Sprinterka z Afganistanu - najbardziej oblegana uczestniczka MŚ w Paryżu

Kelli White i Merlene Ottey próbowały za wszelką zachowywać spokój, kiedy sędzia wyjaśniał zawodniczce z numerem 1, jak ma wystartować na 100 m, używając bloków startowych. - Ja je widzę trzeci raz na oczy! - powiedziała rozbrajająco biegaczka.

Na niezwykłe wydarzenie zapowiadało się od samego początku, tzn. od kiedy zawodniczki w trzecim biegu eliminacyjnym na 100 m zdjęły dresy. Bo jedna nie zdjęła. Azimi Lima nie może zdejmować spodni publicznie, bo odsłoniłaby zbyt dużo ciała - uważają w Afganistanie. Nawet koszulkę miała bawełnianą, nie z żadnej lycry, lateksu, kosmicznej skóry jakiejś ryby wyprodukowanej w laboratorium molekularnym, ale z prawdziwej bawełny, w dodatku z rękawkami.

Kiedy pozostałe dziewczyny, niektóre prawdziwe gwiazdy lekkiej atletyki, jak Ottey czy White, zajęły miejsca w blokach, Azimi nie wiedziała, jak to zrobić. Bo trzeba wiedzieć, że pozycja, jaką przyjmuje w blokach sprinter, nie jest szczytem wygody, w dodatku Azimi nie dostosowała sobie bloków, jak robią to zwykle przed biegiem zawodnicy. Po prostu bloki były takie, jak je zostawiła zawodniczka z poprzednich eliminacji, zresztą przedstawicielka Kirgistanu.

Sędzia, pomocnik startera, spostrzegł, że coś jest nie tak, zresztą megafony na stadionie trąbiły o symbolicznym aspekcie sprawy, o tym, że nr 1, jaki otrzymała Azimi, ma wymiar symboliczny - to pierwsza Afganka, która wystartowała w mistrzostwach świata.

I trzeba przyznać od razu, że odcisnęła mocno swoje piętno.

Kiedy ruszyła z tych nieszczęsnych bloków, spodnie á la żagle powiewały, a 40 tys. ludzi na Stade de France wpadło w zachwyt.

Uniesiona dopingiem Azimi pobiegła 100 m w 18,39 s, czyli ponad siedem sekund wolniej niż Amerykanka Kelli White startująca na torze czwartym. W siedem sekund można przeczytać pół inwokacji z "Pana Tadeusza". Ale 18,39 to i tak jej życiówka - inaczej być nie mogło, bo po raz pierwszy biegła na 100 m, nie wspominając o tym, że tartanowych bieżni w Kabulu też raczej się nie spotyka.

Zachwyt widowni i owacja na stojąco spowodowały, że w strefie mieszanej, w której dziennikarze spotykają się twarzą w twarz ze sportowcami, na Afgankę czekał tłum reporterów, który z kolei wpadł w zachwyt, gdy okazało się, że z Azimi, studentką filologii angielskiej i literatury, nie trzeba rozmawiać po afgańsku. Przed nią Merlene Ottey przeleciała jak meteor przez strefę mieszaną, z Kelli White - faworytką w biegu na 100 m - też szybko załatwiono sprawę. A Azimi przez 40 minut odpowiadała na pytania dziennikarzy stacji telewizyjnych, radiowych i prasy z całego świata. Ze zdziwieniem mijały ją gwiazdy lekkiej atletyki kończące kolejne biegi eliminacyjne na 100 m, którymi nikt się już nie zainteresował.

Właśnie w strefie mieszanej wyjaśniło się, skąd problemy z blokami startowymi i w ogóle.

- Zaczęłam treningi lekkoatletyczne zaledwie trzy miesiące temu - powiedziała 23-letnia Afganka. - Przed mistrzostwami zaledwie dwa razy ćwiczyłam w blokach. Musicie wiedzieć, że przez talibów w moim kraju jest bardzo trudna sytuacja. (- Wiemy, wiemy... - powiedzieli dziennikarze zgodnym chórem). Po otwarciu uniwersytetu w Kabulu pozwolono uczyć się tam kobietom. Trzy miesiące temu władze uniwersytetu postanowiły założyć kobiece sekcje sportowe. Najpierw otworzyli sekcję siatkówki, potem gimnastyki i ostatnio lekkoatletyki. Pozwolono mi trenować raz w tygodniu. Poza wyjściem na uniwersytet i treningi na uniwersyteckim stadionie nie mogę wychodzić z domu.

- W zeszłym tygodniu poinformowali mnie, że chcą, abym wystartowała w Paryżu [nie chciałbym odbrązawiać, ale chyba mogliby lepiej poszukać. Chyba że chodziło o to, by reprezentantka narodu afgańskiego mówiła również po angielsku - rl]. Powiedziałam im, że nie mogę, bo za mało trenowałam. Stwierdzili, że nieważne, jak pobiegnę, ważne, że wezmę udział w zawodach. No to wzięłam. Dla Afganistanu to bardzo ważne wydarzenie, nasi sportowcy nie brali udziału w zawodach takich jak te od ponad 20 lat.

- Po raz pierwszy leciałam samolotem. W taksówce w Azerbejdżanie zostawiłam swoje buty do biegania, które nosiłam w plastikowej torbie zawsze przy sobie. Gdy w Paryżu dowiedzieli się o tym, dali mi szofera, który zawiózł mnie do wielkiego sklepu sportowego i tam kupiłam sobie nowe buty. Kosztowały 60 euro.

Jak donoszą źródła historyczne, poprzednim sportowcem afgańskim, który wystartował w mistrzostwach świata, był Mohammed Ismail Bakaki w 1983 r. w Helsinkach. Biegł również na 100 m. I to całkiem szybko - 12,33, zajął - podobnie jak jego rodaczka w Paryżu - ostatnie miejsce w eliminacjach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.