- Plan wykonany, trzech Polaków w finale, teraz ważne, żeby wywalczyć przynajmniej dwa krążki - mówił po swoim wygranym półfinale Kszczot. Sam nie ukrywa, po co przyjechał do Zurychu. Już na zgrupowaniu w Spale biła od niego pewność siebie. - Jadę po złoto - rzucał kolejnym dziennikarzom, przechadzając się po dziedzińcu Centralnego Ośrodku Sportu jak kogut przed walką. - Biegi mogą być na poziomie 1 min 49 s albo i 1,43. Jestem gotowy. Życzę powodzenia rywalom - śmiał się po eliminacjach.
Kszczot, pochodzący z Konstantynowa, małej wsi pod Łodzią, urodził się z talentem do biegania, ale nie doszedłby do sukcesów (dwa złota halowych ME, srebro i brąz MŚ w hali), gdyby nie finansowa pomoc rodziny. - Kiedyś zobaczyłem go, jak siedział smutny na rodzinnym weselu. Powiedział, że rozważa przerwę od treningów. Postanowiliśmy mu pomóc. Tak się zaczęło - mówi krewny Kszczota z Sosnowca, który jest członkiem 60-osobowego rodzinnego fanklubu zawodnika, wspierającego go na długo przed podpisaniem przez Adama kontraktu z Orlenem. Do Zurychu też dotarli, mają koszulki z wizerunkiem Kszczota i jego nazwisko na czerwonych bluzach.
Mistrzowskie aspiracje ma także trzy lata starszy Lewandowski, złoty medalista sprzed czterech lat w Barcelonie. W środę był w półfinale drugi za Kszczotem. - Nie walczyłem z Adamem, walka będzie dopiero w finale. Tu po prostu każdy chciał do niego wejść jak najmniejszym nakładem sił - mówił po biegu, otulony płachtą chroniącą przed zbytnim wychłodzeniem organizmu. Jeszcze przed wylotem do Zurychu przekonywał, że jest w życiowej formie i potwierdzają to badania krwi. - Na mistrzostwach Europy rzadko padają dobre wyniki, ale już tydzień po nich będę walczył o rekord życiowy - obiecywał.
Kszczota i Lewandowskiego może pogodzić 22-letni Bosse, który w tym sezonie pobił rekord Francji znakomitym wynikiem 1 min 42,53 s. To znacznie lepszy wynik od życiówek Polaków, a także rekordu Polki z 2001 roku (1:43.22), który właśnie w Zurychu na Letzigrund ustanowił Paweł Czapiewski.
- Francuz nie jest typem turniejowca - uspokaja Kszczot. - On jest wspaniałym zawodnikiem, jeśli chodzi o biegi typowo wytrzymałościowe, umie zacząć mocno i w tym tempie wytrwać. Zmiany tempa nie są jego mocną stroną - dodaje.
Innego zdania jest sam Bosse. - Jest faworytem i sam o tym mówi. Lubi taką sytuację - mówi Florian Gaudin-Winer z francuskiego "Athletisme Magazine". - Faktycznie, nie znosi wolnych biegów z szybkim finiszem, więc ma nadzieję na mocny bieg od startu. O Polakach mówi z szacunkiem, wie, że nie odpuszczą, ale jest na nich gotowy. Na treningu jego trener jadąc na rowerze robił nawet symulację tempa biegu Lewandowskiego - mówi dziennikarz.
W środę Bosse wygrał drugi półfinał, a tuż za nim wpadł na metę Kuciapski. - Jestem mega szczęśliwy. Pobiegłem tylko o jedną setną gorzej od mojego rekordu życiowego. Dałem się wyszumieć tym wszystkim, którzy byli z przodu i zaatakowałem - mówił po biegu. - Sam już nie wiem, na co mnie stać, jestem nieobliczalny - dodał z uśmiechem od ucha do ucha.
Polacy rywalizują, ale trzymają się razem. - Starałem się pomóc Arturowi, pokazywałem mu wszystko, dawałem wskazówki, zapraszałem na wspólne treningi, żeby się tu lepiej poczuł - mówił Lewandowski. - Wiem co to znaczy być pierwszy raz na takiej imprezie, mnie kiedyś tak uczył Paweł Czapiewski, potem ja Adama, teraz razem z Adamem uczymy Artura. Tworzymy nową historię, trzech Polaków jest w finale po raz pierwszy w historii - opowiadał wciąż niedowierzającym dziennikarzom.
Zdziwieni nie byli chyba tylko komentatorzy niemieckiego Eurosportu, którzy już w eliminacjach oglądając kolejne biegi mówili o polskiej szkole w bieganiu na dwa okrążenia.
Relacje na żywo w Sport.pl, transmisje z Zurychu w Eurosporcie i TVP Sport, popołudniowe sesje także w TVP1 i TVP2.