Do EuroBasketu 2025, którego Polska jest współgospodarzem i zorganizuje rozgrywki jednej z grup w Katowicach, pozostało nieco ponad osiem miesięcy. W poprzednich mistrzostwach Europy Biało-Czerwoni zajęli znakomite czwarte miejsce i teraz, na przełomie sierpnia i września, znów chcieliby być rewelacją turnieju. Realia polskiej koszykówki są jednak takie, że bez naturalizowanego Amerykanina ciężko o tym w ogóle marzyć.
Miniony rok, w którym reprezentacja wygrała tylko jedno z sześciu spotkań, pokazał, że Biało-Czerwonym wciąż bliżej europejskiego średniaka niż kontynentalnej czołówki. Dlatego, żeby znów powalczyć w fazie pucharowej EuroBasketu, potrzebne jest pospolite ruszenie i zaciąg z USA. Liderów kadry – Mateusza Ponitkę, Michała Sokołowskiego i Aleksandra Balcerowskiego – muszą wesprzeć nie tylko Jeremy Sochan z San Antonio Spurs i realnie myślący o drafcie do NBA Igor Milicić junior z Uniwersytetu Tennessee–Knoxville, ale także – a może nawet przede wszystkim - naturalizowany Amerykanin, dynamiczny łowca punktów, który indywidualnymi akcjami będzie potrafił pociągnąć zespół w ataku. Słowem, obwodowy lider grający na najwyższym europejskim poziomie.
Wśród polskich zawodników takich graczy po prostu nie ma, dlatego ostoją reprezentacji na obwodzie od lat jest A.J. Slaughter – obecnie już 37-letni strzelec Casademont Saragossa. Amerykanin z polskim paszportem gra w reprezentacji od 2015 roku i bez jego udziału nie byłoby ostatnich sukcesów: ósmego miejsca w mistrzostwach świata w 2019 roku oraz wspomnianej czwartej pozycji na EuroBaskecie 2022.
Slaughter wysyła jednak ostatnio sygnały, że jego czas w polskiej reprezentacji się kończy, a dyrektor sportowy Łukasz Koszarek i selekcjoner Igor Milicić też skłaniają się ku stwierdzeniu, że drużynie potrzeba młodszego gracza na fali wznoszącej. Obaj w przeszłości byli świetnymi rozgrywającymi i doskonale zdają sobie sprawę, gdzie są największe braki biało-czerwonej drużyny. Bezdyskusyjnym jest fakt, że Polska chce skorzystać z przepisów Międzynarodowej Federacji Koszykówki, która dopuszcza jednego naturalizowanego obcokrajowca dla każdej reprezentacji. Czy się to komuś podoba, czy nie, Amerykanie grający dla innych krajów to koszykarska codzienność na całym świecie, a ich pozyskiwanie przypomina transfery przeprowadzane przez kluby, choć jest oczywiście bardziej skomplikowane.
Kogo możemy zatem zobaczyć w polskiej koszulce na EuroBaskecie? Z informacji Sport.pl wynika, że najbardziej pożądani przez PZKosz są Jordan Loyd i Jerrick Harding. Obaj są na liście Milicicia, któremu w pozyskaniu gracza dla kadry pomagają Koszarek i mający szerokie kontakty Rafał Juć, skaut Denver Nuggets. Agenci obu graczy są w kontakcie z PZKosz i wyrazili zainteresowanie pomysłem, by Loyd i Harding grali dla Polski. Dla amerykańskich koszykarzy to sytuacja biznesowa – paszport Unii Europejskiej umożliwia łatwiejsze podpisywanie kontraktów w tutejszych ligach, a umowy z federacją często oznaczają pieniądze za grę.
Ani Loyd, ani Harding nie złożyli jeszcze wniosków o polskie obywatelstwo, bliższy ku temu jest ten pierwszy. Zresztą Koszarek prowadził rozmowy z Loydem już rok temu, ale wówczas Amerykanin wycofał się z ustaleń po tym, jak doznał kontuzji. Postawił na spokojne leczenie, rehabilitację i powrót do formy.
Teraz jego forma jest świetna. 31-letni zawodnik mierzący 193 cm wzrostu zaczynał sezon w Maccabi Tel Awiw, ale szybko wrócił do Francji i znów jest podstawowym graczem i czwartym strzelcem najlepszego w Eurolidze Monaco. Loyd zdobywa średnio po 10,5 punktu, notuje po 2,5 asysty, trafia 36 proc. trójek. W lidze francuskiej wszechstronny obwodowy gracz rzuca nawet więcej, bo po 15,5 punktu na mecz, a z dystansu ma rewelacyjne 53 proc. w ośmiu meczach.
