Kiedy pod koniec sierpnia Arka ogłaszała powrót Przemysława Żołnierewicza do Gdyni, klubowe media opublikowały specjalne wideo. Spacerujący po mieście koszykarz oddawał hołd miastu. – Jestem lokalnym patriotą – mówił Żołnierewicz, spacerując wzdłuż bulwarów.
Równo dwa miesiące później rozmawiamy w kawiarni przy gdyńskiej zatoce. W słoneczny, jesienny poranek widok zapiera dech. – No, to już chyba rozumiesz, co miałem na myśli – śmieje się gracz Arki.
28-letni reprezentant Polski urodził się w 12-tysięcznym Pasłęku, ale Gdynia jest jego domem i miejscem, w którym stał się koszykarzem. Wychował się w tutejszym GTK, a potem rósł już w barwach Asseco. W 2018 roku wyjechał na dwa sezony do Ostrowa Wlkp., ale wrócił do Gdyni. Na rok, bo znów wyjechał na dwa lata – tym razem do Zielonej Góry. W poprzednim sezonie notował średnio 15,6 punktu, 3,5 zbiórki oraz 4,5 asysty, miał najlepszy czas w karierze – nawet jeśli nie zdołał na swoich barkach wnieść drużyny do play-off. Sezon zakończył jednak ze statuetką dla gracza, który poczynił największy postęp w lidze. A do tego – a może przede wszystkim – z powołaniem do reprezentacji Polski pod wodzą Igora Milicicia.
Arka w tym czasie poszła w inną stronę – w zespole nie dziś ma ani jednego gracza amerykańskiego, klub stał się projektem, w którym – nawet kosztem wyników – rozwijać się mają największe polskie talenty.
To dlatego powrót Żołnierewicza, o którego licytowały się w lecie najlepsze polskie kluby, wzbudził sensację w środowisku. W rozmowie ze Sport.pl reprezentant Polski podkreśla jednak: – W klubie i zespole wiedzą, że dziś jestem, a jutro może mnie tu nie być.
Zawodnik między sezonami mógł przebierać w ofertach – konkretne propozycje złożył mu nowy mistrz, czyli King Szczecin, ale także chcący odbić tytuł Śląsk Wrocław. Dlaczego więc rozmawiamy w Gdyni?
– Na pewno żałuję kilku decyzji z lata i wiem, że popełniłem błędy. Ale miałbym do siebie żal, gdybym nie spróbował. Jeśli mi nie wyjdzie – trudno. Ale jako człowiek potrzebuję rozwoju – mówi Sport.pl Żołnierewicz, który latem myślał tylko o jednym – wyjeździe zagranicę.
Waleczny skrzydłowy miał w lecie dwie oferty z zagranicy. – Nie chciałem iść do drużyny, która była – nazwijmy to – byle jaka. Nie chcę grać w drużynie z dołu tabeli, byle nabijać sobie statystyki. Chcę być częścią czegoś większego – tłumaczy Żołnierewicz.
Propozycje z zagranicy odrzucił, na Kinga i Śląsk się nie zdecydował, ostatecznie został na lodzie. Wrócił do "swojej" Arki, która dała mu komfort: według naszych informacji Żołnierewicz ma wpisaną w kontrakt klauzulę, która pozwoli mu odejść, o ile zgłosi się po niego klub z zagranicy. To dlatego dziś żyje w Gdyni na walizkach, mimo że… jest u siebie.
– Jestem bardzo rodzinny. Dlatego rok w Trójmieście mnie cieszy. Choć jestem świadomy, że Gdynia musi być tylko przystankiem. Nie jestem jeszcze na tyle nasycony, by się nie rozwijać. A wiem, że pełen sezon w tym klubie i na tym poziomie nie przyniesie mi rozwoju. Myślę, że mój czas w Arce jest ograniczony – mówi.
Choć polscy koszykarze wyrobili sobie renomę na Eurobaskecie 2022 i podczas ostatnich prekwalifikacji olimpijskich, a świetną reklamę na Zachodzie robią im grający w Eurolidze Mateusz Ponitka czy Aleksander Balcerowski, to wyjechać nie jest łatwo. Michał Sokołowski – gracz, który rok temu na mistrzostwach Europy zasłynął tym, że zatrzymał Lukę Doncicia w ćwierćfinale ze Słowenią – przed laty także chciał się wyrwać z Polski. Było to uzasadnione – w 2020 r. po kolejnym świetnym sezonie czekał na oferty z Zachodu, ale… się nie doczekał. Zrobił więc krok w tył. Podpisał umowę z Legią, chcąc być blisko rodzinnego Pruszkowa, i czekał na rozwój wypadków. Po kilku tygodniach się doczekał – wyjechał do Włoch, potem grał także w Turcji, a dziś reprezentuje Napoli Basket. Wszedł na wyższy poziom, który uprawnia go do myślenia o miejscu w zespole z Euroligi.
