Pekin 2015. Słowak wygrywa chód. Polak pobił rekord życiowy

Najbardziej wyczerpującą konkurencję mistrzostw świata wygrał Słowak Matej Toth, najmocniejszy chodziarz w tym sezonie. Jared Tallent znów był drugi, ale może tym razem nie za dopingowiczem. Najlepszy z Polaków Adrian Błocki był 11.

Błocki po 50 kilometrach i 3 godz. 49 min i 11 sekundach chodu w 30-stopniowym upale wyglądał jak nowalijka, choć przecież w tych warunkach, latem, w Azji pobił rekord życiowy. Szacunek. Lekko był zaróżowiony i tyle, a na mecie udał, że gra na gitarze. - To adrenalina. Coś wspaniałego wejść na stadion po 50 km i znaleźć się w środku przy tylu ludziach.

Rafał Augustyn zupełnie inaczej - był zmordowany nieludzko. - Chyba za szybko zacząłem. Po 25 kilometrach poczułem, że może być źle. Nogi najpierw stały się gorące, a potem jakby z ołowiu - mówił i rzeczywiście do połowy dystansu był w czołówce, na 7.-8. miejscu.

Ale doszedł do końca (3,57.30) chyba tylko siłą woli - na 28. miejscu. - Kto nie ryzykuje, ten nie ma. W moim przypadku nie ma mowy o zejściu z trasy. Głowa chciała iść do przodu, ale nie nogi. Jak mam orzełka na piersi, to idę do końca - powiedział. On ma nie tylko orzełka na piersi, ale też sygnet z orłem w koronie, stary, srebrny, wojskowy, z którym się nigdy nie rozstaje.

27-letni Łukasz Nowak, 9. chodziarz igrzysk w Londynie, został zdyskwalifikowany po 20. kilometrze. Do tego momentu szedł czwarty, potem piąty. - Wspaniale się czułem, rozluźniony. Pomyślałem, że to ten dzień. I nagle znalazłem się w zupełnie innej dla mnie sytuacji. Pierwszy raz na takich zawodach byłem w czubie i jednocześnie czułem się świetnie, Zwykle jestem tam, gdzie dzisiaj byłem dopiero pod koniec wyścigu - mówił Nowak.

Zawiodła technika - brak wyprostu kolana, jeden z dwóch błędów prowadzących do dyskwalifikacji. Jest to często błąd, zwłaszcza u wysokich zawodników, a Nowak ma 194 cm wzrostu. Musiał zejść z trasy.

Przed wyjazdem do Japonii na zgrupowanie aklimatyzacyjne do Nowaka przyjechał na konsultacje Ilja Markow, były znakomity chodziarz, mistrz świata w 1999 r. i wicemistrz olimpijski z Atlanty w 1996 r. Było to zaledwie pięć dni, ale Nowak poczuł, że Rosjanin przekazał mu mnóstwo mądrości. Dostrzegł problem, i wie, jak się go pozbyć. - Tylko że tego nie da się wyeliminować w pięć dni, można co najwyżej zdiagnozować problem. Ale gdyby popracowali dłużej, na pewno Łukasz technicznie stałby się lepszym zawodnikiem, takim, który umie oszczędzać energię przy najwyższym tempie. Łukasz nie obraża się na świat, na sędziów, tylko chce się poprawiać. Super - mówił obecny na mecie Robert Korzeniowski, najwybitniejszy chodziarz w historii tej konkurencji, trzykrotny mistrz olimpijski i trzykrotny mistrz świata na najdłuższym dystansie. On również miał kłopoty z wyprostem w stawie kolanowym. - Na pewno to nie jest problem wzrostu, bo zdarzali się wysocy mistrzowie. Trzeba go tylko lekko podregulować. I nie mówić mu "wyprostuj kolano", tylko szukać przyczyny. W teście sprawności fizycznej FMS Robert Lewandowski 21 na 21 punktów, Łukasz ma 17. Nawet ja teraz, w tej chwili mam 18. Musi nad sprawnością pracować więcej niż inni.

Wygrał Matej Toth, czyli faworyt. Numer 1 w tym roku. Drugi był Jared Tallent. - To jest dobra wiadomość, bo to zawodnicy, którzy od lat chodzą i nie ma co do nich żadnych wątpliwości dopingowo - mówił Korzeniowski.

Australijczyk jeszcze nigdy nie wygrał chodu na 50 km na wielkiej imprezie, najczęściej był drugi (dwukrotnie) lub trzeci (też dwukrotnie). Najbardziej go bolały porażki na igrzyskach w Pekinie w 2008 i Londynie w 2012. Przegrał w nich tylko z zawodnikami, o których wiadomo, że byli na dopingu - z Aleksem Schwazerem z Włoch i Siergiejem Kidriapkinem z Rosji. Obaj później zostali zdyskwalifikowani, a Tallent żąda teraz od IAAF i MKOl zwrotu mu dwóch złotych medali.

Australijczyk uparł się, że za metą nie będzie podawał kolegom ręki, ale tu się złamał. Przed startem oświadczył, że wierzy, że wyścig będzie czysty. Jest cięty zwłaszcza na Rosjan, bo aż 25 chodziarzy zostało zdyskwalifikowanych w tym czterech mistrzów olimpijskich. Jedyny Rosjanin zgłoszony do sobotniego startu - Aleksandr Jargurkin - nie trenował nigdy w Sarańsku u osławionego trenera-koksiarza Wiktora Czegina, więc była jakaś niewielka szansa, że jest czysty. Nie stawił się na starcie. Stwierdzono u niego doping EPO.

- Czystka wśród Rosjan chodzących na dopingu to świetny znak dla Polaków i ogromna szansa. W Rio nie będą należeć do głównych faworytów do medalu, ale jeśli będą z głową pracować, w Rio mogą być w czołówce - mówi Korzeniowski.

Najdziwniejsze fryzury z Pekinu

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.