Środowy sparing z Grecją przegraliśmy wysoko, aż 78:101, choć gdyby gospodarze towarzyskiego turnieju w Atenach grali na wyższym biegu pełne 40 minut, to wynik mógłby być dla nich jeszcze bardziej okazały. Polska – poza dobrym momentem w drugiej kwarcie i niezłej trzeciej ćwiartce – nie istniała. Lider Grecji Janis Andetokunmbo z Polakami się bawił, zdobył 24 punkty, ale na pociechę: czyni to niemal z każdą ekipą globu. Dla selekcjonera Igora Milicicia najważniejsze było, by wyciągnąć z porażki wnioski.
I faktycznie: dzień później, w sparingu z Turcją, drużyna Igora Milicicia wyglądała jak zupełnie inny zespół. Wystarczy porównać początki obu spotkań: z Grecją w połowie pierwszej kwarty przegrywaliśmy 2:18, a straty zaczęliśmy odrabiać, gdy na ławce odpoczywał Janis Andetokunmbo. W czwartek z Turcją to my narzuciliśmy tempo: prowadziliśmy 7:1 i 14:7. I choć szybko daliśmy się dogonić, był to dobry znak.
Od początku po parkiecie biegali i Jakub Schenk, i Mateusz Ponitka. Dzień wcześniej rozgrywali na przemian, ale większe zagrożenie stwarzają obok siebie – Schenk jako typowy rozgrywający, a Ponitka – rzucający obrońca. Gra w ataku nabrała tempa, piłka krążyła po obwodzie w poszukiwaniu dogodnej pozycji do rzutu. Tego w letnich sparingach biało-czerwonych brakowało, sami reprezentanci narzekali na powolne tempo w ataku. Piłka w pierwszej połowie jeszcze zbyt często nie wpadała do kosza – trzy celne trójki na 13 prób – ale widać było postęp.
Igor Milicić postawił także w pierwszej piątce na duet podkoszowy: Aleksander Balcerowski i Aleksander Dziewa. Obaj palili się do gry. Balcerowski dopominał się o piłkę, prosił o podanie, ale głównie skupiał się na stawianiu zasłon i oglądaniu, jak po rzutach za trzy piłka lata mu nad głową. Podobnie Dziewa, który już w pierwszej połowie zdecydował się nawet wyjść na obwód i tam szukać szans. Balcerowski poszedł jego śladem w drugiej połowie i też trafił trójkę na początku trzeciej kwarty. Ale łączne 17 punktów i sześć zbiórek Balcerowskiego i Dziewy to za mało jak na tak renomowany duet – koszykarza z ligi hiszpańskiej i mistrza Polski oraz jednocześnie najlepszego zawodnika Energa Basket Ligi ostatniego sezonu. Nieźle na ich tle wypadł Dominik Olejniczak, który dzięki agresji uzbierał łącznie 10 punktów i sześć zbiórek.
Choć Turcy nie mają w składzie gracza pokroju Andetokunmbo, to są drużyną z najwyższej europejskiej półki. Shane Larkin to jeden z najlepszych graczy w Europie, lider Anadolu Efes Stambuł, dwukrotnego zwycięzcy Euroligi. Alperen Sengun to jeden z najciekawszych środkowych młodego pokolenia, który już występuje w NBA w barwach Houston Rockets. O grę w najlepszej lidze świata ociera się rozgrywający Sehmuz Hazer, gracz mistrza Turcji, Fenerbahce. A przecież w środę tylko z ławki i w krótkim wymiarze zagrał Cedi Osman, koszykarz Cleveland Cavaliers. Nie dziwne, że gdy Turcy łapali rytm, Polsce trudno było ich powstrzymać. Ale wciąż byliśmy w grze – po pierwszej połowie i szalonym buzzer beaterze Łukasza Kolendy, przegrywaliśmy 35:38, a w połowie trzeciej kwarty, po trójkach Michała Sokołowskiego i Aarona Cela, zaledwie 50:51, a na koniec trzeciej kwarty, po akcji dwa plus jeden w ostatniej sekundzie Mateusza Ponitki prowadziliśmy 63:59. A po wsadzie w kontrataku Michała Sokołowskiego w pięć minut przed końcem – 71:69.
W końcu wpadały trójki: Michałowi Sokołowskiemu (dwie), Aaronowi Celowi, więcej miejsca miał również Ponitka, który w trzeciej kwarcie zdobył dziewięć punktów, a łącznie 16. Ale walka o wygraną toczyła się do ostatniej syreny.
Bohaterem zaciętej końcówki był Aaron Cel. 35-letni gracz Twardych Pierników Toruń to weteran ekipy Milicicia, jest o pięć lat starszy od drugiego najstarszego w zespole Jarosława Zyskowskiego. Z początku miało go w drużynie nie być, Milicić powołał go awaryjnie.
Cel najpierw trafił trójkę na 92 sekundy przed końcem, dając Polakom prowadzenie 80:73. Przewagę – jak się później okazało nie po raz ostatni w ostatnich sekundach – roztrwoniliśmy, ale Cel z dystansu trafił ponownie: na 83:79.
O wygraną musieliśmy jednak drżeć do końca. Po błędzie Schenka łatwe punkty spod samej obręczy zdobył Larkin i siedem sekund przed końcem przegrywaliśmy 85:86. Ale mieliśmy czas, by odpowiedzieć. I odpowiedzieliśmy – Ponitka wykreował pozycję Balcerowskiemu, a on w końcu się przemógł. Trafił spod samej obręczy na dwie i pół sekundy na 87:86. Pokazał charakter w najważniejszym momencie. To cenna lekcja i sprawdzian.
Choć w ostatniej akcji po rzucie Furkana Korkmaza piłka wpadła do kosza, sędziowie uznali, że rzut był oddany po czasie. Na parkiecie to była okazja do uśmiechu i dla jednych, i dla drugich. To wszak ledwie sparing przed wrześniową imprezą. Dla Polaków wygrana była jednak istotna z powodów mentalnych.
I szczęśliwie w końcu przyszła.
Ostatni mecz towarzyskiego turnieju zagramy w piątek, rywalem Polaków będzie Gruzja. Początek o 17.
Polska - Turcja 87:86 (23:17, 12:21, 28:21, 24:27)