– Analogicznie jest to podobna historia, ale wcale nie musi skończyć się podobnie. Dwie różne sytuacje, dwóch różnych zawodników – tłumaczy Żołnierewicz, który wciąż czeka, ale być może niedługo zdecyduje się na kontrakt w Polsce. Mimo że w umowie nie ma zapisów dotyczących negocjacji z klubami z Polski, o koszykarza mocno zabiega grający w Lidze Mistrzów King. – Nie zamykam się na polskie kluby, ważne, by rozwijać się w europejskich pucharach.
Pierwszym, który napisał o zainteresowaniu Żołnierewiczem ze strony Kinga, jest Kosma Zatorski, ekspert i komentator w Emocje.tv, a wcześniej – dyrektor sportowy Zastalu. – Pracowaliśmy razem w Zielonej Górze, widziałem, jak Żołnierewicz ciężko pracował, by wrócić po kontuzji. To człowiek, który twardo stąpa po ziemi i nie da się go nie lubić. A koszykarsko? Poprawił także grę bez piłki w ręce. Wcześniej imponował w szybkiej grze (transition), ale można było go odpuścić na trójce. Teraz stał się także solidnym strzelcem zza łuku i w Arce jest często wykorzystywany w akcjach catch and shoot [złap i rzuć - red.]. Takie zagrania stanowią coraz większy procent jego posiadań i według zaawansowanych statystyk jest w nich bardzo skuteczny. Jeśli Żołnierewicz trafi do trenera Arkadiusza Miłoszewskiego, to w Kingu będzie miał dużą rolę, a przede wszystkim możliwość sprawdzenia się w Champions League – mówi Sport.pl Zatorski.
– Cała otoczka sportu to moje hobby – mówi Sport.pl Żołnierewicz. – Czytam i uczę się o technikach oddechowych, zdrowym jedzeniu, sposobach na regenerację, o jakościowym śnie. To mój konik – tłumaczy koszykarz. – W lecie dzięki Arturowi Packowi odbyłem sesję z pracującym w NBA Robem Fodorem. Nagraliśmy cały trening rzutowy. Oglądałem go wielokrotnie, wypożyczyłem też na całe lato maszynę do podawania piłek, by pracować nad mechaniką rzutu – dodaje koszykarz Arki.
W zeszłym sezonie Żołnierewicz zdobywał średnio 15,6 punktu w każdym meczu, trafiając na znakomitej skuteczności – 50 proc. rzutów z gry i niemal 40 proc. w rzutach za trzy. Rok wcześniej – w sezonie skróconym przez kontuzję – zdobywał ledwie siedem punktów.
Jakościowy skok dostrzegł Milicić, który powołał "Żołnierza" na prekwalifikacje olimpijskie do Gliwic. 28-letni koszykarz dopisał się do elitarnego dziś grona reprezentacyjnego – kadra wygrała letni turniej, a Żołnierewicz w zespole Milicicia pokazał się z dobrej strony. – Zaczynałem zgrupowanie z ogromnym bólem po wyrwaniu dwóch ósemek. Byłem obolały, schudłem kilka kilogramów. Musiałem dojść do siebie i psychicznie, i fizycznie, ale pod koniec faktycznie wyglądało to już obiecująco – mówi zawodnik.
W tym sezonie zderzenie z rzeczywistością jest brutalne. Na początku sezonu Arka grzęźnie na dnie tabeli, w sześciu meczach wygrała ledwie raz. Żołnierewicz obniżył swoja statystyki – zdobywa niecałe 13 punktów, dokładając niemal sześć zbiórek i pięć asyst. Ale i jego rola jest inna. – W zespołach z dolnych rejonów tabeli często jest tak, że chce się wygrywać indywidualnościami. A ja mam tak, że im bardziej widzę taką grę, tym bardziej mam poczucie, że muszę dać sygnał do zespołowej gry, zadbać o chemię – mówi Żołnierewicz.
Dziś w Arce główne role odgrywa właśnie "Żołnierz", a obok niego Andrzej Pluta junior czy Adrian Bogucki, ale otoczeni są oni młodzieżą – regularnie grają 17-letni Jakub Szumert, 19-letni Maksymilian Wilczek czy 21-letni Kacper Gordon i Kacper Marchewka.
Jak długo wsparciem będzie dla nich Żołnierewicz? – Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Staram się żyć z dnia na dzień. A w zasadzie z treningu na trening – kończy Żołnierewicz, śmiejąc się, że nie wie, gdzie spotkamy się na kolejną kawę. Może już w Szczecinie? Ten potencjalny transfer byłby hitowym i dla klubu, i dla koszykarza. I z miejsca uczyniłby z Kinga faworyta do obrony mistrzowskiego trofeum.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!