Polakom brakuje cwaniactwa. Milicić był wściekły. "Zupełnie się nie udało"

Piotr Wesołowicz
EuroBasket miał nam dać odpowiedź na pytanie, na co stać polskich koszykarzy. Efektowny mecz z Czechami i fatalny z Finlandią jak na razie wprowadziły nas w konfuzję. Ale jeśli niedoświadczony zespół z pojedynczymi atutami odrodzi się mentalnie, to ten turniej może być dla nas dobry.

Korespondencja z Czech

Zobacz wideo Szpilka o freakach. "Kiedyś byłbym tam największą gwiazdą. Ale wyrosłem z tego"

Patrząc w tabelę grupy D EuroBasketu, powinniśmy być spokojni. Przed turniejem bilans 1–1 pod dwóch meczach bralibyśmy w ciemno, jesteśmy nad kreską, która oznacza awans do kolejnej rundy (do 1/8 finału przejdą cztery z sześciu drużyn każdej z grup), choć oczywiście droga ku temu jeszcze daleka, przed nami decydujące mecze z Izraelem (w poniedziałek) i Holandią (wtorek).

Rollercoaster, który utrudnia zadanie

Ale w kuluarach praskiej hali O2 po przegranym w fatalnym stylu meczu z Finlandią nie spotkałem wśród nikogo, kto w kojący sposób starałby się przekonać, że sytuacja jest pod kontrolą. I zawodnicy, ale też fani czy dziennikarze, mają prawo być zdezorientowani – turniej w Czechach na razie nie dał nam odpowiedzi, jaka jest kadra Igora Milicicia. Raczej stawia poważne znaki zapytania.

Po radości, które dało nam zwycięstwo z Czechami na otwarcie turnieju, przyszedł bardzo zimny prysznic w starciu z Finlandią. Przegraliśmy różnicą 30 punktów, po raz pierwszy od 1959 r. żaden z reprezentantów Polski nie przebił w meczu bariery 10 punktów. Blamaż.

A skoro jesteśmy przy liczbach: 99 punktów zdobyte z Czechami to nasz najlepszy wynik na EuroBaskecie od 1985 r. Minus 30 z Finlandią to zaś trzecia najwyższa porażka na EuroBaskecie w ostatnim ćwierćwieczu. I to chyba najlepiej podsumowuje to, co do tej pory dzieje się w Pradze: huśtawka nastrojów, rollercoaster, który utrudnia odpowiedź na pytanie o naszą formę i możliwości.

Milicić po meczu z Finlandią był wściekły. Przyczyn porażki szukał przede wszystkim w defensywie, która jest jego konikiem. – Naszym planem miał być szybki powrót za Finami, zorganizowanie defensywy i zmuszenie ich do grania pięciu na pięciu. To nam się zupełnie nie udało – mówił.

Po spotkaniu, bez dokładnych statystyk, przyznał, że z kontrataku straciliśmy około 30 punktów. Pomylił się minimalnie, Finowie w ten sposób zdobyli 25 punktów. A Polacy? Ledwie dwa.

– Idealnie nas rozpracowali – przyznał po spotkaniu Michał Sokołowski. Sami przeciwnicy podkreślali, że Polacy wydawali się być zaskoczeni tym, jak Finowie bronią, jak zmuszają nas do spowalniania ataku, a w konsekwencji do strat, do rzutów z nieprzygotowanych pozycji. A.J. Slaughter i Mateusz Ponitka, czyli nasi liderzy, którzy z Czechami grali jak natchnieni, w sobotę trafili dwa rzuty z gry.

Ale wróćmy do obrony, w której staraliśmy się przede wszystkim zatrzymać gwiazdę rywali, Laurego Markkanena. Milicić wkładał zawodnikom do głowy, by nie dotykali go, kiedy już odda rzut. – Tymczasem my popełniliśmy taki błąd przynajmniej kilkakrotnie – złościł się Chorwat z polskim paszportem. Sokołowski mówił natomiast, że drużyna wyglądała tak, jakby została w hotelu. Słowem, wygląda na to, że biało-czerwoni mentalnie meczu z Finami nie udźwignęli.

