Oto skarb reprezentacji Polski. Otarł się o perfekcję. "Jak Stephen Curry"

Łukasz Cegliński
Za trzy trafiał jak Stephen Curry, w obronie harował jak zwykle - jak Michał Sokołowski. 30-letni skrzydłowy był bohaterem zwycięskiego meczu koszykarzy z Bośnią i Hercegowiną i po raz kolejny przypomniał, że jest liderem reprezentacji.

- On jest świetnym zawodnikiem, pociągnął zespół, trafiał niesamowite rzuty, wyszedł energetycznie świetnie przygotowany. I za to go kochamy – tak kapitan Mateusz Ponitka podsumował występ Michała Sokołowskiego w wygranym 85:76 meczu z Bośnią i Hercegowiną. A szczególnie w pierwszej połowie, w której "Sokół" zagrał znakomicie – zdobył 19 punktów, miał trzy zbiórki, trzy asysty, przechwyt, ale ani jednej straty i żadnego faulu w 17 minut. 30-letni skrzydłowy był bliski koszykarskiej perfekcji.

Zobacz wideo Marta Linkiewicz zmieniła się nie do poznania. "Byłam na dnie" [Reportaż]

No i te pięć trójek! Na 3:0, 14:12, 18:12, 43:36 i 46:36. Sokołowski pierwszą połowę zaczął, Sokołowski pierwszą połowę skończył - momentami był jak Stephen Curry, znajdował pozycję, łapał piłkę i bez zastanowienia oddawał rzut. Jego dwie trójki z rzędu z narożników dały impuls do zrywu 10:1 w końcówce drugiej kwarty, ale mało tego - w ostatniej sekundzie tej części "Sokół" dopadł do odbitej od kosza piłki i przytomnie dostrzegł pod obręczą Ponitkę. Zaliczył asystę, a potem biegł z zaciśniętą pięścią i radosnym okrzykiem wzdłuż linii bocznej. To był Sokołowski, jakiego kochamy.

Pierwsza połowa w jego wykonaniu była wybitna, 19 punktów w 20 minut to wynik, który w reprezentacji Polski zdarza się szalenie rzadko. W całym meczu z Bośnią i Hercegowiną "Sokół" zdobył 22 punkty, miał siedem zbiórek i pięć asyst, po dwóch kolejkach turnieju prekwalifikacyjnego do igrzysk jest najlepszym strzelcem Polaków ze średnią 20 punktów. Biało-Czerwoni są bardzo bliscy awansu do półfinału turnieju, jeśli w środę pokonają – lub nie przegrają wyżej niż ośmioma punktami – Portugalię, zrobią to z pierwszego miejsca i trafią na drugi zespół grupy grającej w Tallinie (prawdopodobnie Czechy).

Wracając do Sokołowskiego - skrzydłowy z Pruszkowa, który niedawno zagrał w reprezentacji po raz 100. i po Ponitce ma największy staż w kadrze, od lat jest cichym liderem zespołu. Cichym, bo jednak od czasu udanych mistrzostw świata w Chinach w 2019 roku zdecydowanie więcej mówi się o Ponitce, a największe postępy robi 22-letni Aleksander Balcerowski, ale bez "Sokoła" – ani rusz.

Przykłady można mnożyć – na inaugurację wspomnianych MŚ to Sokołowski zdobył najwięcej, 16 punktów w wygranym meczu z Wenezuelą. Na zeszłorocznym EuroBaskecie to on zdobył 24 punkty i poprowadził zespół do zwycięstwa w niespodziewanie trudnym meczu z Holandią. Zresztą za całe mistrzostwa Europy, w których Polacy zajęli świetne czwarte miejsce, oceniliśmy go w Sport.pl tak samo, jak znakomitego Ponitkę – na 5+. "Sokołowski podrywał zespół, gdy nie szło, gdy gorszy moment miał Ponitka, zarażał pasją, dyskutował z sędziami, debatował Miliciciem o tym, co poprawić. Wiedzieliśmy, że to uniwersalny, skuteczny i waleczny zawodnik, a on i tak nas zaskoczył" – pisaliśmy oceniając Polaków.

Ta uniwersalność i waleczność dotyczy także – a przez długie lata dotyczyła przede wszystkim – defensywy. Sokołowski to najlepiej broniący polski koszykarz, którzy przy wzroście 196 cm może pilnować i graczy niższych, i wyższych. Jego atutami są nie tylko szybkie nogi, długie ręce i umięśniony tors – w obronie trzeba walczyć, ale też myśleć, a Sokołowski ma niewątpliwie i talent, i doświadczenie, by przewidywać ruchy przeciwników.

Na EuroBaskecie udało mu się ograniczyć gwiazdę światowej koszykówki Lukę Doncicia – Słoweniec, którzy w trzech poprzednich meczach tamtego turnieju zdobywał średnio 39,3 punktu, przeciwko Polsce zatrzymał się na 14. Miał tylko 5/15 z gry, a do tego aż sześć strat. - Mogę powiedzieć, że wiem, jak go ograniczyć, bo nie da się go zastopować w stu procentach. Nie wiem, czy teraz miał słabszy dzień, czy to też trochę moja zasługa - mówił skromnie Sokołowski.

W poniedziałek w Gliwicach 30-letni skrzydłowy zatrzymał z kolei podstawowego gracza Realu Madryt Dżanana Musę. Nieco wyższy, mierzący 202 cm wzrostu, wszechstronny bośniacki obwodowy, który w minionym sezonie wygrał Euroligę, przeciwko Polsce zdobył 13 punktów i miał sześć asyst, ale oddał tylko dziewięć rzutów z gry. I w dużej mierze to znów była zasługa Sokołowskiego, który w reprezentacji koszykarzy jest niczym skarb.

- Wygraliśmy i mamy bilans 2-0. Dużo było dobrych momentów w meczu z Bośnią i Hercegowiną, momentów, w których potrafiliśmy się podnieść po mocniejszym nacisku ze strony rywali - komentował mecz jego bohater. - Dobrze dzieliliśmy się piłką, wszyscy zostawili serce na parkiecie. W porównaniu do inauguracyjnego spotkania [83:81 z Węgrami - red.] walczyliśmy o każdą zbiórkę pod bronionym koszem. Dobrze korzystaliśmy z fauli, przerywając grę rywalom. Przy tym krok po kroku popełnialiśmy mniej błędów niż we wcześniejszych meczach.

- My nadal nic nie osiągnęliśmy - zaznaczył jednak Sokołowski. - Dalej mamy trzy mecze do wygrania - zwycięstwa nad Węgrami oraz Bośnią i Hercegowiną niczego nam nie gwarantują. Teraz skupiamy się na środowym meczu z Portugalią.

Zwycięzca prekwalilfikacyjnego turnieju w Gliwicach wywalczy prawo gry we właściwych, przyszłorocznych kwalifikacjach do igrzysk w Paryżu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.