Misja specjalna polskich koszykarzy. Słowa o tym, że było źle, brzmią śmiesznie

Łukasz Cegliński
Nie ma wśród nich graczy z NBA, ale są ludzie, którzy na przekór wszystkim chcą dokonać czegoś wielkiego. Reprezentacja koszykarzy to świetnie przygotowana drużyna z misją, która wyciągnęła wnioski z porażek, która potrafi korzystać z doświadczenia, która wypracowała efekt synergii. Polska awansowała do półfinału EuroBasketu, bo jest zespołem o sile większej niż suma umiejętności pojedynczych graczy.

- W głowie jest pustka, co oni zrobili? To jest niewiarygodne. Nie wierzymy w to. Zawodnicy mają jaja jak arbuzy, serca jak księżyc - mówił po meczu rozradowany, wzruszony, podekscytowany trener Igor Milicić. Chaotycznym podsumowaniem na gorąco po pokonaniu 90:87 Słowenii uchwycił emocje wszystkich kibiców, bo wymienił cały zakres myśli w ich głowach. Co oni zrobili? Wyrzucili z turnieju obrońcę tytułu z Luką Donciciem w składzie. Tak, to jest niewiarygodne i trudne do uwierzenia, bo przed meczem marzyliśmy po prostu, żeby Słowenia nas nie rozgromiła tak, jak rok temu w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, gdy było 77:112. Tak, jego koszykarze są twardzielami z wielką wiarą, są grupą, którą trudno złamać.

Zobacz wideo Lewandowski i Salihamidzić pod szatnią. Wyjątkowe ujęcia

Co oni zrobili - to już wiemy. Jak to zrobili - widzieliśmy na boisku. Ale dlaczego im się to udało? Tu odpowiedź jest złożona.

Rok z wybojami. Ale Polacy wciąż szli do góry

Wysłaliśmy na ten turniej drużynę, która ma za sobą trudny, wręcz bardzo ciężki rok. Październik - zmiana selekcjonera, Mike'a Taylora zastępuje Igor Milicić, który zapowiada odmłodzenie kadry. Listopad - radykalnie odświeżona kadra bez weteranów przegrywa dwa pierwsze mecze eliminacji mistrzostw świata. Luty - już z wracającym po kontuzji Michałem Sokołowskim wyszarpujemy jedno zwycięstwo z Estonią, ale w rewanżu przegrywamy. Czerwiec - po rezygnacji z rewolucji Milicić powołuje do kadry A.J. Slaughtera, po kilkumiesięcznej przerwie od koszykówki wraca Mateusz Ponitka, pokonujemy Izrael po dogrywce, do końca walczymy z Niemcami. Ale przegrywamy i odpadamy z walki o mistrzostwa świata.

I będąc w rozpaczy, a nawet złości, kiedy dowiedzieliśmy się, że po ósmym miejscu na mundialu w 2019 roku, teraz zabraknie nas na kolejnej imprezie, umknął nam fakt, że Milicić z miesiąca na miesiąc drużynę buduje. Że zespół gra coraz lepiej, że to nie jest ta sama ekipa, co w listopadzie. Że reprezentacja Polski coraz bardziej zaczyna przypominać tę ze świetnych mistrzostw świata w Chinach. 

Potem przychodzi sierpień i pierwszy moment, kiedy zamiast kilkudniowych okienek zespół Milicicia ma szansę naprawdę popracować. Zgrupowanie służy zgraniu, szlifowaniu taktyki, budowaniu wiary. W sparingach już to zauważamy, bo choć zaczynamy od porażek, to z meczu na mecz gramy lepiej, zaczynamy wygrywać. Preeliminacje do kolejnego EuroBasketu zaczynamy od nikłej porażki z gwiazdorską Chorwacją i to też był mecz-sygnał. Bardzo dobrze bronimy i to nie tylko za sprawą specjalisty Michała Sokołowskiego, mamy świetnego lidera w osobie Mateusza Ponitki, wracający po kontuzji A.J. Slaughter może trafiać ważne rzuty, a Aleksander Balcerowski dobrze odnajduje się pod koszem.

Nie mamy graczy z NBA, ale mamy świetnych liderów

Jednocześnie wciąż wydawało nam się jednak, że na EuroBasket jedziemy po prostu wyjść z grupy. Drużyna jawiła się jako zagadka, tuż przed mistrzostwami sam wspominałem w programie Sport.pl Live, że pod względem wyników tak źle z polską kadrą nie było od lat. W tamtym momencie była to prawda - zaczęliśmy właśnie eliminacje do eliminacji kolejnych mistrzostw, czyli graliśmy na najniższym poziomie od lat. Dziś te słowa brzmią śmiesznie, bo awans do półfinału EuroBasketu to najlepszy wynik od pół wieku.

Osiągnęła go drużyna, która nie ma ani jednego gracza z doświadczeniem w NBA. Mają ich Czesi, Izraelczycy, Ukraińcy, o Słoweńcach nie wspominając - ale ich pokonaliśmy, oni są już w domu. Półfinał osiągnął zespół, który w tym momencie nie ma żadnego koszykarza z kontraktem w Eurolidze, choć trudno sobie wyobrazić, by znakomity Ponitka po wypełnieniu trzymiesięcznej umowy z włoskim Pallacanestro Reggiana nie wrócił na poziom, na którym grał przez ostatnie lata. Sukces osiągnęła go ekipa najmniej doświadczona spośród tych, które wysyłaliśmy ostatnio na największe imprezy. Jak?

