Najlepszy mecz koszykarzy za Milicicia. Idealne kilka sekund uratowało wygraną

Łukasz Cegliński
W wygranym 87:86 sparingu z Turcją - najlepszym meczu za kadencji trenera koszykarskiej reprezentacji Polski Igora MIlicicia - odciążony od rozgrywania piłki Mateusz Ponitka był dobrym liderem, ale miał wsparcie. Także od właśnie rozgrywających, którzy uruchomili apatycznych ostatnio wysokich - spostrzeżeniami po sparingu koszykarzy z Turcją dzieli się Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

Rozegrany w ramach trzydniowego turnieju w Atenach mecz z Turcją był tylko sparingiem, ale jednocześnie był najlepszym spotkaniem Polaków za kadencji Igora Milicicia. Po ledwie dwóch wygranych w pierwszej fazie eliminacji mistrzostw świata (dwoma punktami z Estonią i po dogrywce z Izraelem), a ostatnio wysokich porażkach w sparingach z Ukrainą (60:88), Turcją (78:94) i Grecją (78:101), nasze wymagania nieco się obniżyły, jednak czwartkowe spotkanie z Turkami było naprawdę dobre. Z silnym rywalem, który miał w składzie trzech graczy z NBA i gwiazdę Euroligi Shane’a Larkina, Polacy zaczęli dobrze, potem grali równo, a w końcówce – choć potrafili roztrwonić siedem punktów prowadzenia w kilkadziesiąt sekund – umieli przeprowadzić zwycięską akcję.

Akcję, dodajmy, świetnie zaplanowaną i wykonaną, choć poprzedził ją fatalny błąd pod drugim koszem, kiedy Polacy nie byli w stanie wyprowadzić piłki i oddali dwa punkty za darmo. Pozostawało 8,1 sekundy i ekipa Milicicia wykorzystała je idealnie. Najlepszy tego dnia w polskim zespole Mateusz Ponitka ściągnął na siebie obrońców i precyzyjnie podał do Aleksandra Balcerowskiego. A ten zakończył mecz tak, jak go zaczął – od pewnych punktów spod kosza.

Ponitka i Sokołowski - gracze kluczowi

Balcerowski zdobył zwycięskie punkty, a w sumie rzucił ich 13, w końcówce kluczowe trójki trafiał mądry i skuteczny Aaron Cel, który zakończył mecz z dorobkiem 15 punktów, ale przez całe spotkanie grę Polaków ciągnęli głównie Ponitka i Michał Sokołowski. Gdy obaj skrzydłowi są razem na parkiecie, można się zastanawiać, czy nie dublują się stylem gry i pozycjami, ale mecz z Turcją po raz kolejny pokazał, że miejsce w piątce jest dla nich obu. Ponitka i Sokołowski to absolutnie kluczowi gracze reprezentacji.

Pierwszy zdobył 16 punktów, miał sześć zbiórek i siedem asyst, drugi dodał odpowiednio 13, sześć i cztery. Ale to tylko statystyki, które nie oddają wkładu i wpływu obu zawodników na grę. Oni po prostu dają jakość – nie są strzelcami, ale punktować na różne sposoby potrafią. Wymuszają faule, dobrze bronią, nieźle zbierają, a po zbiórkach – od razu wyprowadzają piłkę. W Atenach najpierw wyróżniali się w meczu z Grecją, teraz poprowadzili zespół do wygranej z Turcją.

Igor Milicić odciążył kapitana - Ponitka miał energię na końcówkę

Wracając do Ponitki – przeciwko Turkom Milicić nie ustawiał go w roli osamotnionego rozgrywającego, obok kapitana grali zwykle Jakub Schenk lub Łukasz Kolenda. Owszem, Ponitka też przeprowadzał piłkę i rozpoczynał akcje, ale działo się to rzadziej niż przeciwko Grecji. I oceniając te dwa mecze można stwierdzić, że była to zmiana w dobrym kierunku. Wszechstronny skrzydłowy – bo chyba tak najlepiej określać Ponitkę – nie męczył się pod presją rozgrywających rywali, energię kumulował na indywidualne akcje po zagrywkach zespołu.

