Ponitka kapitanem, liderem i gwiazdą. Ale nie tylko jego oceniamy na pięć z plusem

Dwóch naszych koszykarzy zagrało na EuroBaskecie na piątkę z plusem, bo choć ceniliśmy ich bardzo już przed turniejem, to oni i tak dali z siebie więcej i pozytywnie nas zaskoczyli. Koszykarzy czwartej reprezentacji Europy ocenili po turnieju Piotr Wesołowicz i Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

Koszykarzy reprezentacji oceniliśmy w szkolnej skali 1-6. Kolejność - według liczby zdobywanych punktów:

Mateusz Ponitka – 5+. (9 meczów; 13,4 punktu; 5,3 zbiórki; 5,7 asysty)

Najlepszy strzelec, najlepszy zbierający, najlepszy podający zespołu. Kapitan, lider, gwiazda. Czuliśmy rozczarowanie, gdy przy wyborze najlepszej piątki turnieju oraz MVP EuroBasketu nie usłyszeliśmy nazwiska naszego kapitana, choć prawdę mówiąc słabszymi występami w strefie medalowej z Francją i Niemcami (w sumie 6/17 z gry, trzy zbiórki, trzy asysty i aż siedem strat), Ponitka odebrał argumenty tym, którzy najlepszych wybierali. W skali reprezentacji Polski był jednak najlepszy. 

Zobacz wideo Robert Lewandowski czy Sadio Mane? Ale różnica. Zero wątpliwości

Patrząc na jego świetne występy ze zwycięskim meczem przeciwko Słowenii na czele (26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst to potężne triple-double), warto pamiętać, że poprzedzający mistrzostwa sezon Ponitka miał urwany. Sam przyznał się, że jeszcze kilka miesięcy temu był "w ciemnym miejscu", że bolało go, iż kibice żądają, by po występach w barwach rosyjskiego Zenita zrzekł się kapitańskiej opaski w kadrze.

Na drugim ramieniu ciężar był mniej metafizyczny, niemal dosłowny. Ponitka był – po prostu – motorem napędowym drużyny Igora Milicicia, kimś bez kogo nie można wyobrazić sobie, że w ogóle wychodzimy z grupy, o półfinale nawet nie śniąc. Był rozgrywającym, egzekutorem, dobrze też bronił.

No i rzucał - 26 punktów w wygranym meczu z Czechami, 22 z Ukrainą i 26 ze Słowenią. Trzy kluczowe mecze: otwarcia, o ćwierćfinał, o strefę medalową. Do ideału zabrakło wybitnego występu w ostatnich dwóch meczach. Ponitka – jak cały polski zespół – na finiszu turnieju był ekstremalnie zmęczony i zadaniu nie podołał. Ale to nie zarzut – podpisujemy się pod tym, co mówił sam koszykarz tuż po meczu z Niemcami – że za nic w świecie nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia.

A.J. Slaughter – 4+. (9 meczów; 13,2 punktu; 3,8 asysty, 37 proc. za trzy)

Drugi strzelec zespołu, który w kilku ważnych meczach - z Czechami, Izraelem i Ukrainą - grał tak, jakby był wschodzącą gwiazdą, a nie graczem, któremu niebezpiecznie blisko do końca reprezentacyjnej kariery. Nadprogramowo wywiązywał się z roli, o której sam mówił: – Gdy drużynie nie idzie, koledzy mnie szukają, a ja mam za zadanie trafiać trudne rzuty. I kocham tę robotę – przekonywał jeszcze w trakcie rozgrywek w Pradze.

No ale właśnie: nie wywiązywał się z tej roli regularnie. Ze Slaughtera mieliśmy mniej pożytku, gdy przychodziło mu grać dzień po dniu – po 23 punktach i gwiazdorskich popisach z Czechami przyszły bezbarwne cztery z Finlandią, po kapitalnym występie z Izraelem (24) przyszły dwa słabiutkie - z Holandią i Serbią (łącznie dziewięć punktów). Z drugiej strony - nawet jak nie dawał czegoś ekstra, to odpowiedzialnie dbał o piłkę. W dziewięciu meczach zagrał 244 minuty, a popełnił tylko 10 strat. Wciąż wnosił jakość.

Gdy dziennikarze po meczu z Francją dopytywali, czy to koniec reprezentacyjnej kariery 35-letniego gracza, dyskusję uciął Igor Milicić. – Bardzo proszę, by nie wysyłać A.J.-a na emeryturę, jeśli on sam tego nie zrobi – prosił z uśmiechem.

