Lekkoatletyka. Anna Rogowska. Żona i mąż na 4,85

Marzę o tym, żeby ?Klub 5 metrów? nie był jednoosobowy - mówi w rozmowie ze Sport.pl Anna Rogowska, najlepsza polska tyczkarka.

Tomasz Osowski: W halowych mistrzostwach Europy w Paryżu nie tylko zdobyła pani złoto, ale po sześciu latach pobiła w końcu własny rekord Polski, który teraz wynosi 4,85 m. Kolejny cel to pięć metrów?

Anna Rogowska: Marzę o pokonaniu tej wysokości i gdyby nie moje kłopoty ze zdrowiem [głównie kontuzja ścięgna Achillesa], już dawno bym tego dokonała. W tej chwili nie mogę zadeklarować, kiedy i czy w ogóle dołączę do jednoosobowego "Klubu 5 metrów" [jest w nim tylko Jelena Isinbajewa], ale będę próbować. W Paryżu, po pobiciu rekordu Polski, uwierzyłam, że stać mnie na przeskoczenie wysokości 4,91 m, ale jeszcze tym razem się nie udało. Zresztą pierwotnie chciałam skakać 4,90 m, ale inne rozwiązanie podpowiedzieli mi sędziowie. Przypomnieli, że rekord halowych mistrzostw Europy wynosi właśnie 4,90 m i zaproponowali podniesienie wysokości. Zgodziłam się, bo jeden centymetr to żadna różnica.

Isinbajewa i Swietłana Fieofanowa miały nosa, że nie pojawiły się w Paryżu?

- Od dłuższego czasu nie oglądam się na rywalki. Skupiam się na swojej pracy. Szkoda, że Rosjanek zabrakło w Paryżu, ale w sezonie letnim spotkamy się nieraz. To, że w Paryżu usłyszę "Mazurka Dąbrowskiego", założyłam sobie już kilka miesięcy temu, ale tego, że przy okazji pobiję rekord Polski przewidzieć nie mogłam. Tego dnia sprzyjało mi wszystko. Czułam się świetnie pod każdym względem, atmosfera w hali była fantastyczna, bo zawodnicy z Francji co chwila zdobywali złote medale i bili rekordy świata, na dodatek znakomicie spisywali się moi koledzy z reprezentacji. Takiej szansy na pobicie rekordu zmarnować nie mogłam.

Z czego po starcie w Paryżu cieszy się pani najbardziej? Ze złotego medalu, rekordu Polski czy wyrównaniu rekordu życiowego... trenera i męża Jacka Torlińskiego?

- Najbardziej ze złota, choć dzięki temu, że skoczyłam 4,85 m, wreszcie mogę powiedzieć, że w naszym małżeństwie pod każdym względem jesteśmy na równi. W życiu prywatnym wszystkie decyzje podejmujemy razem, w naszym związku nie ma lidera, podobnie jest w trakcie treningów. Do tej pory Jacek był lepszy tylko pod względem rekordu życiowego, ale już nie jest. Zresztą postaram się, żeby ten znak równości jak najszybciej zlikwidować.

Przed mistrzostwami Europy dużo mówiło się o pani rywalizacji z Silke Spiegelburg, która w ubiegłym roku, zazdrosna o lepsze wyniki, wygoniła panią - z pomocą swojego związku - z ośrodka treningowego w Leverkusen.

- Ta sprawa jest już zamknięta, nie żywię do Silke urazy. Co prawda forma usunięcia mnie z Leverkusen powinna być inna, ale stało się tak, jak się stało, i nie ma co do tego wracać. Chcę raz na zawsze zakończyć tę dyskusję: Spiegelburg nie jest moim wrogiem, jest po prostu jedną z moich rywalek.

Za panią świetny sezon halowy, ale nie zawsze przekładało się to na dobre starty na otwartych stadionach. Tak było np. w ubiegłym roku, kiedy w sezonie halowym uzyskała pani 4,81 m, a w letnim tylko 4,71 m.

- Nie dopuszczam myśli, żeby powtórzyła się sytuacja z poprzedniego sezonu. Optymizm opieram przede wszystkim na przynależności do "Klubu Polska 2012" [jest w nim 32 sportowców, w tym ośmiu lekkoatletów, którzy mają realne szanse na medale igrzysk w Londynie], mam więc zapewniony komfort przygotowań. Po raz pierwszy w karierze na wszystkich zgrupowaniach towarzyszy mi fizjoterapeuta, dzięki czemu moja głowa wolna jest od obaw związanych z kłopotami zdrowotnymi. W poprzednich latach miałam problemy z kontuzjami i źle to wpływało na moją psychikę. Teraz, kiedy tylko mnie coś zaboli na treningu, od razu wiem, co się dzieje, i natychmiast podejmujemy odpowiednie kroki.

Jakie ma pani plany na sezon letni?

- Tyczkę do ręki wezmę dopiero podczas zgrupowania w RPA, na którym przebywać będziemy trzy tygodnie na przełomie marca i kwietnia. Potem wracamy na chwilę do Polski do Spały, a od początku maja będziemy trenować w znakomicie wyposażonym ośrodku przygotowań olimpijskich w miejscowości Chula Vista w Kalifornii. Nie jest łatwo się tam dostać, ale pomogła nam Stacy Dragila [była świetna zawodniczka, obecnie trenerka], z którą mamy dobre kontakty. Zostaniemy tam aż do pierwszego startu - 4 czerwca w mityngu Diamentowej Ligi w Eugene. Najważniejsza impreza sezonu to oczywiście mistrzostwa świata w południowokoreańskim Daegu [27 sierpnia - 4 września].

"Tylko skoki, Tańce z Gwiazadami nie mają szans" - Anna Rogowska

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.