Polscy koszykarze wygrali turniej prekwalifikacyjny do igrzysk z bilansem 5-0 - w Gliwicach pokonali kolejno Węgry, Bośnię i Hercegowinę, Portugalię, Estonię i ponowie, w finale, Bośnię. Awans oznacza, że w przyszłym roku reprezentacja Polski weźmie udział w kolejnym turnieju, którego stawką będzie miejsce na igrzyskach w Paryżu. Za występy w Gliwicach koszykarzy oceniliśmy w szkolnej skali 1-6, a pod uwagę braliśmy nie tylko poziom gry, ale też rolę w zespole i oczekiwania wobec nich wynikające z doświadczenia czy wieku.
Ocena: 5. Bardzo dobry i przede wszystkim równy turniej 22-letniego środkowego. Owszem, w pierwszym, grupowym meczu z Bośnią i Hercegowiną miał tylko 1/8 z gry i uciułał ledwie osiem punktów, ale i tak wykonał dobrą pracę w polu trzech sekund w obronie. Balcerowski w każdym spotkaniu mocno walczył o zbiórki, w fazie pucharowej zdobył 18 punktów Estonii w półfinale i 14 Bośni i Hercegowinie w finale. W tym drugim meczu wykonywał kluczowe akcje w czwartej kwarcie, gdy Polacy odrabiali straty i wychodzili na prowadzenie.
Balcerowski w drugim turnieju z rzędu udowadnia, że jest kluczowym zawodnikiem reprezentacji, jednym z liderów obok Mateusza Ponitki i Michała Sokołowskiego, z którymi świetnie rozumie się na boisku i poza nim. Dwójkowe akcje, w których wsadzał piłkę z powietrza po podaniach Ponitki lub sprytnie dogrywał do ścinającego pod kosz Sokołowskiego, są wizytówkami reprezentacji Polski.
Ocena: 2+. Nijaki turniej skrzydłowego, który już pod koniec sezonu ligowego kompletnie zatracił skuteczność i wciąż jej nie odzyskał. W pierwszym meczu nie zagrał w ogóle, w półfinale z Estonią wszedł na kilka sekund i szybko zdenerwował Igora Milicicia niepotrzebnym faulem. Garbacz próbował swoich firmowych rzutów za trzy punkty, ale na sześć prób trafił tylko raz – dobrze, że akurat w najważniejszym meczu z Bośnią, kiedy każdy punkt był na wagę złota. Za to mały plusik, ale za cały turniej ocena nie może być satysfakcjonująca.
Ocena: 2+. Naturalizowany Amerykanin miał dość marginalną rolę – wchodził na parkiet na kilka minut, by mógł odpocząć Balcerowski. W większości tych epizodów Groselle nie dawał drużynie zbyt wiele – ot, zbierał pojedyncze piłki, popełniał mocne faule, by nie dopuścić wysokich rywala do zdobywania punktów. Gdy w finale z Bośnią zdobył pięć punktów i zaliczył trzy zbiórki, miało się wrażenie, że rozgrywa życiowe spotkanie – kontrast wobec wcześniejszych "popisów" był aż tak duży. To był jednak słaby turniej Groselle'a – tym bardziej że od gracza naturalizowanego powinniśmy się spodziewać więcej.
Ocena: 3+. Solidny turniej 30-letniego zawodnika, choć pierwszopiątkowy rzucający grał w nim nierówno. Zaczął od 13 punktów z Węgrami, ale potem miał 1/5 z gry z Bośnią. Z tym rywalem, najsilniejszym w turnieju, Michalakowi grało się zresztą ciężko, bo w finale miał 1/4 i dostał od Milicicia tylko dziewięć minut. Ale generalnie sprawdzał się w roli rzucającego, który stara się w obronie, walczy na deskach i szuka pozycji, grając bez piłki – w meczach z Portugalią i Estonią miał po 2/3 w rzutach za trzy.
Ocena: 4+. Najmłodszy zawodnik drużyny spisał się obiecująco. Przede wszystkim grał bardzo pewnie, nie panikował, nie widać było po nim tremy. Wiedział, jakie są jego zadania i je realizował – walczył na deskach, w finale z Bośnią miał sześć zbiórek, w tym trzy ofensywne, a także nieźle rzucał z dystansu.
W całym turnieju miał 4/10 za trzy, był piąty w drużynie pod względem wskaźnika efektywności gry, błysnął z Portugalią, gdy zdobył 13 punktów. Sporo o jego dyspozycji mówi finał – Milicić dostał aż 16 minut, do dwóch punktów dodał wspomniane sześć zbiórek, dwie asysty i przechwyt. Mierzący 207 cm wzrostu wszechstronny skrzydłowy może być przyszłością kadry, której selekcjonerem jest jego ojciec, także Igor Milicić.
