Doncić nie wytrzymał, sędziowie też. Gwiazdor wyrzucony z parkietu, Kanada gra o złoto

Luka Doncić dźwigał na mistrzostwach świata Słowenię niczym Atlas, ale w ćwierćfinale z Kanadą puściły mu nerwy. Sędziowie wyrzucili go z parkietu, a lepsi okazali się rywale, zwyciężając 100:89.

To oznacza, że znamy już wszystkich półfinalistów koszykarskich mistrzostw świata. We wtorek do czwórki wskoczyli Serbowie oraz Amerykanie, a w środę grono zasilili najpierw Niemcy (po emocjonującym meczu z Łotwą 81:79), a po południu czasu polskiego Kanadyjczycy.

Zobacz wideo Milik: Jestem szczęśliwy w Juventusie. Zawsze chciałem grać w wielkim klubie

Przed meczem cała uwaga była skupiona na rywalizacji dwóch kandydatów do tytułu MVP turnieju – Luki Doncicia i Shaia Gilgeousa-Alexandra. Znają się doskonale, w zeszłym sezonie na parkietach NBA spotkali się dwukrotnie. A o tym, jak pasjonująca jest ich rywalizacja, niech świadczy fakt, że triple-double, które w jednym z tych spotkań uzyskał Doncic (31 punktów, 16 zbiórek, 10 asyst), to "najsłabszy" występ w tej wewnętrznej rywalizacji. I dający jasny obraz, na co stać tych wielkich graczy.

Shai kontra Luka, rywalizacja dwóch liderów

W Manili także wszystko zależy od nich – Doncić jest najlepszym strzelcem i Słowenii, i całego turnieju (26,4 punktu w każdym meczu), Gilgeous-Alexander zamyka piątkę najlepszych snajperów (23,8). Obaj są także w czołówce statystyki efektywności (tzw. efficiency) – Shai jest drugi, Luka piąty.

Tło obu graczy jest oczywiście solidne, liderzy mają swoich czeladników w postaci Klemena Prepelicia (w każdym meczu Słowenii zdobywa dwucyfrową liczbę punktów), czy Diliona Brooksa (trafił decydującą trójkę w wygranej Kanady z Hiszpanią), ale bez kurtuazji – w środę liczyli się Shai i Luka.

Widać to było od samego początku meczu ćwierćfinałowego. Niemal każda akcja Słowenii przechodziła przez ręce Doncicia, który najczęściej grał jeden na jednego z obrońcą, albo odrzucał piłkę na obwód. Do przerwy zdobył 17 punktów i rozdał trzy asysty. Shai? Rzucał równie chętnie, miał na koncie 15 punktów i dwie asysty.

Po dwóch kwartach było po 50 i w przerwie pozostawało pytanie, kto w drugiej połowie wykona ten jeden kroczek więcej – trafi jeden rzut więcej, wygarnie piłkę rywalowi, słowem: poszuka jednego detalu, który da awans do półfinału.

W trzeciej kwarty znów podziwialiśmy pojedynek liderów. W jej połowie Luka trafił trójkę z odejścia, a po chwili po drugiej stronie parkietu bliźniaczą akcją odpowiedział Shai. Ale z dyskretną różnicą – wówczas to jego drużyna prowadziła już 75:61.

A to dlatego, że Kanada w drugiej połowie, mimo pozornie powolnego tempa meczu, odjechała Słowenii. Ostatecznie wygrała tę część 30 do 21, ale gdyby nie rzuty Doncicia przewaga byłaby jeszcze większa.

"Luka Magic" niósł Słowenię na swych barkach niczym Atlas, ale pojedynku z Kanadą nie udźwignął. Sam był wymęczony ciągłą presją obrońcy, bo Brooks nękał go niemal bez przerwy. Był wściekły, sfrustrowany, machał rękoma, dyskutował z arbitrami.

I w końcu, przy stanie 77:92 w połowie czwartej kwarty, sędzia wyrzucił go z parkietu za symulowanie faulu. Doncić z marzeniami o tytule pożegnał się ironicznymi oklaskami w kierunku arbitra. Gracza, którego każdy ruch na parkiecie wywoływał okrzyk zachwytu z trybun, żegnały gwizdy, choć odbiorcą mógł być... sędzia.

Donciciowi puściły nerwy, Kanada ze złotem?

Co ciekawe, bez Doncicia Słowenia radziła sobie przyzwoicie, w pewnym momencie przewaga stopniała do jednocyfrowej, ale odrobić strat się nie udało. To ekipa Gilgeousa-Alexandra (łącznie 31 punktów) zagra o złoto.

Występ Kanady na mistrzostwach świata jest jedną z najbardziej pasjonujących historii turnieju. W oczach wielu ekspertów drużyna ma szansę być tą, która stawi czoła Stanom Zjednoczonym. Na mundialu kadrę  USA pokonała już Litwa, ale to Kanada może zgarnąć złoto w bezpośrednim meczu.

"Kanadyjczycy mają wystarczająco dużo umiejętności i talentu, by pokonać USA w bezpośrednim meczu" – pisało w trakcie turnieju "Sports Illustrated", a w Sport.pl Łukasz Cegliński, opisując fenomen koszykówki w Kanadzie, dodawał: "Świetnych zawodników z NBA w drużynie z Kanady jest jednak więcej, ich lider nazywany w skrócie SGA absolutnie nie jest osamotniony. A całą jego ekipę można nazwać Dziećmi Vince’a Cartera". Ta historia wciąż trwa. I może mieć ciąg dalszy nawet w samym finale.

Półfinały (najpierw USA – Niemcy, a potem Kanada – Serbia) odbędą się w piątek, wielki finał w niedzielę.

Więcej o: