Idą lepsze czasy dla polskiej lekkoatletyki? "Rośnie infrastruktura" vs "ugór i agonia"

- Zimą ćwiczyliśmy na mrozie, trener brał wielkie wiadro wrzątku, tym wrzątkiem odmrażaliśmy sobie koło i pchaliśmy kulą ubrani w kilka warstw dresów - wspomina początki swojej kariery Tomasz Majewski. - Wytrzymaliśmy to, na co pewnie teraz większość dzieci nie chciałaby się zgodzić - dodaje dwukrotny mistrz olimpijski. Co polska lekkoatletyka oferuje dzieciom, które chciałyby zdobywać medale jak Majewski, Adam Kszczot, Anita Włodarczyk albo Joanna Jóźwik na zakończonych kilka dni temu ME w Zurychu?

W mistrzostwach Europy w Zurychu reprezentacja Polski zdobyła 12 medali - dwa złote i po pięć srebrnych oraz brązowych. Tak wielu krążków nasi lekkoatleci nie wywalczyli od 48 lat. Obok znanych już mistrzów jak kulomiot Majewski (brąz) czy młociarka Włodarczyk (złoto) świetnie zaprezentowali się nieznani dotąd kibicom zawodnicy, w tym debiutanci na wielkiej imprezie. Srebrny medal w biegu na 800 mężczyzn zdobył Artur Kuciapski, wśród kobiet trzecia była Joanna Jóźwik.

Ugór? "Nieprawda, działamy"

- Większość zapewne myśli, że ta dyscyplina wspaniale się w kraju rozwija, tymczasem to jest jej agonia. W Polsce lekkoatletyki nie ma w klubach, szkołach, a nawet mediach. Nie ma systemu szkolenia ani specjalistycznych ośrodków - twierdzi jednak Edward Szymczak. - W Wielkiej Brytanii nakłady na lekkoatletykę są 1200 procent większe. W AZS AWFiS Gdańsk zeskoki mają 15 lat, a po czterech powinny być wymienione. Te sparciałe gąbki śmierdzą gnojem. W Polsce wszystko zaorano i został tylko ugór. Ale na ugorze czasami wyrośnie coś pięknego, jak w Zurychu - dodaje znany trener skoku o tyczce.

Ma rację? - Edek patrzy przez pryzmat swojego podwórka na cały kraj. Np. my nie mamy problemów, prężnie działamy - mówi nam działający w Szczecinie Norbert Rokita. Mąż Moniki Pyrek jest prezesem Ośrodku Skoku o Tyczce, który szkoli nie tylko dorosłych zawodników. - Robią świetną rzecz - reklamuje Ośrodek Paweł Czyż, który wspólnie z żoną Wiolettą Frankiewicz od dwóch lat prowadzi Akademię Lekkoatletyczną, czyli szkółkę dla najmłodszych w podkrakowskich Krzeszowicach.

- Rzeczywiście szkolimy dzieci - przyznaje Rokita. - Mamy ich aż 30 i więcej nie jesteśmy w stanie przyjąć, bo brakuje nam trenerów - dodaje, informując, że najmłodszy tyczkarz ze Szczecina ma 10 lat, a nad wszystkimi czuwa m.in. Wiaczesław Kaliniczenko, który Pyrek prowadził do medali mistrzostw świata i Europy.

Jeszcze młodsze brzdące biegają z Frankiewicz. Zawodniczka, która na 3000 m z przeszkodami w 2006 roku zdobyła brązowy medal ME, a w 2008 roku zajęła ósme miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, cieszy się dużym autorytetem. - Wiola ma podejście do dzieci, świetnie się odnajduje w naszej szkółce. Gdyby nie zdecydowała się wrócić do sportu, pewnie już prowadzilibyśmy interes w dużym mieście. A tak brakuje nam czasu - opowiada Czyż.

Jak dobrym interesem jest szkolenie dzieci w lekkoatletycznych akademiach? - Rodzice są przyzwyczajeni, że za zajęcia na basenie, za tenisa czy za judo dla swoich dzieci płacą. W lekkoatletyce przez lata przyjmowaliśmy, że dla dzieciaków wszystko ma być za darmo. Pora z tym skończyć - mówi Rokita. Nie znaczy to, że trening ma być drogi, a przez to dla wielu niedostępny. - Jeszcze opłat nie wprowadziliśmy, ale chcemy pobierać od 30 do 50 złotych miesięcznie. Dzięki temu zatrudnimy jeszcze jednego trenera - wyjaśnia prezes OSOT-u.

Pieniądze są potrzebne nie tylko na trenerów, ale też na obozy. Frankiewicz organizuje co roku dwa. - Jeździmy latem i zimą. Najczęściej do Spały, gdzie Wiola korzysta ze swoich znajomości i załatwia dzieciakom np. trening biegowy prowadzony przez Marka Plawgę albo trening skoku o tyczce pod okiem Kaliniczenki - mówi Czyż.

Zacząć jak Kszczot

Rokita przekonuje, że właśnie tyczka jawi się najmłodszym jako najlepsza konkurencja lekkoatletyczna. - Tyczka dla dzieci to zabawa, nie oczekujemy, żeby wyrośli nam z niej wybitni zawodnicy, ale dzieciaki mają swoje ambicje. Dla nich to niezwykle atrakcyjna konkurencja. Najmłodsi przychodzą na trening biegowy, a widząc, jak ich rówieśnicy skaczą na materacach, postanawiają zostawić bieganie i też spróbować skakać nad poprzeczką - opowiada mąż Pyrek.

