Doping. MKOl i WADA wyciszyły sprawę dopingu u jamajskich sprinterów w Pekinie. A wcześniej skazały polskiego kajakarza

U całej grupy jamajskich sprinterów wykryto clenbuterol w powtórzonych testach z Pekinu 2008, ale szefowie światowego sportu wyciszyli sprawę - odkryła niemiecka ARD. - A ja już dziewięć lat żyję z piętnem koksiarza - mówi Sport.pl Adam Seroczyński, zdyskwalifikowany za clenbuterol w tych samych igrzyskach

To kolejna dopingowa rewelacja Hajo Seppelta z ARD, dziennikarza który wcześniej ujawnił dopingowe spiski w rosyjskiej lekkoatletyce i w Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej: w wyemitowanym w niedzielę reportażu Seppelt ujawnił, że podczas powtórzonych badań próbek zamrożonych podczas igrzysk w Pekinie w 2008 roku znaleziono ślady clenbuterolu u kilku jamajskich lekkoatletów.

Jamajczycy byli sensacją tamtych igrzysk. A stali się wielkim znakiem zapytania

To powinno się skończyć trzęsieniem ziemi, bo tamte igrzyska były właśnie igrzyskami jamajskich lekkoatletów, Usain Bolt przeniósł w Pekinie rekordy świata na 100 i 200 m w inny wymiar, również Veronica Campbell Brown była złota na 100 i 200 m, Jamajczycy zdobyli w lekkoatletyce aż sześć złotych medali. Jeden, w sztafecie męskiej 4x100 m już stracili, za doping. Od Pekinu 2008 dziwnych dopingowych historii z udziałem Jamajczyków było tak wiele, że przy ówczesnych sukcesach sprinterów z Karaibów jest dziś mnóstwo znaków zapytania (w tamtym czasie Jamajka nie miała nawet agencji antydopingowej, była za to ważnym szlakiem przemytu środków dopingujących). Ale MKOl i WADA postanowiły - jak się dowiedział i potwierdził w obu organizacjach Seppelt - umorzyć postępowanie w sprawie, tłumacząc że wykryto clenbuterol w tak niskim stężeniu, że musiał pochodzić ze skażonego mięsa. A właściwie nie tyle umorzyły sprawę, co zabroniły nadania jej oficjalnego biegu. Co oznacza, że nie możemy nawet poznać nazwisk Jamajczyków, u których clenbuterol wykryto.

Jednak skażone mięso? MKOl orzekł wcześniej w sprawie Seroczyńskiego, że to niemożliwe

Clenbuterol, silny środek na astmę, zakazany w sporcie, jest używany w niektórych krajach, m.in. właśnie w Chinach i Meksyku, w tuczu zwierząt. Zdarzały się już przypadki uniewinnienia sportowców złapanych na dopingu w tych krajach: wygrał taką walkę przed sportowymi sądami niemiecki tenisista stołowy Siergiej Owczarow (wykryto u niego clenbuterol po turnieju w Chinach) i cała grupa piłkarzy u których wykryto tę substancję podczas młodzieżowego turnieju w Meksyku.

Problem w tym, że na igrzyskach w Pekinie był jeden przypadek clenbuterolu wykrytego jeszcze podczas rywalizacji, a nie w zamrożonej próbce. I wówczas MKOl, WADA i wszystkie instancje odwoławcze orzekły, że nie ma mowy o tym, żeby clenbuterol był podczas igrzysk w jedzeniu serwowanym w stołówce olimpijskiej. Ten przypadek dotyczył polskiego kajakarza, Adama Seroczyńskiego. Polak stracił czwarte miejsce wywalczone w wyścigu dwójek na 1000 m razem z Mariuszem Kujawskim. Najpierw jego linię obrony odrzucił MKOl, potem zrobił to samo Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu. Seroczyński został skazany na dwa lata dyskwalifikacji i zakończył karierę. A w orzeczeniu sędziowie Trybunału Arbitrażowego napisali, że nie może tu być mowy o clenbuterolu z zanieczyszczonego jedzenia, bo takie wpadki zdarzają się tylko w wyjątkowych okolicznościach, a poza tym byłoby ich więcej w Pekinie, a Seroczyński był jedynym.

