Anna Rogowska: To był naprawdę poważny wypadek. Cieszę się, że już nic nie boli i mogę przygotowywać się do halowych mistrzostw świata w Sopocie. W ogóle mam nadzieję, że wszelkie wypadki już za mną. Pierwsza diagnoza była dosyć nieprzychylna - rozpoznano złamanie kości potylicznej i krwiaka. Z treningu pogotowie zabrało mnie na oddział neurochirurgiczny, później przetransportowano do Łodzi. Tam po kolejnym badaniu wykluczono najgorsze, ale miałam trudności ze złamanym wyrostkiem sutkowatym.
- To prawda. Codzienne treningi spowodowały, że moje mięśnie przyzwyczajone są do upadków. W odpowiedni sposób zareagowały, dzięki czemu kręgi szyjne, które są najbardziej narażone w takich sytuacjach, pozostały nienaruszone.
- Są. Straciłam węch i smak, tylko ten drugi odzyskałam. Nosem nic nie czuję, podobno potrzeba czasu, by nerwy się odbudowały. Może to potrwać wiele tygodni, dostałam 50 proc. szans, że wszystko wróci do normy. O tym, że coś jest nie tak, przekonałam się przypadkowo. Badania tego nie wykazały, dopiero w domu podczas kąpieli poczułam, że nic nie czuję. Ani mydła, ani szamponu, głowa informowała, że te zapachy powinny być, dobrze pamiętałam przecież, jak pachną moje perfumy, szampon, a jednak ich nie czułam. Spryskuję się ciągle dezodorantem, bo nic nie czuję, a wiadomo, że trzeba dbać o higienę. Jeszcze się z tego śmieję, ale kiedy zamykam oczy, odczuwam brak węchu najbardziej. Mocno liczę, że kiedyś wstanę i wszystko się zmieni.
Więcej w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej" albo Magazynie Sport.pl Ekstra .
W numerze także m.in.:
- Do igrzysk sześć dni, a Stoch żółty jak złoto
- Wszystkie zagadki Justyny Kowalczyk