Michał Sokołowski – 5+. (9 meczów; 12,2 punktu; 4,3 zbiórki; 2,2 asysty)

W najśmielszych snach nie przypuszczaliśmy, że przed półfinałem EuroBasketu francuscy dziennikarze będą z obawą pytać o Michała Sokołowskiego. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro kilkadziesiąt godzin wcześniej "Sokół" ograniczył, a może nawet zatrzymał Lukę Doncicia, a kilka dni wcześniej podobnie potraktował Swiatosława Mychajluka z Ukrainy. Brzmi jak sen?

"Sokół" po EuroBaskecie spokojnie mógłby zmienić ksywkę na "The Glove", jak nazywano w NBA Gary’ego Paytona, jednego z najwybitniejszych defensorów. Polak był w taktyce Milicicia plastrem na gwiazdy rywali, uporczywym i nieustępliwym przeszkadzaczem.

Świetny bywał także w ataku, był bohaterem meczu z Holandią. Gdy większość liderów była wymęczona poprzednim meczem, on zdobył 24 punkty i - jak mówił Milicić - wprost nie chciał zejść z parkietu. W meczu z Niemcami, gdy w pierwszej połowie nie szło nam kompletnie, wdusił osiem punktów. W jego stylu – pchając się pod kosz, wygrywając walkę fizyczną, trafiając z odchylenia. W sumie w starciu o trzecie miejsce rzucił 18 punktów.

Sokołowski podrywał zespół, gdy nie szło, gdy gorszy moment miał Ponitka, zarażał pasją, dyskutował z sędziami, debatował Miliciciem o tym, co poprawić. Wiedzieliśmy, że to uniwersalny, skuteczny i waleczny zawodnik, a on i tak nas zaskoczył.

Zapamiętamy też obrazek, gdy "Sokół" fetował celną trójkę Ponitki w meczu ze Słowenią. Piłka jeszcze nie wpadła do kosza, a Sokołowski już zacisnął pięść w geście triumfu. Aż przechodzą ciarki!

Aleksander Balcerowski – 4+. (9 meczów; 10,3 punktu; 3,9 zbiórki; 2,1 asysty)

– W trakcie turnieju moi młodzi koszykarze zamieniają się w mężczyzn – mówił selekcjoner, a na myśli miał Aleksandra – już nie Olka – Balcerowskiego, który zamaszystym niczym jego bloki gestem dopisał się do czołówki grających na EuroBaskecie środkowych.

Czy była to taktyka, czy spontaniczne boiskowe decyzje, faktem jest, że niemal w każdym spotkaniu to on był egzekutorem pierwszych akcji. I przyzwyczaił nas, że kończy je punktami, często po mocnym wsadzie.

Ale, jak przystało na nowoczesnego środkowego, 21-letni Balcerowski odnajdywał się też daleko od kosza, trafiając za trzy (szalona trójka z Izraelem), ale także inteligentnie podając do ścinających pod kosz Ponitki, Sokołowskiego czy Michała Michalaka - w meczach z Czechami i Holandią miał po cztery asysty.

Na wyróżnienie zasługuje jego momentami wojownicza postawa – o swoje bił się łokciami, nie bał się wejść w ostrą dyskusję z sędziami, a gdy w meczu ze Słowenią  spadł za pięć fauli, wybuchł taką sportową złością, że nie tylko nie byliśmy rozczarowani, ale wręcz nam zaimponował.

Był skuteczny, grał wszechstronnie, był filarem zespołu. I jeśli przed turniejem mieliśmy obawy o to, czy Balcerowski może grać przeciwko najlepszym na tak wysokim poziomie, to dziś już wiemy - może. Dobrze kończy akcje w polu trzech sekund, mądrze reaguje w obronie - wnikliwy obserwator na pewno zauważył twardą i skuteczną defensywę w kilku akcjach przeciwko Rudy'emu Gobertowi, gdy wynik z Francją nie był jeszcze przesądzony.

Jedyne, do czego można się przyczepić przy jego nazwisku, to niewielka liczba zbiórek. Mając 219 cm wzrostu Balcerowski nie jest jeszcze dominatorem na tablicach, średnio zgarniał cztery piłki w meczu. Ale postawą, dobrym zastawieniem centra rywali, pracuje też na zbiórki kolegów z zespołu.

