Kontratak sterydów z NRD

Są setki nowych przypadków dopingu, w tym osławionym enerdowskim oral-turinabolem. MKOl zarządził badanie próbek z igrzysk w Turynie w 2006 r. Kto może wpaść? - Cały świat - mówią polscy specjaliści

Nowa dopingowa bomba wybuchła po poniedziałkowej emisji programu "Sport inside" w niemieckiej telewizji ARD. Reporterzy ujawnili, że dwa europejskie laboratoria - w Kolonii i Moskwie - opracowały nową metodę wykrywania sterydów anabolicznych w moczu.

Rewolucja polega na tym, że do niedawna ślady zakazanych substancji w organizmie człowieka dało się wyśledzić zaledwie do dwóch-trzech tygodni po ich zażyciu. Teraz okres ten wydłużył się do miesiąca, a laboratorium w Moskwie twierdzi, że jeszcze bardziej - nawet do pół roku.

Gdyby rzeczywiście tak było, nieuczciwy sportowiec przygotowujący się do igrzysk w Soczi, który zażył sterydy w sierpniu podczas letniego zgrupowania, gdzieś daleko od cywilizacji i dopingowych kontrolerów, nie mógłby spać spokojnie aż do końca lutego.

W Kolonii za pomocą nowej metody przebadano zamrożone zeszłoroczne próbki moczu z kilku imprez. Wyniki są szokujące. - Znaleźliśmy dwa razy więcej przypadków dopingu. Wcześniej na 16 tys. próbek mieliśmy 200 pozytywnych wyników, teraz - 400 - mówi Wilhelm Schaenzer, szef laboratorium w Kolonii. "Süddeutsche Zeitung" twierdzi, że większość nowych przypadków pochodziła z Europy Wschodniej. Nazwiska nie padły.

Grigorij Rodczenko, szef moskiewskiego laboratorium, powiedział, że nową metodą Rosjanie wykryli doping w 100 próbkach, które w 2012 r. przeszły przez system niezauważone.

Szokujące są nie tylko liczby, ale też środki, jakie znaleziono - oral-turinabol i stanozolol. To steroidowa klasyka niemal przedpotopowa: pierwszy stosowano na masową skalę w NRD od 1965 r., drugim nafaszerowany był w 1988 r. Ben Johnson w biegu na 100 m na igrzyskach w Seulu. Turinabol okryty był wyjątkowo złą sławą - w NRD szprycowano nim ok. 10 tys. sportowców w ramach państwowego systemu chronionego przez partyjnych dygnitarzy i tajną policję Stasi. Po latach okazało się, że powodował zaburzenia hormonalne, niepłodność, raka jąder, niszczył wątrobę.

Turinabol powrócił w tym roku u dwójki sportowców na sierpniowych MŚ w lekkoatletyce - ukraińskiego oszczepnika Romana Awramenki i sprinterki z Uzbekistanu Jeleny Rjabowej. Po zbadaniu próbek z MŚ nową metodą laboratorium w Moskwie wykryło kolejne przypadki, na razie anonimowe.

- Klasyka dopingu powraca. To sprawdzone środki, w niewielkich dawkach trudne do wykrycia i nie tak bardzo szkodliwe. Tak samo było z oksylofryną. Wydawało się, że przeminęła 20 lat temu, a nagle wróciła, bo nieuczciwi sportowcy myśleli, że już się jej nie szuka - mówi "Gazecie" prof. Jerzy Smorawiński, szef polskiej komisji antydopingowej.

Sterydy to doping działający przede wszystkim na budowę i wzmocnienie mięśni. Kiedyś panowało przekonanie, że stosują go wyłącznie sportowcy w dyscyplinach szybkościowych i siłowych, np. sprinterzy i ciężarowcy, ale to się zmieniło. - Dziś sportowcy mieszają różne rzeczy. Amerykańska sprinterka Marion Jones brała sterydy, ale też EPO, teoretycznie przeznaczone do sportów wytrzymałościowych, którego ona używała do lepszej regeneracji - dodaje Dariusz Błachnio z polskiej komisji antydopingowej. - I na odwrót, wytrzymałościowcy stosują EPO, ale budując siłę, mogą sięgać po sterydy.

Wynalezienie nowej metody może wywołać trzęsienie ziemi - MKOl natychmiast zarządził przebadanie zamrożonych próbek z zimowych igrzysk w Turynie w 2006 r. Pośpiech jest ważny, bo próbki mogą być przechowywane tylko osiem lat, te z Turynu w 2014 r. trzeba będzie zniszczyć. Turyn to początek, sukcesywnie sprawdzane mają być kolejne imprezy.

Kto jest zagrożony dopingową wpadką? - Cały świat. Wszyscy nieuczciwi sportowcy nie mogą spać spokojnie. Najbardziej obawiać się mogą medaliści, od nich próbki pobiera się i przechowuje obowiązkowo. Przez najbliższe miesiące może być ciekawie - uważa Błachnio.

Całe szczęście, że odkrycia dokonały równolegle laboratoria z Kolonii i Moskwy, a nie tylko to drugie, bo wtedy wiarygodność metody byłaby nieco zagrożona. Rosjanie mają bowiem problemy - Międzynarodowa Agencja Antydopingowa (WADA) zagroziła, że cofnie laboratorium akredytację i nie pozwoli przeprowadzać badań na igrzyskach w Soczi ze względu na "procedury poniżej standardów". Brytyjski "Daily Mail" twierdzi nawet, że Rosjanie tuszowali przypadki dopingowe rodaków, ścigali tylko obcokrajowców. Opisano też historię siostry szefa laboratorium Grigorija Rodczenki Marianny, która trafiła do więzienia za handel lekami wśród sportowców. W aferę zamieszany miał być sam Rodczenko, ale według "Daily Mail" w niejasnych okolicznościach zarzuty wobec niego wycofano.

- Rosjanie musieli się czymś wykazać, to się wykazali. Poczekajmy, co z tego dalej wyniknie - kończy prof. Smorawiński.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.