Sukces, w który nikt nie wierzył! Mamy ćwierćfinał EuroBasketu! Mateusz Ponitka gigantem!

Łukasz Cegliński
Polscy koszykarze w ćwierćfinale EuroBasketu! Po raz pierwszy od 25 lat, dzięki wygranej 94:86 po wielkim boju z Ukrainą. Znakomity Mateusz Ponitka w drugiej połowie był nie do zatrzymania, a w najważniejszych momentach trafiał A.J. Slaughter. W meczu o strefę medalową biało-czerwoni zmierzą się w środę ze Słowenią.

Było 74:76, Ukraińcy właśnie trafili dwie trójki, rozkręcała się czwarta kwarta. Emocje rosły, robiło się gorąco, a w takiej atmosferze uwielbia grać Mateusz Ponitka. 29-letni kapitan reprezentacji w takich okolicznościach rozpoczął swój show. Najpierw trafił dwa wolne, potem trójkę i dorzucił punkty z wejścia. Chwilę później zaliczył zbiórkę i asystę do Michała Sokołowskiego, który trafił za trzy. Polacy wyszli na prowadzenie 84:78, a za kilkadziesiąt sekund Ponitka kolejną trójką podwyższył prowadzenie do dziewięciu punktów.

Zobacz wideo Hit. Lewandowski tańczył z ojcem Boatenga. "Nie wychodziłby z dyskoteki"

Ukraińcy się nie poddawali, półtorej minuty przed końcem Polacy po kilku błędach wygrywali już tylko 87:84. A potem tylko dwoma punktami. Emocje sięgały zenitu, pół minuty przed końcem A.J. Slaughter trafił dwa wolne na 90:86. Ostatecznie Polacy wygrali 94:86.

I mamy ćwierćfinał! Pierwszy ćwierćfinał EuroBasketu od 1997 roku! Dla drużyny, która niedawno zawaliła eliminacje mistrzostw świata, wobec której było wiele zagadek, to sukces. Wywalczony w wielkim boju! Boju, w którym prowadzili nas Ponitka (22 punkty, dziewięć zbiórek, sześć asyst) i Slaughter (24 punkty, pięć zbiórek, cztery asysty), liderzy pełną gębą.

Początek meczu z Ukrainą był dobry - Polacy wyszli na prowadzenie 5:0 po trójce Slaughtera, szybko uaktywniła się cała trójka naszych kluczowych graczy: poza naturalizowanym Amerykaninem także wszechstronny Mateusz Ponitka oraz środkowy Aleksander Balcerowski, który w pierwszej połowie zaskoczył Ukraińców rzutami za trzy. 

Biało-czerwoni przeważali - prowadzili 14:10, 19:14 i 22:16, choć to nie znaczy, że grało im się łatwo. Ukraińcy bardzo twardo bronili na obwodzie, wymuszali straty, a po nich wyprowadzali świetne kontry. Odrzuceni od gry pod koszem Polacy trafiali z dystansu, a świetny Slaughter potrafił też ładnie znaleźć Balcerowskiego, ale niewielkie przewagi biało-czerwonych co chwila były niwelowane po kontrach rywali.

Dlatego wynik co chwila się zmieniał - częściej prowadzili Polacy, ale Ukraina w drugiej kwarcie co chwila była z przodu. W 18. minucie, po trójkach skutecznego Wiaczesława Bobrowa i Bogdana Bliżniuka, Ukraińcy prowadzili już 44:37. Słabszy moment miał Ponitka, który do przerwy miał słabiutkie 1/8 z gry i kilka gorszych decyzji. Kilka przechwytów i kolejne trafienia Slaughtera - 16 punktów do przerwy! - sprawiły, że zmniejszyliśmy straty i po 20 minutach przegrywaliśmy tylko 42:45, ale widać było, że Ukraińcy przejmują kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami.

Początek trzeciej kwarty tego nie zmienił, choć Polacy zaczęli grać trochę inaczej - za sprawą Ponitki starali się być  agresywniejsi, kapitan co rusz mijał rywali, atakował kosz. Były z tego korzyści w postaci fauli rywali, ewentualnie dobitek po niecelnych rzutach, ale jednocześnie Ukraińcy też znajdowali drogę do kosza. Przebudził się ich najlepszy strzelec, niewidoczny w pierwszej połowie Swiatoslaw Mychajluk, rywale nie trwonili przewagi - w 26. minucie było nawet 59:52 dla Ukrainy.

Wtedy świetny moment miał jednak Ponitka, który ponownie zaczął rozrywać obronę przeciwników - w krótkim czasie zdobył punkty, potem miał zbiórkę i asystę do Michała Sokołowskiego. Ten trafił za trzy i był remis, 59:59. A po chwili prowadzenie 62:59, bo Ponitka podał do Aleksandra Dziewy, który zaliczył akcję za trzy. Biało-czerwoni mieli zatem świetny zryw 10:0.

I w czwartej kwarcie poszli za ciosem! Owszem, Ukraińcy przez moment prowadzili 76:74, ale rewelacyjny Ponitka prowadził zespół na swoich barkach. Rozgrywał, zbierał, trafiał ważne rzuty, podawał w odpowiednim momencie. Poprowadził zespół do wygranej, do ćwierćfinału.

W nim Polacy zmierzą się z broniącą tytułu Słowenią, która ma w składzie fenomenalnego Lukę Doncicia. – Chcielibyśmy być czarnym koniem tych mistrzostw – powtarzał jednak przed turniejem Igor Milicić. I jego reprezentacja zaczyna już nim być. Jeśli pokona Słowenię, będzie sensacją.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.