Michał Michalak – 3+. (9 meczów; 6,0 punktu; 2,8 zbiórki, 62 proc. z wolnych)

W trakcie EuroBasketu objawiło się jego nowe oblicze – już nie tylko strzelca, ale też solidnego obrońcy, zmiennika, który nie pękał, gdy Milicić rzucał go na trudny odcinek i kazał spowalniać atak i naciskać na rozgrywających rywali.

Za zaciekłość w defensywie i waleczność należą mu się pochwały. Podobnie, jak za mecz z Serbią, gdy w końcówce - choć wynik był rozstrzygnięty - odpalił: w sumie zdobył 17 punktów (3/4 za trzy) i przypomniał, że jest przede wszystkim strzelcem. Spory minus jednak za wyszczególnioną wyżej statystykę - 62 proc. z wolnych? To strzelcowi nie przystoi...

Ale generalnie Michalak, który do kadry wrócił tuż przed turniejem, po długiej się kontuzji, udowodnił, że na miejsce w kadrze zasługuje.

Aaron Cel – 4. (9 meczów, 5,0 punktu; 3,1 zbiórki; 1,6 asysty)

Dowołany awaryjnie, niemal w ostatniej chwili, z początku miał łatać dziury, a szybko stało się jasne, że będzie graczem pierwszopiątkowym. Liderami byli Ponitka, Slaughter i Sokołowski, ale Cel obok Balcerowskiego był ważnym podkoszowym.

Nawet jeśli statystyki nie olśniewają, a jego wpływ na wydarzenia na boisku nie zawsze rzucał się w oczy - dla Milicicia doświadczenie Cela było nieocenione. 35-letni koszykarz w trudnych momentach trafiał ważne rzuty, imponował dobrymi zachowaniami w obronie, panował nad tym, co się dzieje, podejmował odpowiednie decyzje, dzielił się spokojem.

Zresztą nie tylko na boisku – do drużyny, którą przed turniejem targało mnóstwo problemów, wprowadzał uśmiech, dystans, ukojenie skołatanych nerwów. Ten niewidoczny, ale jakże ważny element osobowości Cela też uwzględniamy w ocenie.

Najlepszy występ zanotował w starciu z Izraelem, gdy zdobył 13 punktów, a my pisaliśmy – po świetnym występie Cela i Slaughtera – że nasi weterani się zradykalizowali. Obrazek meczu? Gdy Cel wybronił akcję trzech na jednego, przechwycił piłkę i dał jeszcze radę wyprowadzić piłkę!

Jakub Garbacz – 3+. (9 meczów; 4,8 punktu; 1,2 zbiórki; 48 proc. za trzy)

– Czy to twój najlepszy mecz w turnieju? – pytali dziennikarze po meczu z Holandią, w którym zdobył 10 punktów, trafiając ważne trójki i dając drużynie impuls w drodze do kluczowego w fazie grupowej zwycięstwa. – Najlepsze dopiero przede mną – odpowiadał koszykarz.

Okazało się jednak, że to był najjaśniejszy występ Garbacza z EuroBasketu – w żadnym ze spotkań nie brał na siebie tyle odpowiedzialności, w żadnym meczu tak dużym zaufaniem nie obdarował go Milicić, w żadnym kolejnym Garbacz tak bardzo nie odwdzięczył się za zaufanie.

To samo moglibyśmy napisać o meczu z Niemcami, ale ten zakończył się porażką. To jednak dzięki trójkom Garbacza (4/4, 12 punktów) utrzymywaliśmy się przy życiu w trzeciej i czwartej kwarcie, a sen o brązowym medalu na nowo nabrał wyrazistości. Milicić dostrzegł to, że Garbacz jest w gazie, kolejne akcje miały być wykreowane dla niego. Ale Niemcy się połapali, odcinali go od piłki, wyszły nici, a Garbacz wrócił na ławkę.

Trzymamy go jednak za słowo i liczymy, że najpiękniejsze w kadrze mecze są dopiero przed nim.

Jarosław Zyskowski – 3. (9 meczów; 4,3 punktu; 1,7 zbiórki, 27 proc. z gry)

To nie był jego turniej i sam zawodnik zdawał sobie z tego sprawę, mówiąc w rozmowie z serwisem SuperBasket: – Nie dziwię się, moja rola bywała różna, bo jak się nie trafia, to trudno oddawać jeszcze więcej rzutów. Moja forma była rwana. Jak moje rzuty – tłumaczył Zyskowski po awansie do półfinału.

