Na Ponitkę najpierw gwizdali, a potem mogli tylko milczeć. Milicić: To jest w nim najlepsze

Piotr Wesołowicz
Nikt tak pięknie nie wymuszał gwizdów praskiej publiczności i nikt tak pięknie na koniec jej nie uciszył. Mateusz Ponitka dał Polakom pewne zwycięstwo nad Czechami 99:84 w pierwszym meczu EuroBasketu. Mateusz Ponitka jest na misji.

Korespondencja z Czech

Było już kilkanaście minut po meczu, trybuny niemal opustoszały, na parkiecie przed wieczornym meczem Serbii z Holandią rozgrzewał się Nikola Jokić. A mimo to słychać było jeszcze śpiewy pojedynczych fanów: "Mati Pontka! Mati Ponitka!".

Zobacz wideo TV tego nie pokazała. Kibole kontra ochrona. Bandyci zniszczyli święto piłki

Napisać, że kapitan kadry mecz wygrał w pojedynkę byłoby nieprawdą. Pomagali mu A.J. Slaughter (23 punkty, znakomite pięć na 11 za trzy, rzuty w kluczowych momentach), potężny pod koszem, ale podający niczym playmaker Aleksander Balcerowski (14 punktów, cztery asysty), czy tyrający w obronie jak wół Michał Sokołowski.

"Przy Mateuszu każdy czuje presję"

Ale to Mateusz Ponitka był niepodważalną gwiazdą wieczoru. Graczem, na którego czescy fani najpierw przeraźliwie gwizdali, a potem w milczeniu przyglądali się, jak Ponitka pozbawia ich złudzeń o zwycięstwie w kluczowym być może meczu fazy grupowej.

A teraz konkrety: były dwie minuty i cztery sekundy przed końcem. Prowadziliśmy 87:81, ale widać, że 38 minut walki kosztowało Polaków ekstremalnie dużo sił, że to walka o życie. Ale w oczach Mateusz Ponitki dostrzec można było, że nie wyjdzie z O2 Areny bez zwycięstwa. Choćby miałby je wyszarpać z gardła.

Stał z piłką na dalekim obwodzie, spojrzał na rywala i rzucił dość niespodziewanie za trzy. Piłka wpadła, a fani w hali złapali się za głowy. Ponitka odwrócił się w stronę czeskich fanów, spojrzał im głęboko w oczy, a na twarzy miał wypisane: no i co powiecie teraz?

"PONITKA IS A BAAAAAD MAN!" – napisała oficjalna strona EuroBasketu na Twitterze.

– Jest naszym liderem. A wie pan, co jest najlepsze? Że przy nim każdy staje się lepszy. Oczywiście – to młody zespół, który się uczy. Ale dzięki Mateuszowi każdy czuje presję, determinację, że mamy wygrywać – powiedział po meczu Sport.pl selekcjoner Igor Milicić.   

Gdy dzień przed meczem Mateusz Ponitka spotkał się z dziennikarzami, przekonywał, że jest silniejszy, niż kiedykolwiek. Bił od niego spokój, a oczy zdradzały zwierzęcą wręcz orientację na cel. Z Czechami kapitan kadry udowodnił, że jest na misji. Od początku był skupiony tak, że rywale mogli bać się nawiązać z nim kontrakt wzrokowy. Ale to była dobra, sportowa złość.

Ponitka już po pierwszej kwarcie miał 12 punktów, a zakończył ją koncertowo – sprytnie wymusił faul i dostał dwa rzuty wolne. Ale oprócz punktów i asyst dyrygował zespołem. Rozgrywał, pokazywał, tłumaczył, motywował, nie bał się skrzyczeć kogoś, kto popełnił błąd w kryciu, źle podał.

Ale akcji Ponitki w meczu z Czechami, które moglibyśmy oglądać niemal do złudzenia, było więcej.

W połowie czwartej kwarty, gdy wygrywaliśmy 76:70 i ważyły się losy meczu, Ponitka "włożył głowę tam, gdzie inny nie włoży ręki" – po niecelnym rzucie Polaków rzucił się po piłkę obok gigantycznego Ondreja Balvina, wyrwał mu ją, a potem trafił ekstremalnie trudny rzut z odejścia, zawisając przy nim w powietrzu niczym – zachowując wszelkie zdrowe proporcje – Michael Jordan. Przecieraliśmy oczy.

Zawisł w powietrzu niczym Michael Jordan

Widać było, że drużyna mu ufa, wspiera go. Kiedy pod koniec pierwszej połowy wylądował za parkietem, aby go podnieść z ziemi, podbiegło pół drużyny. Choć można było mieć wątpliwości, czy Igorowi Miliciowi uda się zbudować chemię na EuroBasket, mecz z Czechami te wątpliwości rozwiał.

I jeszcze jedna trójka na koniec, 64 sekundy przed końcową syreną. Ponitka znów zabawił się z rywalami i z publicznością, do której po celnej trójce, po gwoździu do trumny, pobłażliwie się uśmiechnął, po chwili coś do niej wykrzykując. Mowa ciała sugerowałaby słowa: przyglądajcie się uważnie!

Jak zauważył Łukasz Cegliński ze Sport.pl, Mateusz Ponitka 12 punktów zdobył w pierwszych sześciu minutach. I 12 punktów w ostatnich sześciu minutach i 36 sekundach. Zaczął i zakończył.

– Nie ma dwóch zdań: jest naszym liderem, zdajemy sobie z tego sprawę, czuliśmy, że jest "on fire" – rzucił jeszcze Michał Sokołowski, z którym Ponitka w kadrze dogaduje się znakomicie.

Po celnej trójce Ponitka rozłożył ręce, już wiedząc, że faktycznie wyrwał rywalowi zwycięstwo niemal z gardła. A już po spotkaniu przemknął przez strefę wywiadów bez słowa. Tak długo, jak będzie przemawiać jego gra i będzie on fundował takie obrazki, jak z Czechami, nikomu przeszkadzać to nie będzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.