HMŚ Sopot 2014. Pyrek: Każdy powalczy o swoje pięć minut

- Wszyscy nasi zawodnicy poszukają tu swoich pięciu minut. Praktycznie wszystkie bilety są sprzedane, telewizja będzie pokazywała zawody w całości, jakby to były igrzyska - mówi przed startem halowych mistrzostw świata w Sopocie Monika Pyrek. Była medalistka wielkich imprez w skoku o tyczce już zbiera pozytywne opinie o imprezie od zagranicznych kolegów, a po rodakach spodziewa się co najmniej trzech medali. Transmisje w TVP i Eurosporcie, relacje na żywo w Sport.pl od godz. 10 w piątek.

Łukasz Jachimiak: Zdobyła pani dwa medale z 22, jakie polscy lekkoatleci wywalczyli w historii halowych mistrzostw świata, a teraz pewnie pani żałuje, że w Sopocie nie powalczy o kolejny?

Monika Pyrek: Bardzo zazdroszczę koleżankom i kolegom z kadry, że tak wielką imprezę mają u siebie. Będę na miejscu ze względu na to, że jestem w komisji zawodniczej IAAF (Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych). Ale z czystej ciekawości bym na te zawody pojechała, żeby zobaczyć, jak takie mistrzostwa będą w Polsce wyglądać.

Czuje pani, że dla naszych zawodników to coś wyjątkowego?

- Zdecydowanie. Wszyscy są spokojni, że organizacja będzie wzorowa i wiedzą, że oni też muszą podołać. Pierwsze dobre oceny już zbieramy, na razie właśnie za poziom, jaki zapewniamy gościom. W czwartek widziałam się z brazylijską ekipą, w której jest moja przyjaciółka Fabiana Murer. To była mistrzyni świata, nie widziałyśmy się rok, wreszcie się spotkałyśmy i mówiła, że po wizycie w hali nie ma żadnych zastrzeżeń. Dla niej i jej kolegów z ekipy wszystko wygląda bardzo fajnie.

Zaczęła pani temat skoku o tyczce - Murer w tym roku nie zachwyca (jej najlepszy wynik to 4,63), ale pewnie o medal powalczy?

- Ona na początku stycznia miała kontuzję kolana, weszła w starty nie do końca zdrowa, a cały luty poświęciła na mocniejszy trening. Mówiła mi, że czuje się dobrze i jest pełna nadziei. Stawka będzie bardzo wyrównana, każda z 12 zawodniczek może zdobyć medal, nawet złoto. Jednej faworytki nie ma. Oczywiście my wszyscy liczymy na Anię Rogowską, bo ma w tym roku najlepszy wynik na świecie [4,76 m]. Oby go jeszcze poprawiła i wygrała u siebie, przed swoją publicznością. Walka będzie zacięta, a dzięki temu dostaniemy bardzo ciekawe widowisko.

Życzy pani złota Rogowskiej czy Murer?

- To są trudne wybory. Nawet gdyby obie uzyskały ten sam wynik w tej samej próbie, to musiałyby o złoto walczyć w dogrywce. Bo srebrnych czy brązowych medali może być w jednym konkursie nawet kilka. Ale zwycięzcę trzeba wyłonić jednego. Powiem tak: byłabym najbardziej zadowolona, gdyby mistrzynią została albo Ania, albo Fabiana.

Rogowska jako jedyna z naszej kadry ma w swojej konkurencji najlepszy w tym roku wynik na świecie, ale u siebie chyba i inni mocno zaatakują? Tomasz Majewski specjalnie na te mistrzostwa szykował formę w sprawdzonym już Katarze.

- Dla nas ta impreza ma wielką rangę, wszyscy nasi zawodnicy poszukają tu swoich pięciu minut. Sukces osiągnięty u siebie zawsze jest mocno doceniany. Praktycznie wszystkie bilety na zawody są już sprzedane, telewizja będzie pokazywała imprezę w całości, jakby to były igrzyska. To wszystko dowodzi, jaką wartość będzie miał ewentualny sukces. Trzeba w siebie uwierzyć, ale trzeba też być mocnym mentalnie, bo taka otoczka jest stresująca. Człowiek zawsze sam na siebie nakłada presję, teraz kibice i dziennikarze dołożą swoje oczekiwania. Niektórzy na pewno będą musieli toczyć wojnę z nerwami.