Do ćwierćfinału uciułał 16 punktów, nie trafił żadnej z pięciu prób za trzy punkty, a to przecież – mimo osobliwej techniki – jego główny boiskowy atut. "Zyzio" grał bojaźliwie, po minięciu rywala zwalniał, zamiast atakować, szukał podania, zamiast rzucać. W całym turnieju miał tylko 27 proc. skuteczności z gry.

Ocenę wyciągamy jednak na trójkę za przełom w meczu ze Słowenią, gdy był jednym z bohaterów. W końcu trafiał za trzy (3/5), w końcu uzbierał 14 punktów. Chwała, że przełamał się w historycznym dla polskiego kosza momencie. I to będziemy mu pamiętać.

Aleksander Dziewa – 3+. (9 meczów; 3,4 punktu; 3,0 zbiórki, 37 proc. z gry)

Na turniej jechał jako mistrz Polski ze Śląskiem i najlepszy polski gracz Energa Basket Ligi, ale równocześnie zawodnik, który w reprezentacji był dotychczas zupełnie niewidoczny. Przed EuroBasketem Milicić twierdził, że Dziewa bardzo się w kadrze przydaje, nawet jeśli tego na pierwszy rzut oka nie widać, ale w kilku pierwszych meczach turnieju jego wkład w grę był niewidoczny i na pierwszy, i na drugi i trzeci rzut oka, dlatego trener w końcu posadził go na ławce, a do pierwszej piątki wytypował Cela.

Duży plus dla Dziewy, że w tej sytuacji – z gracza pierwszopiątkowego stał się zadaniowcem – potrafił się odnaleźć. W meczu z Ukrainą, gdy za faule zleciał Balcerowski, Dziewa wytrzymał w nerwowej końcówce. Przeciwko Słowenii miał +23, najlepszy wskaźnik w całym zespole, dał dobrą zmianę w trudnej czwartej kwarcie. I, generalnie, w fazie pucharowej spisywał się solidnie. W końcu był widoczny, ale na tym poziomie musi poprawić wykończenie akcji - 27 proc. z gry? Bardzo mało.

Łukasz Kolenda – 3-. (6 meczów; 2,8 punktu; 0,7 asysty; 16 proc. za trzy)

Dał dobrą zmianę w meczu o trzecie miejsce z Niemcami. Był pewny przy rozegraniu akcji, dobrze bronił. Dostał też swoje minuty w meczu z Serbią, gdy wynik był już rozstrzygnięty, zdobył wtedy niezłe 10 punktów.

Minus przy trójce stawiamy za to, że można było oczekiwać od niego więcej. Sam Milicić budował jego pewność siebie, mówiąc, iż Kolenda w końcu zaczął panować nad sytuacją na boisku, a to nie wydarzenia na parkiecie panują nad nim.

Ale stać go zdecydowanie na więcej, a na EuroBaskecie nie wygrał rywalizacji z Jakubem Schenkiem o miano pierwszego zmiennika dla "jedynki".

Jakub Schenk – 3. (7 meczów; 1,7 punktu; 1,1 asysty)

Miał być zmiennikiem dla naszych rozgrywających, dając odpocząć Ponitce i Slaughterowi choć na kilka minut. I z tej niewielkiej roli się wywiązał. Sam wyjazd na EuroBasket jest dla niego sukcesem – wszak ruszył na turniej już jako gracz francuskiej trzeciej ligi.

Ale będzie miał miłe wspomnienia. Poza oczywistymi, czyli byciem częścią czwartej drużyny Europy, zagrał dwie akcje, które zapadają w pamięci – w meczu otwarcia z Czechami nie przestraszył się potężnego Jana Vesely’ego i poszedł po akcję dwa plus jeden, a w meczu z Ukrainą trafił po szalonym dryblingu.

Dominik Olejniczak – 2. (7 meczów; 1,4 punktu; 1,4 zbiórki)

Miał być twardym zmiennikiem Balcerowskiego, a w pewnym momencie całkiem wypadł z rotacji. Jeszcze w meczu z Serbią, który był zacięty dosłownie kilka chwil, dostał swoją szansę, 17 minut, a potem do końca turnieju uciułał osiem. I właściwie ciężko cokolwiek o jego grze napisać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.