Po awansie były łzy. "Myślałem, że się do niczego nie nadaję". Balcerowski jest wielki

Piotr Wesołowicz
- Kilka miesięcy temu myślałem, że do niczego się nie nadaję - zwierzał się po meczu ze Słowenią Aleksander Balcerowski. Trudny czas go zahartował, dziś 21-letni Polak jest już wśród najlepszych środkowych Europy. W półfinale EuroBasketu jego rywalem będzie ten najlepszy, Rudy Gobert, ale Balcerowski już udowodnił, że nie boi się nikogo. Jego należy się bać.

To był najbardziej wzruszający moment środowego wieczoru w Berlinie. Na parkiecie panował kocioł – zegar wskazywał koniec meczu, Słoweńcy, którzy przegrywali 87:90, wykłócali się o nieodgwizdany ich zdaniem faul przy rzucie rozpaczy Klemena Prepelicia, a Polacy już świętowali, wpadali sobie w ramiona, byli w ekstazie.

Zobacz wideo Lewandowski i Salihamidzić pod szatnią. Wyjątkowe ujęcia

A na środku parkietu stał on – dryblas o dziecięcej twarzy, którą wówczas schował w dłoniach. Aleksander Balcerowski płakał – ze szczęścia, ze zmęczenia, z radości, z ekscytacji. Ilu kibiców płakało wtedy razem z nim?

Dla 21-letniego Balcerowskiego to był ekstremalnie trudny mecz – jego rywalem był naturalizowany Amerykanin Mike Tobey, dziś gracz Barcelony. Ale polski dryblas od początku turnieju udowadnia, że niestraszny mu żaden rywal, choćby z najwyższej półki – w ćwierćfinale ze Słowenią znów był ostoją pod koszem, ale nie tylko, bo trafił też ważną trójkę, gdy w pierwszej połowie budowaliśmy przewagę. Zdobył 11 punktów, dołożył cztery zbiórki i były momenty, kiedy Słoweńcy się od niego po prostu odbijali.

Balcerowski był wściekły. "Zrobiłem to w natłoku emocji"

Ale to nie był krystaliczny występ Balcerowskiego. Polski center zaliczył też pięć fauli, ostatni z nich był techniczny, po tym, jak protestował przeciwko kontrowersyjnej decyzji sędziego o faulu ofensywnym na Prepeliciu. I po którym wyleciał z boiska. Do końca było jeszcze mnóstwo czasu, ponad siedem minut, Polacy wygrywali 71:68 i stracili właśnie jednego ze swoich liderów. Balcerowski kipiał ze złości – najpierw nawrzeszczał na arbitrów, a już siedząc na ławce, wściekał się tak, że lepiej było do niego nie podchodzić. Pocieszać go próbował dyrektor kadry Łukasz Koszarek. – Odleciałem przy piątym faulu. Nie powinienem rozmawiać z sędzią, ale w natłoku emocji zrobiłem to. Zostawiłem drużynę w najważniejszym momencie – tłumaczył po meczu na antenie TVP Sport.

Ale i ten obrazek warto zachować pamięci – ambitnego, wściekle walczącego o zwycięstwo i chcącego udowodnić całemu światu swój talent Aleksandra Balcerowskiego.

Po meczu ze Słowenią Igor Milicić powtórzył słowa o tym, jak wiele osób przed turniejem nie wierzyło w jego drużynę. A gdy wypowiadał te słowa, musiał mieć na myśli przede wszystkim Balcerowskiego.

To dla 21-latka drugi wielki turniej w narodowych barwach, ale na mundialu w Chinach w 2019 r., w wieku niespełna 19 lat, był najmłodszym graczem turnieju. Nic nie musiał, po prostu mógł. I pomagał – zagrał we wszystkich ośmiu meczach, miał średnio 2,5 punktu oraz 1,9 zbiórki.

W trakcie EuroBasketu już jako gracz, który ma niemal 50 meczów w kadrze, musi potwierdzić pozycję w zespole. I potwierdza – w całym turnieju zdobywa średnio 12 punktów, notuje cztery zbiórki i zalicza dwie asysty. Słowem: gra niczym topowy środkowy młodego pokolenia.

Jeszcze w Pradze Milicić przyznał: – Mam w zespole koszykarzy, którzy w trakcie turnieju stają się mężczyznami. Jednym z nich niewątpliwie jest Balcerowski, który, mimo że mierzy 219 cm wzrostu, wciąż rośnie – jako koszykarz, którego czeka wielka kariera.

– To gracz, którego nie sposób nie zauważyć. Robi błyskawiczne postępy – mówił o nim w serwisie SuperBasket Rasho Nesterović, sekretarz generalny słoweńskiej federacji, który 11 lat kariery spędził w NBA. I wypowiedział się także o szansach Polaka na angaż w tej lidze. – Nie został wybrany w drafcie, ale co z tego? To niczego nie przesądza. Spójrzmy na Manu Ginobiliego, z którym grałem przez kilka lat w San Antonio. Przecież Spurs wybrali go pod koniec drugiej rundy, z 57 numerem. Nikt szczególnie wówczas w niego nie wierzył, a Manu został członkiem Galerii Sław. Draft jest ważny, bo zabezpiecza finansowo zawodników wybranych w jego czołówce. Ale pod względem sportowym nie jest najistotniejszy. Później musisz udowodnić swoją wartość na boisku. Balcerowski na pewno wciąż ma na to szansę. 

Choć przed turniejem wielu w to wątpiło. Dlaczego? Chwilę przed EuroBasketem Balcerowski odbił się od NBA – choć o grze w najlepszej lidze świata marzył, został pominięty w drafcie, w którym do San Antonio Spurs z numerem dziewiątym trafił inny Polak, Jeremy Sochan. Balcerowskiego wśród 58 szczęściarzy zabrakło.

"Bez Ponitki nie byłoby mnie tu, gdzie jestem"

Polak przedłużył kontrakt w Gran Canarii, hiszpańskim klubie, w którym występuje od lat, ale notowania miał przeciętne. Zwłaszcza po meczu z Chorwacją na Torwarze w prekwalifikacjach do EuroBasketu 2025. Wówczas Polakowi oberwało się za chaotyczną końcówkę, po której przegraliśmy minimalnie – 69:72. Na środkowego wylało się wtedy sporo krytyki.

Czy to ona zmieniła nastawienia "Szpaka" – taką ksywę w zespole ma Balcerowski – na turniej w Pradze i Berlinie? Faktem jest, że Balcerowski w trakcie turnieju jest skupiony, do minimum ogranicza kontakty z mediami, odcina się od informacyjnego zgiełku.

A pięknych obrazków po zwycięstwie w ćwierćfinale EuroBasketu było więcej. Wzruszony Balcerowski przed kamerami TVP dziękował kapitanowi kadry Mateuszowi Ponitce, który wziął go pod swoje skrzydła. – Bez niego nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. To dzięki niemu wziąłem się za siebie, zacząłem pracować. To on dał mi pewność siebie po długich miesiącach, gdy myślałem, że do niczego się nie nadaję – mówił.

Tak Balcerowski – trzymając się tego, co mówi Milicić – przemienia się z kandydata na koszykarza w mężczyznę i wschodzącą gwiazdę. A w piątek w półfinale mistrzostw Europy, stanie do pojedynku z jednym z najlepszych – o ile nie najlepszym – środkowych na świecie, czyli z Rudym Gobertem.

I wcale nie jest na straconej pozycji.

Korespondencja z Berlina

Więcej o:
Copyright © Agora SA