Widać to było też w ostatniej kwarcie, a właściwie w jej ostatnich czterech minutach – Ponitka zdobył w tym czasie cztery punkty i zaliczył cztery asysty. Gra kręciła się wokół niego, skrzydłowy z piłką w rękach podejmował dobre decyzje. Ważne rzuty trafiali wspomniani Balcerowski, Cel i Sokołowski, ale dyrygentem w tej grupie był Ponitka.

Rozgrywali rozgrywający - Schenk i Kolenda walczą o miejsce

Milicić odciążył Ponitkę za sprawą Schenka i Kolendy, których znów można ocenić pozytywnie. Statystycznie nie błyszczą – pierwszy zdobył cztery punkty i miał pięć asyst, a drugi zaliczył odpowiednio pięć i trzy, ale w sumie mieli ledwie trzy straty i nieźle kierowali grą. Schenk wyszedł zresztą w pierwszej piątce i zaczął od dwóch asyst, a potem utrzymał rozsądne proporcje w atakowaniu kosza i rozdzielaniu piłki między kolegów.

Kolenda po wejściu z ławki też pokazał się z dobrej strony, trafił trójkę równo z końcową syreną na koniec pierwszej kwarty. Przydarzył mu się błąd z gatunku niewybaczalnych – podanie w poprzek boiska, które przechwycił i na punkty zamienił Cedi Osman, ale poza tym większych błędów nie było. Oczywiste jest, że rola Schenka i Kolendy zmniejszy się, kiedy do zespołu dołączy niebawem A.J. Slaughter, ale obaj rozgrywający pokazują, że mają argumenty, by walczyć o miejsce w składzie na EuroBasket.

Wysocy z większą ochotą do gry - zasługa rozgrywających

Większe minuty rozgrywających obok Ponitki dają jeszcze jedną korzyść – otwierają do gry wysokich. Aleksander Balcerowski, Dominik Olejniczak, a nawet zwykle mało widoczny Aleksander Dziewa w czwartek przeciwko Turcji spisali się dobrze. Pierwszy zdobył 13, drugi 10, a trzeci cztery punkty – w sumie podkoszowi rzucili zatem 27, o 16 więcej niż dzień wcześniej z Grecją. I to w dużej mierze zasługa Schenka czy Kolendy.

Schenk zaczął zresztą spotkanie od dwóch błyskawicznych asyst do Balcerowskiego i wskazał kierunek. Dzięki takim akcjom podkoszowi zyskują pewność siebie i ochotę do aktywnej gry, a rywal musi inaczej reagować w obronie. Zresztą sami wysocy potrafili zagrać ładnie ze sobą – w drugiej połowie ustawiony tyłem do kosza Dziewa odegrał piłkę na obwód do Balcerowskiego, a ten trafił za trzy.

Obrona lepsza niż poprzednio

Polaków trzeba też pochwalić za grę w defensywie. 86 straconych punktów to może niemało, jednak trzeba wziąć poprawkę na fakt, że 10 z nich Turcy rzucili w trochę szalonej, przerywanej taktycznymi faulami ostatniej minucie. Poza tym dzień wcześniej Polacy stracili 101 punktów z Grecją, a Turcja zdobyła tyle samo z Gruzją. Kilka dni wcześniej w Stambule zespół trenera Ergina Atamana pokonał nas 94:78. Progres jest zatem widoczny.

Turcja trafiła 45 proc. rzutów z gry, Polacy mieli 50 proc. Do tego Biało-Czerwoni wygrali 32:29 walkę o zbiórki, a rywalizacja na tablicach często bywa ich problemem. Zespół Milicicia ograniczył też straty – popełnił ich tylko 11, o połowę mniej niż z Grecją. – Jesteśmy szczęśliwi, że wygraliśmy, natomiast bardziej od zwycięstwa liczy się to, że trzeci kolejny mecz gramy coraz lepiej, że nasze zagrywki są egzekwowane, że w obronie dobrze wyglądamy – podsumował spotkanie Milicić.

Najważniejsze jednak, by dobrze wyglądać w drugiej połowie przyszłego tygodnia - w meczach z Chorwacją i Austrią w kwalifikacjach do eliminacji EuroBasketu 2025. A potem w rozpoczynających się na początku września, zaległych z powodu pandemii, mistrzostwach Europy.