Nie ma dozwolonego progu dla clenbuterolu. Wystarczy najdrobniejsza cząstka

- Dziś się okazuje, że wcale nie byłem jedynym, tylko inne zatuszowano. Bo MKOl i WADA tłumacząc się dziś z zatuszowania sprawy Jamajczyków mówią, że clenbuterol w małym stężeniu wykrywano też u sportowców z innych dyscyplin i z innych krajów - mówi Sport.pl Adam Seroczyński.

Tłumaczenia MKOl i WADA wskazują na to, że szefowie światowego sportu obawiali się, że nie wygrają ze sportowcami walki w sądach, opierając się na próbkach z tak niskim stężeniem clenbuterolu. Problem w tym, że w przepisach nie ma określonego stężenia, od którego się karze za clenbuterol. Wystarczy najdrobniejsza cząstka. Umarzanie sprawy to otwieranie furtek dla nieuczciwych i brak konsekwencji.

"W kajakarza z Polski łatwo było uderzyć. A Jamajczykom nic nie zrobili"

- U mnie też stężenie było bardzo małe. Setne cząstki nanogramów, poniżej przyjętej w tamtym czasie granicy wykrywalności. Pekińskie laboratorium miało świetny sprzęt i potrafiło akurat wykryć mniejsze stężenia - opowiada Seroczyński. U kolarza Alberto Contadora kolońskie laboratorium wykryło clenbuterol w jeszcze mniejszym stężeniu i Hiszpan musiał długo walczyć o jak najłagodniejszą karę. - A sprinterom z Jamajki nic nie zrobili. Łatwiej było uderzyć w kajakarza z Polski. Dlatego odświeżam teraz wszystkie kontakty z czasów gdy walczyłem o oczyszczenie. Sprawa jest rozwojowa. Nie chodzi już o moją karierę, tylko o honor polskiego sportowca - mówi Seroczyński.

"Nikogo nie zamordowałem. A dostałem wyrok za sportowe morderstwo"

Były kajakarz pracuje dziś jako przedstawiciel handlowy, a po godzinach trenuje młodzież. - Od dziewięciu lat żyję z piętnem koksiarza. To mi złamało sportowe życie i zniszczyło część życia prywatnego. Zostałem skazany za najcięższą zbrodnię w sporcie. Nikogo nie zamordowałem, a dostałem wyrok za sportowe morderstwo - mówi Seroczyński. Gdyby chciał podważyć werdykt Trybunału Arbitrażowego, to zostaje mu już tylko wytoczenie sprawy przed sądem szwajcarskim.

"Zlekceważyli mnie, zamietli pod dywan. Ale nie chcę odpuścić"

- Wiem, jakie to będzie trudne. Jeszcze podczas igrzysk w Rio podjąłem jedną próbę. Zwróciliśmy się wówczas do MKOl, żeby przetrzymali jeszcze w zamrażarce moją próbkę z Pekinu (w 2016 mijało osiem lat od zamrożenia, w myśl ówczesnych przepisów to był maksymalny czas przechowywania próbki do ponownej kontroli - red.), bo pojawiła się już metoda która pozwala ustalić, w jaki sposób clenbuterol trafił do organizmu. Czy z jedzenia, czy z tabletki, czy zastrzyku. I co? I nic. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Zlekceważyli mnie, zamietli wszystko pod dywan. Szkoda słów. Oni mi cały czas mówili: gdyby było więcej przypadków, to byśmy się twoim inaczej zajęli. A teraz się okazało, że inne przypadki było. Jeśli mam pójść do sądu w Szwajcarii, to muszę wiedzieć czy przytrzymali próbkę czy nie, bo tylko ta próbka może mi dać twarde dowody - mówi Seroczyński. - A odpuścić nie chcę. To jest sprawa honoru.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.