- To gracz idealnie pasujący do koncepcji gry trenera Igora Milicicia, pasujący do drużyny – mówił nam rok temu Koszarek o koszykarzu, który przez sześć lat rozegrał już 143 mecze w Eurolidze, a w sezonie 2021/22 występował razem z Ponitką w Zenicie Sankt Petersburg. Kilka tygodni temu dyrektor reprezentacji rozmawiał po raz kolejny z agentem koszykarza, który był nawet w Warszawie, Loyd jest zainteresowany występami dla Polski.
Drugi z kandydatów do reprezentacji, 26-letni Harding, osiąga spektakularne wyniki w najlepszej w Europie lidze hiszpańskiej. Mierzący 185 cm wzrostu rozgrywający zdobywa średnio po 21,7 punktu na mecz dla Morabanku Andora i jest zdecydowanie najlepszym strzelcem rozgrywek. Dynamiczny, leworęczny strzelec w tym sezonie potrafił rzucić 36 punktów drużynie z Manresy oraz 30 przeciwko ekipie z Walencji. Harding trafia też bardzo dobre 38 proc. rzutów za trzy.
Ciekawostką, a równocześnie argumentem za tym, by przyciągnąć tego Amerykanina do reprezentacji Polski, jest fakt, że Hardinga reprezentuje ta sama agencja, co Sochana. W minionym roku Juć i Koszarek regularnie rozmawiali z przedstawicielami skrzydłowego Spurs, by ostatecznie z sukcesem zaprosić go do gry w reprezentacji. Ścieżki w agencji mając więc przetarte i to z pozytywnym skutkiem.
Czy Loyd lub Harding wzmocnią w lecie reprezentację Polski i wystąpią na EuroBaskecie? Do tego droga jeszcze daleka. Raz, że PZKosz musi ostatecznie przekonać któregoś z nich do projektu, skłonić do skompletowania dokumentów i złożenia wniosku o polski paszport. Dwa, że strony muszą dojść do porozumienia i podpisać umowę zobowiązującą zawodnika do gry w kadrze na określonych zasadach. A trzy, że potem wszystko zostaje w rękach urzędników, a ostatecznie prezydenta Andrzeja Dudy. Historia podobnych przypadków z ostatnich lat wskazuje, że realizacja takiego planu wcale nie musi iść sprawnie. I trudno powiedzieć, czy zaplanowane na maj wybory prezydenckie mogą wpłynąć na sytuację pozytywnie czy negatywnie.
W dyskusji o naturalizacji Amerykanina do reprezentacji byli lub są jeszcze dwaj obwodowi z NBA: Brandin Podziemski i Malcolm Brogdon. Pierwszy, który zdobywa po 8,0 punktu oraz 3,2 asysty dla Golden State Warriors, ze względu na polskie korzenie wydawał się najważniejszym kandydatem PZKosz - kilka miesięcy temu w USA odwiedzili go nawet Koszarek i Juć, którzy opowiadali mu o perspektywach gry w reprezentacji Polski. Dziś 21-letni rzucający jest już raczej na marginesie całego zamieszania – dotychczas nie podjął jednak konkretnych działań i trudno się ich spodziewać, skoro jest w orbicie zainteresowań selekcjonera reprezentacji USA.
Inaczej wygląda sytuacja 32-letniego Brogdona, który w trakcie dziewięciu sezonów rozegrał ponad 450 spotkań w NBA, zdobywał w nich średnio 15,4 punktu na mecz i bez wątpienia jest najlepszym koszykarzem rozpatrywanym w kontekście reprezentacji Polski. Żona gracza Washington Wizards ma polskie korzenie i uzyskała już polski paszport, a Amerykanin w maju 2024 roku złożył wniosek o obywatelstwo w jednym z konsulatów w USA.
Brogdon teoretycznie jest blisko reprezentacji, ale jednocześnie wciąż jasno nie zadeklarował, że chce grać w reprezentacji i nie ma pewności, że to zrobi. W poprzednim sezonie na przeszkodzie stanęły mu kontuzje, teraz utrudniających decyzję okoliczności jest więcej. Brogdon także obecne rozgrywki zaczął od kontuzji i opuszczenia kilkunastu spotkań, w lutym spodziewa się zmiany klubu w NBA, a z końcem rozgrywek wygasa jego kontrakt. A kiedy w grę wchodzą miliony – obecnie Brogdon zarabia w tym sezonie 22,5 mln dol. – może się okazać, że kariera klubowa będzie ważniejsza niż reprezentacyjne eksperymenty.