Ocena: brak. Spędził na parkiecie 14 minut przeciwko najsłabszym rywalom – Węgrom i Portugalii. Nie ma za co go oceniać, ostatni zawodnik w rotacji.
Ocena: 5. Objawienie turnieju! 23-letni rozgrywający skorzystał na nieobecnościach Łukasza Kolendy i Andrzeja Mazurczaka i świetnie spożytkował swoją szansę. Pierwszy mecz z Węgrami mu nie wyszedł, ale potem było coraz lepiej: osiem punktów i cztery asysty z Bośnią, 13 i osiem z Portugalią, 16 i siedem z Estonią. W tym ostatnim meczu Pluta miał 6/6 z gry, pokazał kilka efektownych akcji i ogromną swobodę w grze.
W finale też miał ważną rolę – zaczął 0/8 z gry, ale nie pękał, w końcu zaczął trafiać, w sumie zdobył osiem punktów, miał pięć zbiórek i cztery asysty. Pluta odciążał od rozgrywania Mateusza Ponitkę, dobrze regulował tempo, organizował atak, znajdował kolegów w trudnych sytuacjach, kreował sobie różne pozycje do rzutu. I co ważne – w 95 minut zaliczył zaledwie pięć strat.
Ocena: 5-. Bardzo dobry turniej kapitana, który tak jak na EuroBaskecie, pomagał drużynie w każdym elemencie – zdobywał punkty w ważnych momentach, twardo walczył na deskach, rozdawał mądre i efektowne asysty. Najlepszy mecz rozegrał w pierwszym spotkaniu z Bośnią, gdy miał 22 punkty, dziewięć zbiórek i siedem asyst.
Skąd zatem ten minus? Ze względu na skuteczność – z gry w całym turnieju (17/51, słabe 33 proc.) oraz z wolnych w finale z Bośnią (7/14, kilka pudeł w czwartej kwarcie). Ale ten brak skuteczności często wynikał z ogromu pracy i zmęczenia, które odczuwał Ponitka. Jako rozgrywający był często naciskany przez rywali, był pod ciągłą presją. Ale jednocześnie sam wywierał pozytywną presję na kolegów, zagrzewał ich do walki, był przykładem. Miał najwyższy wskaźnik +/- w zespole: średnio +9,0. Kapitan przez duże "K".
Ocena: 5+. Najlepszy zawodnik nie tylko reprezentacji Polski, ale i całego turnieju. Najlepszy strzelec zwycięzców, koszykarz, który spędził na boisku najwięcej minut w zespole – średnio po 31,8 w meczu. I jakie to były minuty! "Sokół" tradycyjnie harował po obu stronach boiska – punktował, podrywał zespół, zbierał piłki, wyprowadzał kontry, podkręcał tempo. W finale zdobył 16 punktów, miał 7/11 z gry i tylko jedną stratę w 36 minut.
No i znakomicie grał w obronie. To on w dużej mierze odpowiadał za pilnowanie Bośniaka Dżanana Musy, pierwszopiątkowego gracza Realu Madryt, zwycięzcy Euroligi – w dwóch meczach z Polską ten świetny gracz zdobył w sumie tylko 23 punkty, miał słabe 8/24 z gry, w finale ani razu nie stawał na linii rzutów wolnych. To także zasługa Sokołowskiego, który jest też dobrym duchem zespołu, wspiera kolegów, podkręca publiczność. Skarb reprezentacji.
Ocena: 3. Właściwie kopia Groselle’a, jeśli chodzi o wymiar gry i zadania na boisku, ale oceniamy go nieco wyżej, bo też mniej się po nim spodziewaliśmy. Witliński debiutował w kadrze w meczach o punkty, zrobił swoje. Zdobył po cztery punkty w meczach z Węgrami i Estonią, nie popełnił w całym turnieju żadnej straty, spędzając na boisku 26 minut.
Ocena: 4. Dobry turniej "Zyzia", który grał na solidnym poziomie. W kilku meczach pociągnął zespół, zdobywając punkty w trudnych momentach, szczególnie dobrze wypadł w pierwszym spotkaniu z Bośnią, w którym zdobył 13 punktów przy skuteczności 3/5 za trzy. Doświadczony gracz był pewnym uzupełnieniem liderów, choć w roli wysokiego skrzydłowego mógłby mieć trochę więcej zbiórek – w całym turnieju zaliczył ich tylko sześć, choć aż pięć w ataku.
Ocena: 4. Rozkręcał się z meczu na mecz i błysnął szczególnie w finale, w którym zdobył 10 punktów, trafiając w najróżniejszych sytuacjach. Żołnierewicz dużo dawał także w obronie, wykorzystując sprawność i siłę fizyczną – dawał sobie radę z wyższymi graczami po zmianie krycia. W trzech ostatnich meczach miał 3/5 za trzy – stylem gry przypominał trochę Sokołowskiego, zachowując oczywiście wszystkie proporcje.