Skoku o tyczce nie ma w programie "Czwartków lekkoatletycznych". W mającym już 20 lat cyklu dzieci rywalizują w biegach na 60, 300, 600 i 1000 metrów, w skoku w dal i wzwyż oraz w rzucie piłeczką palantową. Impreza, za organizacją której stoi m.in. nasz najlepszy sprinter w historii Marian Woronin, bije rekordy popularności. W tym roku "Czwartki" doczekały się milionowego sportowca, a w zawodach organizowanych jesienią i wiosną w aż 80, zwykle niewielkich (bo to tam, a nie w pełnych rozrywek Warszawie czy Krakowie lekkoatletyka jest dla najmłodszych szczególnie atrakcyjna) miastach wystartowało w sumie 100 tys. dzieci w wieku od 11 do 13 lat. Woronin wierzy, że wśród nich był przyszły rekordzista Polski w biegu na 100 m. Rekord pana Mariana - 10,00 s - ma już bardzo długą brodę; padł w 1984 roku.

Dla najlepszych "czwartkowych" lekkoatletów Stowarzyszenie "Sport Dzieci i Młodzieży" oraz Polski Związek Lekkiej Atletyki zaplanowały na sierpień profesjonalny obóz sportowy w Spale. To ważna inicjatywa, bo skoro z "Czwartków" wywodzi się choćby Kszczot, to trzeba w nich poszukać następnych przyszłych gwiazd.

Jak nie zabić w dziecku sportowca? [WYWIAD]

Ośrodek dla dzieci w każdym województwie

PZLA dąży zresztą do tego, by szkolenie dzieci sprofesjonalizować. - Chcemy, by od września wszedł w życie nasz projekt stworzenia specjalnych, lekkoatletycznych ośrodków mistrzostwa sportowego dla dzieci - mówi nam Justyna Jędrych z Działu Szkolenia. Według programu od września do grudnia uruchomione miałyby zostać takie ośrodki dla dzieci ze szkół podstawowych i gimnazjalnych w sześciu miastach - Bydgoszczy, Białymstoku, Szczecinie, Łodzi, Poznaniu i we Wrocławiu. Docelowo po jednym centrum szkoleniowym miałoby powstać w każdym województwie.

Projekt będzie realizowany, jeśli Ministerstwo Sportu uzna, że jest najlepszy ze wszystkich, jakie wpłynęły na konkurs. - Ministerstwo przeznaczy 3 mln zł na promocję lekkoatletyki wśród dzieci i młodzieży. Przyjmujemy oferty konkursowe, podmiot który wygra, dostanie dofinansowanie na program rozwoju dyscypliny - mówi nam pracujący w Ministerstwie Sportu Marek Plawgo. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że sukces chwilowo zwiększa zainteresowanie dyscypliną. Chwilowo, bo zaraz modne będą inne dyscypliny. Zurych to okazja, żeby gonić dzieci na obiekty. Lepszego momentu na korzystanie z ich zainteresowania może długo nie być - dodaje były wicemistrz Europy i brązowy medalista MŚ w biegu na 400 m przez płotki.

Plawgo potwierdza, że do konkursu zgłosił się PZLA i chwali pomysł związku. - Gdyby minister Andrzej Biernat zlecił mi napisanie takiego programu, uznałbym, że najważniejsze jest budowanie dołu piramidy - mówi. - Żeby wychować jednego Tomka Majewskiego, trzeba było mieć w reprezentacji 10 kulomiotów. Żeby mieć w reprezentacji 10 kulomiotów, trzeba było zebrać 50 juniorów, a żeby mieć 50 juniorów, to w całej Polsce musieliśmy ich szkolić 400. To liczby orientacyjne. Chodzi o to, żeby dół był jak najszerszy. Trzeba dotrzeć do dzieci i młodzieży. Takie programy nie przynoszą efektów w krótkim terminie, ale są najważniejsze - tłumaczy.

Ma być coraz lepiej

Czy dobry występ naszych lekkoatletów w Zurychu jest owocem takiego programu? - Kuciapskiego czy Jóźwik nie wychowano w jakimś lepszym systemie od tego, w którym trenowałem ja albo Majewski. Raczej te sukcesy wynikają z determinacji trenerów. Kszczot pracuje ze Zbigniewem Królem, pod opieką którego sukcesy osiągał Paweł Czapiewski. Jóźwik i Kuciapski są podopiecznymi od lat znanego z pracy w Warszawie Andrzeja Wołkowyckiego, z 400-metrowcami, którzy w sztafecie wywalczyli brąz, od lat 90. cały czas pracuje Józef Lisowski. Te medale są jeszcze wzięte siłą rozpędu poszczególnych ludzi. Nie było napływu pieniędzy, dzieci nie były szkolone. Dopiero teraz infrastruktura rośnie, a dzieci zauważamy na tyle, by tworzyć programy specjalnie dla nich. Wierzę, że idą lepsze lata dla naszej lekkoatletyki - kończy Plawgo.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.