Takie podejście charakteryzuje drużyny niedoświadczone, nieotrzaskane na największych turniejach. I to też może być klucz do zrozumienia tego, co dzieje się w stolicy Czech. "Radykalne odmłodzenie" kadry, które zapowiadał trener, to w środowisku koszykarskim termin-legenda, ale faktem jest, że nowy selekcjoner zbudował drużynę mniej doświadczoną od tych za kadencji Mike’a Taylora.

Polakom brakuje pewności, cwaniactwa. I doświadczenia

Owszem, średnia wieku 28,3 jest identyczna jak w 2017 roku, ale średnia występów w kadrze na reprezentanta wynosiła przed turniejem 51,9. Na mistrzostwach świata w 2019 r. było to 76,8. Więc nawet jeśli Milicić kadry nie odmłodził, to ma w niej niezbyt doświadczonych na tym poziomie graczy. I musimy z tym żyć. Michał Michalak, Jarosław Zyskowski, Jakub Garbacz, Aleksander Dziewa, którzy mają wspierać liderów kadry, w Polsce byli lub są gwiazdami, ale na tym poziomie brakuje im pewności, szybkości, cwaniactwa. No i właśnie doświadczenia.

Brakuje go nawet tym, którzy są w trzonie drużyny Milicicia. Mowa o 21-letnim Aleksandrze Balcerowskim, którego trener wywołuje do europejskiej czołówki, ale który wciąż jest graczem młodym i chimerycznym, i któremu zdarzają się proste błędy.

Takie jak na początku meczu z Finlandią, gdy szybko złapał dwa faule na Markkanenie i musiał usiąść na ławce. A my niemal natychmiast straciliśmy jeden z naszych atutów, bo z Czechami Balcerowski był świetny, ale już z Finlandią – zagubiony. I tak to może wyglądać – o tym, że mierzący 219 cm wzrostu dryblas ma talent, że potrafi zaskoczyć wszechstronną grą, wiemy od dawna. O tym, że gra nierówno – też. Z Finlandią szybko stracił pewność siebie, nie wszedł w rytm, ale z drugiej strony nie trzeba wielkiej wyobraźni, by wpaść na to, iż Balcerowski z Izraelem znów zagra bardzo dobrze, na poziomie kilkunastu punktów i kilku zbiórek.

Choć może błąd popełnił Milicić, który zamiast Balcerowskiego, powinien postawić przeciw gwieździe rywali kogoś z ławki? Jeśli już mieliśmy "poświęcić" któregoś z graczy na łapanie fauli na Markkanenie, to czemu akurat nasz główny oręż?

Ten turniej może się jeszcze skończyć pięknie

A jeśli o głównych orężach mowa – od dawna wiemy doskonale, że w ataku mamy dwa atuty, dwa pewne punkty: Mateusza Ponitkę i A.J. Slaughtera. Z Czechami zagrali znakomicie, zdobyli razem 49 punktów. Ale przecież nie tylko my to widzimy, każdy kolejny rywal doskonale wie, że grając z Polską musisz zatrzymać tych dwóch graczy. Finom to się udało, naszym liderom uprzykrzali grę do maksimum. Oni walczyli, szarpali się, próbowali wymuszać faule, ale zasieków rywala nie sforsowali.

Izrael, Holandia, Serbia też będą na to przygotowane. Dlatego w tak intensywnym turnieju jak EuroBasket szalenie ważne jest też to, czego na boisku nie widać. Wieczorne, a nawet nocne rozkładanie zagrywek rywali na czynniki pierwsze, a potem skondensowane wtłoczenie faktów do głów koszykarzy w trakcie krótkich odpraw i treningów. Koncentracja i przygotowanie mentalne to podstawa – widać je było w meczu z Czechami, obie się ulotniły w spotkaniu z Finlandią.

Dlatego wolna niedziela, która dla Polaków jest dniem przerwy, może być dla kadry wybawieniem. A na początku tygodnia w końcu dostaniemy na jej temat odpowiedzi. Turniej, który zaczął się tak pięknie, wciąż może taki być.

Więcej o:
Copyright © Agora SA