nie zostanie ukarany, zatrzyma nagrody i pozostanie anonimowy. I to mnie kompletnie rozwala - mówi Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą.

RADOSŁAW LENIARSKI: Zdaje się, że jesteś bardzo zbulwersowany tym, co się dzieje w walce z dopingiem w tym roku...

TOMASZ MAJEWSKI: Dla mnie wydarzenia są kompletnie niezrozumiałe, a decyzje głupie.

Dlaczego kulomiotce z Białorusi Nadieżdzie Ostapczuk pozwala się na powrót do sportu po czymś tak kompromitującym jak złapanie na dopingu po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego i złotego medalu mistrzostw świata? Dlaczego otrzymała tylko cztery lata zamiast dożywotniej dyskwalifikacji lub ośmioletniej [Ostapczuk przyłapano na dopingu podczas igrzysk w Londynie, gdzie zdobyła złoto, a następnie zostały przebadane próbki z MŚ w Helsinkach w 2005 r., w których zdobyła tytuł i gdzie też wykryto doping. Za podwójne przyłapanie grozi dożywotnia dyskwalifikacja]? Jej wykluczenie kończy się w czasie igrzysk w Rio w 2016 r. i pewnie nie będzie mogła wystartować, ale jest to po prostu obrazą dla czystych sportowców. Dla mnie przyłapanie na koksie w finale igrzysk powinno z miejsca kończyć się stuletnią dyskwalifikacją, a nie cztero- czy ośmioletnią. Nie ma większej zbrodni w sporcie!

Tyson Gay jest podobnym kompromitującym przypadkiem. Przyłapany na dopingu sterydowym, na twardym dopingu - naprawdę nie ma czegoś gorszego - dostaje zaledwie roczną dyskwalifikację, choć przepisy mówią, że powinna być co najmniej dwuletnia. Postępowanie w jego sprawie trwało bardzo długo, bo prawie rok, ciągnęło się w ścisłej tajemnicy. I teoretycznie facet od czerwca może startować.

Chyba sypał. Dostał mniej za współpracę z agentami.

- Chyba, ale nikt nie wie dokładnie, na czym wpadł ani czy kara dla niego zostanie utrzymana przez międzynarodową federację (IAAF). Bo na razie rok wykluczenia dał amerykański związek. A białoruski dał Ostapczuk rok, zanim kary nie przedłużyła IAAF. Śmiechu warte.

W tym samym mniej więcej czasie Jamajczyk Asafa Powell zostaje ukarany wykluczeniem na 18 miesięcy za użycie w czasie przygotowań do sezonu stymulanta, czyli środka o wiele mniej złowrogiego dla sportu, którego w dodatku można używać podczas zawodów. Walka z dopingiem się rozjeżdża, a ja nie mam pojęcia, w jakich kierunkach. Nic z tego nie rozumiem.

Zdaje się, że jamajska federacja, dotąd wyluzowana antydopingowo, zamieniła się w ludowy komisariat i soli kary maksymalne.

- Tak, ostatnio sześć lat dla Dominique Blake, z którą potem przegrali w trybunale sportowym w Lozannie i musieli zmniejszyć do czterech i pół roku. Z Powellem też mogą przegrać.

Ale właśnie się dowiedziałem o czymś jeszcze dziwaczniejszym - nowym kodeksie Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Kompletnie mnie rozwalił. Od stycznia 2015 r. WADA chce wprowadzić metody policyjne, jak w walce ze zorganizowaną przestępczością. Jeśli ktoś zostanie złapany, ale pójdzie na współpracę, sprzeda dostawców, dilerów, to nie zostanie ukarany, zatrzyma wszystkie nagrody i pozostanie anonimowy. Ja rozumiem, że walka z dopingiem może być dzięki temu skuteczniejsza, ale kara musi być. Nie może być tak, że gdy ktoś idzie na układ, może startować i z tego, co zrozumiałem z nowych przepisów, nikt nie będzie wiedział, że był przyłapany. Nieuchronność kary jest podstawowym czynnikiem odstraszającym, a tu dają ci furtkę - możesz jednocześnie brać i spodziewać się uniknięcia kary, jeśli ewentualnie wpadniesz, o ile będziesz współpracował. Od chwili wprowadzenia tych przepisów nigdy nie będę miał pewności, czy nie startuję z dopingowiczem, który sprzedał dostawców.

Jesteś za ostrymi karami?

- Oczywiście. Zero tolerancji. Zaostrzenie kar.

Dotychczasowy system nie działał skutecznie. Może nowy kodeks da lepsze wyniki?

- Może. Rozumiem, że teraz mówimy o lekkoatletyce. WADA pewnie ma na myśli nie tylko ją, ale przede wszystkim zawodowe sporty drużynowe jak piłka nożna, dziś niewinne dzieciątko. Chce z patologiami w tych sportach walczyć tak, jak rozbito szajki oszustów w aferze Balco czy w operacji "Puerto". Ale mam obawy o etykę, o równe podejście do każdej sprawy. Czy dobre intencje nie rozbiją się o pieniądze. Załóżmy, że chodzi o Zdziśka z Radomska, a nie Gaya. Zdzisiek nie ma milionów dolarów na prawników jak Gay, nie ma sponsorów jak Gay i - co najważniejsze - nie ma szajki do sprzedania agentom WADA jak Gay.

Zamiast zaostrzać walkę z dopingiem i pokazywać, że jesteśmy bezwzględni, ale też transparentni, bo ogłaszamy nazwiska dopingowiczów, piętnujemy ich, teraz będziemy kisić się w procedurach i pracować przez rok w tajemnicy, a na koniec nie poznamy rezultatów, bo dopingowicz pójdzie na ugodę i pozostanie anonimowy.

W dodatku co z tego, że dopingowicz wyda agentom dostawcę? Wciąż na zawody jeździ mąż ukraińskiej sprinterki Żanny Pintusewicz-Block, choć ma 10-letnią dyskwalifikację, a interesy agenta niby prowadzi jego wspólnik. To nie działa.

Porozmawiasz z innymi zawodnikami o tej sprawie?

- Tak, bo to, co mówię, oburza wielu lekkoatletów. Pogadam z moim przyjacielem Szymonem Ziółkowskim, który był w komisji zawodniczej IAAF, i z Moniką Pyrek, która w niej jest, aby to poruszyli. Jakie to będzie miało przełożenie na IAAF, nie wiem.

Sportowo wygląda na to, że w twojej dyscyplinie do wielkiej formy wraca Christian Cantwell. Jak ty się czujesz przed sezonem?

- Dobrze. Kończę ciężką robotę na siłowni, na treningach będę już stopniowo schodził z obciążeń, łapał świeżość. Poprzedni sezon był tragedią, w tym tak nie będzie. Numerem jeden są sierpniowe mistrzostwa Europy, a w Diamentowej Lidze widzę już, że z Cantwellem trudno będzie walczyć. Odpuścił zawody w hali po wszystkich operacjach, nie brnął w te błędy, które wcześniej robił, kiedy chciał zbyt szybko wrócić. Teraz wygrywa ze wszystkimi. Już pchnął 21,85 m i w tym samym mityngu na Jamajce podczas rozgrzewki pchnął powyżej rekordu świata (Randy Barnes, USA - 23,12 m, 1990 r.). Wyszła mu próba życia. To jeden strzał, ale on oznacza, że możliwości Christiana są ogromne.

A ja? Po pierwszych startach będę mądrzejszy. Zmieniłem lekko technikę, moja pozycja startowa jest trochę wyższa, bo nie dałbym dłużej rady pchać tak jak kiedyś.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.