Presję z zawodników próbuje chyba zdjąć prezes PZLA Jerzy Skucha. Wierzy pani, że od 37-osobowej, trzeciej pod względem liczebności kadry, szef oczekuje tylko jednego medalu?

- Mamy prawo oczekiwać, że polskich medali będzie zdecydowanie więcej. Oczywiście, patrząc tylko na wyniki, trzeba stwierdzić, że pewniaków do podium nie mamy. Mamy sporo medalowych szans, ale ten kto może zdobyć złoto, może też zająć piąte miejsce. Prezes prognozuje ostrożnie, ja liczę na trzy medale.

Kto ma je zdobyć?

- Nie chcę stresować kolegów, więc o pewniakach nie będę mówić. Ale szanse widzę w skoku o tyczce za sprawą Ani, liczę na dziewczyny skaczące wzwyż [Polskę reprezentować będą Kamila Lićwinko i Justyna Kasprzycka], bo ubóstwiam tę konkurencję, zwłaszcza w wydaniu damskim. To byłby dla mnie wymarzony medal, zwłaszcza że startuje też wielka Blanka Vlasić i świetnie mogłaby przy niej któraś z Polek błysnąć. Oczywiście stawiam też na Tomka Majewskiego, wydaje mi się, że szansę mają obaj nasi 800-metrowcy [Adam Kszczot i Marcin Lewandowski], do tego obie sztafety [4 x 400 m] i po cichu liczę, że niespodziankę sprawi Rafał Omelko. Obsada biegu na 400 m jest mocna, ale Rafał bardzo dobrze walczy, potrafi się przepychać. Jak będzie finał, to w finale może być coś więcej. Widzę, że on się fajnie rozwija, a medale z zaskoczenia zawsze bardzo cieszą.

Mówi pani o skoku wzwyż kobiet, a chyba jeszcze ciekawiej zapowiada się rywalizacja mężczyzn. Niestety, bez Polaków, za to z aż 10 zawodnikami, którzy w tym roku skoczyli już co najmniej 2,30 m i z jednym, który regularnie skacze ponad 2,40 m. Iwan Uchow pobije w Sopocie rekord świata Javiera Sotomayora z 1989 roku?

- Niedawno w Pradze Uchow skoczył 2,42, a to tylko centymetr poniżej rekordu. Rosjanin jest w świetnej dyspozycji, wszyscy mamy nadzieję, że będzie atakował rekord. Powiem więcej - pewnie uda mu się ten atak. To byłoby coś - nasze mistrzostwa byłyby wtedy wyjątkowe. Szkoda, że nie przyjedzie do nas Renaud Lavillenie, który złapał kontuzję w lutym, chwilę po pobiciu rekordu świata Siergieja Bubki. Ale świetnego tyczkarza na pewno godnie może zastąpić wspaniały skoczek wzwyż. A co do tyczki, to bardzo żałuję, że nie wystartuje Piotr Lisek. To młody [rocznik 1992] chłopak, który w tym sezonie jest czwarty na świecie [1 marca skoczył 5,77 m, o 1 cm wyżej niż w swojej najlepszej tegorocznej próbie Paweł Wojciechowski] , ale - jak to bywa w technicznych konkurencjach - najgorszy start w sezonie trafił mu się w mistrzostwach Polski i nie zakwalifikował się do kadry. Mam nadzieję, że Paweł Wojciechowski i Robert Sobera powalczą o podium. Szczególnie liczę na powrót Pawła.

Stracił dużo czasu przez kontuzje, po zdobyciu mistrzostwa świata w Daegu w 2011 roku wystąpił tylko na jednej wielkiej imprezie - igrzyskach olimpijskich w Londynie, ale w eliminacjach nie zaliczył żadnej wysokości. Dobry występ w polskich mistrzostwach pewnie dużo by mu dał.

- Na pewno bardzo by go podbudował. To by była fajna, ludzka historia. W ogóle mam nadzieję, że po świetnych dla Polaków igrzyskach w Soczi zostaniemy w duchu sukcesów przez ten weekend. Może ten nasz sport nie jest wcale aż tak słaby? Trzymajmy kciuki, to mogą być dla nas naprawdę dobre mistrzostwa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.