Liderzy trafili z formą, a liderów mamy przecież doświadczonych. Ponitka, Sokołowski i Slaughter grali razem już na kilku ważnych turniejach, a teraz grają najlepiej jak potrafią, są prawdopodobnie w życiowej formie. Ponitka - 15,0 punktu, 6,4 zbiórki, 6,9 asysty. Imponujące triple-double ze Słowenią - 26 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst - przechodzi do historii EuroBasketu. Sokołowski - 12,9 punktu, 4,4 zbiórki, 2,4 asysty, najlepsze w zespole 40 proc. skuteczności za trzy i to wszystko przy średnio 30 minutach na boisku. "Sokół" broni, "Sokół" haruje, "Sokół" bierze na siebie ciężar w trudnym momencie.

Slaughter? 14,3 punktu oraz 3,1 asysty, ale przede wszystkim kamienna twarz i zimna krew w najważniejszych momentach. Ze Słowenią przegrywaliśmy w czwartej kwarcie 70:74, a wtedy "Antek" zdobył sześć punktów z rzędu. Tak, nasi liderzy są wielcy.

"Dominator", wyciąganie wniosków i siła w końcówkach

Sformułowanie "trafili z formą" to złe określenie - ta forma to przecież nie przypadek, ona została wypracowana przez zawodników i cały sztab reprezentacji z Dominikiem Narojczykiem na czele. "Dominator", jeden z najlepszych trenerów od przygotowania fizycznego w Polsce, kiedyś próbował grać w piłkę nożną w swoich rodzinnych Kozienicach, śmiał się, że był takim małym Gennaro Gattuso, a teraz jest - jak sam o sobie mówi - kimś między rzeźnikiem i psychologiem. Potrafi znakomicie przygotować drużynę do turniejowego wysiłku i efekty tej pracy oglądamy. Żadnych kontuzji, niespożyte siły, zwycięskie końcówki.

Właśnie, te końcówki. Na początku kadencji Milicicia potrafiliśmy grać wyrównane mecze przez 30, 35, a nawet 39 minut, ale jednak w decydujących akcjach przegrywaliśmy. Z tego też reprezentacja wyciągnęła wnioski - i trener, i zawodnicy. Każdy ze zwycięskich meczów - Czechy, Izrael i Holandia w Pradze oraz Ukraina i Słowenia w Berlinie - to był twardy bój do ostatnich minut. Albo trzeba było wytrzymać napór rywala, albo samemu gonić i wygrać. I większość z tych czwartych kwart Polacy wygrali kierując piłkę do Ponitki, Slaughtera, Sokołowskiego, których wspierali gracze drugiego planu.

Drugiego, ale bardzo ważnego. To, co udało się także Miliciciowi, to optymalny podział ról i dopasowanie charakterów. W reprezentacji Polski nie mamy graczy z NBA, ale mamy układankę, w której jest wszystko - lider energetyczny, który potrafi krzyknąć (Ponitka), lider, który jest cichym zabójcą (Slaughter). Doświadczony walczak, który uwielbia fizyczną grę (Sokołowski), doświadczony spryciarz, który pomaga mądrością i dbaniem o atmosferę (Aaron Cel). Mamy młodego, utalentowanego gracza z perspektywami na grę w Eurolidze, a nawet w NBA (Aleksander Balcerowski), mamy grupę zawodników, którzy komfortowo czują się w roli zmienników i każdy z nich w tym turnieju pozytywnie zaskoczył, dał ważny impuls (Michał Michalak, Jakub Garbacz, Jarosław Zyskowski). Aleksander Dziewa, Łukasz Kolenda, Jakub Schenk i Dominik Olejniczak też potrafią pomóc - jak nie na boisku, to ekscytacją na ławce rezerwowych. To też ważne.

Reprezentacja koszykarzy to drużyna na misji specjalnej

I mamy też efekt synergii, bo reprezentacja Polski w tym momencie pokazuje coś więcej niż tylko sumę umiejętności pojedynczych graczy. Szczególnie widać to w obronie, w której kluczowe jest słowo "pomoc" - przejmowanie rywali po zasłonach, przesuwanie się w zależności od tego, gdzie jest piłka, szybka rotacja i umiejętność odnalezienia się w każdej sytuacji. W defensywie musisz zasuwać, ale musisz zasuwać mądrze i w systemie - Milicić może być dumny z tego, jak w tych elementach działa jego zespół. Także dlatego, że to on przeorganizował w ostatnich miesiącach obronę drużyny. Odrzucił to, co się nie sprawdzało, wprowadził nowe elementy.

Zespołowość i wsparcie od wszystkich dla wszystkich czuć, a potwierdzeniem niech będą piękne słowa Balcerowskiego po meczu ze Słowenią. 22-letni środkowy w rozmowie z TVP Sport długo dziękował Ponitce i mówił o tym, jakie zasługi ma kapitan i starszy kolega w tym, że on się odbudował i gra najlepszą koszykówkę w dotychczasowej karierze.

Na koniec być może najważniejsze - reprezentacja Polski to drużyna, która jest na misji specjalnej. Jej koszykarze czują, że nikt w nich nie wierzył, otwarcie mówił o tym Ponitka, wspomina o tym Milicić. Po wielkich zwycięstwach obaj odwołują się do internetowych hejterów, po wygranej ze Słowenią Milicić mówił o tym, że jego drużyna chce jednoczyć koszykarskie środowisko, które rzeczywiście jest podzielone, w którym sporo niesnasek. I wygląda na to, że ta misja, ta chęć udowodnienia własnej wartości, też napędza ten zespół.

- Panowie, cieszmy się. I chodźmy po złoto! - krzyknął kapitan Ponitka do kolegów tuż po zakończeniu meczu. W piątkowym półfinale biało-czerwoni zmierzą się z Francją i znów nie będą faworytem. Ale skoro doszli tak daleko na przekór wszystkim, na przekór okolicznościom, to niech idą dalej. Dokąd chcą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA